Kiedy ja mialem dwanascie lat, a Ken czternascie, pojechalismy na letni oboz zwany Camp Millstone, w Marshfield, w stanie Massachusetts. Oboz reklamowano jako znajdujacy sie „na Cape Cod”. Gdyby to byla prawda, przyladek zajmowalby prawie pol stanu. Wszystkie domki nosily nazwy znanych college'ow. Ken spal w Yale. Ja w Duke. Podobaly nam sie wakacje. Gralismy w koszykowke, pilke nozna, bralismy udzial w wojnie niebieskich i szarych. Jedlismy paskudne zarcie i pilismy obrzydliwy wywar nazywany „sokiem z zuka”. Nasi wychowawcy byli zabawnymi sadystami. Wiedzac to, co wiem teraz, nigdy nie poslalbym mojego dziecka na letni oboz.

Cztery lata temu zabralem Squaresa i pokazalem mu Camp Millstone. Oboz byl na sprzedaz, wiec Squares kupil teren i zrobil z niego ekskluzywny osrodek wypoczynkowy dla uprawiajacych joge. Wybudowal sobie dom w miejscu, gdzie niegdys bylo boisko do pilki noznej. Wiodla tam tylko jedna droga, a budynek stal na samym srodku dawnego boiska, nikt wiec nie mogl zblizyc sie niepostrzezenie.

Uznalismy, ze to bedzie idealne miejsce.

Melissa przyleciala z Seattle. Dmuchajac na zimne, kazalismy jej wyladowac w Filadelfii. Ona, moj ojciec i ja spotkalismy sie w knajpce Vince Lombardi Rest Stop przy New Jersey Turnpike. Stamtad pojechalismy razem. Nikt nie wiedzial o spotkaniu oprocz Nory, Katy i Squaresa. Oni podrozowali osobno i mieli przybyc nazajutrz, poniewaz takze chcieli zakonczyc te sprawe.

Pierwszy wieczor planowalismy spedzic w gronie rodzinnym.

Prowadzilem. Ojciec siedzial obok mnie, Melissa ulokowala sie z tylu. Prawie nie rozmawialismy. Wszyscy czulismy rosnace napiecie – ja chyba najbardziej. Nauczylem sie, ze nie ma niczego pewnego. Dopoki nie zobacze Kena na wlasne oczy, nie usciskam go i nie uslysze, dopoty nie uwierze, ze w koncu wszystko jest w porzadku.

Myslalem o Sheili i Norze; o Duchu i przewodniczacym klasy w liceum, Philipie McGuanie, oraz o tym, kim sie stal. Zwykle jestesmy zaskoczeni, slyszac o przemocy na przedmiesciach, jakby dobrze nawodnione trawniki, schludne domki, Liga Juniorow i mecze pilki noznej, lekcje gry na pianinie, boiska do gry w klasy oraz zebrania rodzicow byly rodzajem zaklecia, odpedzajacego zlo. Gdyby Duch i McGuane wychowali sie zaledwie pietnascie kilometrow od Livingston – gdyz, jak mowilem, taka odleglosc dzielila nasze przedmiescie od centrum Newark – nikt nie bylby „wstrzasniety” ani „zaskoczony” tym, kim sie stali.

Puscilem plytke kompaktowa z koncertem Springsteena, ktory odbyl sie w lipcu 2000 roku w Madison Square Garden. Na drodze numer dziewiecdziesiat piec trwaly roboty drogowe – rzadko kiedy ich tam nie prowadza – wiec podroz trwala piec meczacych godzin. Podjechalismy do czerwonych zabudowan farmy. Nie bylo innych samochodow, czego oczekiwalismy. Ken mial przyjechac po nas.

Melissa pierwsza wysiadla z wozu. Trzask zamykanych drzwiczek odbil sie glosnym echem. Rozejrzalem sie, ale przed oczyma mialem dawne boisko do pilki noznej, chociaz garaz znajdowal sie tam, gdzie niegdys stala jedna z bramek. Podjazd biegl przez teren, gdzie kiedys byly lawki. Spojrzalem na ojca. Odwrocil wzrok.

Przez chwile wszyscy stalismy bez ruchu. Ja przelamalem czar, zmierzajac w kierunku domu. Ojciec i Melissa szli kilka krokow za mna. Wszyscy myslelismy o mamie. Powinna byc z nami, jeszcze raz zobaczyc swojego syna. Wiedzielismy, ze to wskrzesiloby cudowny usmiech Sunny. Nora pocieszyla moja matke, dajac jej zdjecie Kena. Nie potrafie wypowiedziec, jakie to dla mnie wazne.

Wiedzialem, ze Ken przyjedzie sam. Carly przebywala w bezpiecznym miejscu, chociaz mi nieznanym. Rzadko wspominalismy o niej w czasie naszych internetowych pogawedek. Ken byl gotow zaryzykowac i przybyc na rodzinne spotkanie. Nie zamierzal jednak ryzykowac zycia corki.

Krazylismy po domu. W jednym kacie staly stare krosna. Tykanie szafkowego zegara irytujaco glosno nioslo sie po pokoju. Ojciec w koncu usiadl. Melissa zblizyla sie i zwrocila na mnie to swoje spojrzenie starszej siostry.

– Dlaczego nie odnosze wrazenia, ze ten koszmar wkrotce sie skonczy? – spytala cicho. Nie chcialem sie nad tym zastanawiac.

Piec minut pozniej uslyszelismy nadjezdzajacy samochod. Odciagnalem zaslone i wyjrzalem na zewnatrz. Zapadal zmierzch, ale dobrze widzialem woz. Szara honda accord, auto zupelnie nierzucajace sie w oczy. Serce zaczelo mi bic w przyspieszonym tempie. Chcialem wybiec z domu, ale nie ruszylem sie z miejsca.

Honda zaparkowala. Przez kilka sekund – odmierzanych przez ten przeklety stary zegar – nic sie nie dzialo. Potem otworzyly sie drzwi po stronie kierowcy. Zacisnalem palce na zaslonce, o malo jej nie urywajac. Zobaczylem obuta stope stajaca na ziemi. Potem ktos wysiadl z samochodu i sie wyprostowal.

To byl Ken.

Usmiechnal sie do mnie po swojemu, usmiechem, ktory mial swiadczyc o pewnosci siebie i mowic „skopmy zyciu tylek”. Tylko tego bylo mi trzeba. Rzucilem sie do drzwi z radosnym okrzykiem. Otworzylem je na osciez, a Ken puscil sie biegiem. Wpadl do domu i chwycil mnie w objecia. Lata zniknely, jak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki. Padlismy na podloge i potoczylismy sie po dywanie. Chichotalem jak siedmiolatek. Slyszalem, ze i on sie smieje. Reszta byla niczym cudowny sen. Dolaczyl do nas ojciec, za chwile Melissa. Pozostaly mi w pamieci niewyrazne obrazy. Ken sciskajacy ojca, ojciec obejmujacy go za szyje i calujacy w czubek glowy, dlugo, z zamknietymi oczami i lzami splywajacymi po policzkach, Ken okrecajacy Melisse, ktora plakala i poklepywala go, jakby chciala sie upewnic, ze naprawde tu jest.

Jedenascie lat.

Nie wiem, jak dlugo trwalo to cudowne, szalone zamieszanie. W koncu ochlonelismy na tyle, by usiasc na kanapie. Ken zajal miejsce tuz przy mnie.

– Stawiles czolo Duchowi i przezyles – powiedzial Ken, sciskajac mnie za szyje. – Chyba juz nie potrzebujesz mnie jako obroncy.

Wyrwalem mu sie i powiedzialem z przekonaniem:

– Alez potrzebuje.

Zapadl mrok. Wyszlismy na zewnatrz. Z przyjemnoscia wciagalem w pluca nocne powietrze. Ken i ja wyprzedzilismy Melisse i ojca, ktorzy zostali dziesiec krokow za nami. Moze wyczuli, ze tego nam potrzeba? Ken obejmowal mnie ramieniem. Pamietam, ze podczas letniego obozu nie strzelilem decydujacego karnego. Moj domek przez to przegral. Koledzy zaczeli mi dokuczac. Nic niezwyklego, tak bywa na obozie. Kazdemu moze sie zdarzyc. Tamtego dnia Ken zabral mnie na spacer. Wtedy tez mnie obejmowal.

Wrocilo poczucie bezpieczenstwa, jakie dawal mi brat.

Zaczal opowiadac. Pokrywalo sie to z tym, co juz wiedzialem. Wszedl na zla droge, zawarl ugode z federalnymi, McGuane i Asselta dowiedzieli sie o tym.

Przeslizgnal sie nad pytaniem, dlaczego tamtej nocy przyjechal do domu, i wazniejszym, po co poszedl do domu Julie. Ja jednak chcialem to wyjasnic i zapytalem go prosto z mostu:

– Po co ty i Julia wrociliscie? Ken wyjal paczke papierosow.

– Zaczales palic?

– Tak, ale wkrotce rzuce. – Spojrzal na mnie i dodal: – Uznalismy z Julie, ze to bedzie dobre miejsce na spotkanie.

Pamietalem o tym, co powiedziala Katy. Podobnie jak Ken, Julie od ponad roku nie byla w domu. Czekalem, az Ken rozwinie temat. Patrzyl na papierosa, wciaz go nie zapalajac.

– Przepraszam – rzekl.

– W porzadku.

– Wiedzialem, ze wciaz ci na niej zalezy, Will. Wtedy jednak bralem narkotyki. Bylem zupelnie popieprzony. Zreszta moze bylem samolubny, sam nie wiem.

– To nie ma znaczenia – odparlem. I tak tez bylo. Mimo to wciaz nie rozumiem. Jak wplatala sie w to Julie?

– Pomagala mi.

– W jaki sposob?

Ken zapalil papierosa. Czas zmiekczyl ostre rysy i uczynil go jeszcze przystojniejszym, mimo bruzd widocznych na twarzy. Oczy nadal przypominaly brylki lodu.

– Ona i Sheila mieszkaly razem w Haverton. Zaprzyjaznily sie. Kiedy Sheila przyjechala do Haverton, poznaly sie przeze mnie. Julie wpadla w nalog. Ona tez zaczela pracowac dla McGuane'a.

– Sprzedawala narkotyki? Skinal glowa.

– Kiedy mnie zaaresztowano i zgodzilem sie wspolpracowac, potrzebowalem kogos – wspolniczki, ktora pomoglaby mi zalatwic McGuane'a. Z poczatku bylismy przerazeni, ale potem dostrzeglismy w tym szanse wyrwania sie z kregu zla.

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×