– Tak – odparla zdecydowanie.

W tym momencie rozpetalo sie pieklo.

Ojciec poswiecil sie. Krzyknal i skoczyl na Katy. Strzelila. Ojciec zachwial sie, wytracil jej bron z reki i upadl, trzymajac sie za noge.

Jednak to wystarczylo.

Ken juz zdazyl siegnac po bron. Skupil na Katy spojrzenie tych oczu, ktore opisalem jako brylki lodu. Zamierzal ja zastrzelic. Nie wahal sie. Zaraz wyceluje i nacisnie spust.

Skoczylem na niego. Uderzylem go w reke w chwili, gdy naciskal spust. Bron wypalila, ale strzal chybil. Chwycilem go wpol. Znowu potoczylismy sie po ziemi, ale to nie byla zabawa. Nie tym razem. Uderzyl mnie lokciem w brzuch. Zaparlo mi dech. Podniosl sie. Wycelowal bron w Katy.

– Nie! – zawolalem.

– Musze – rzekl Ken.

Znowu go chwycilem. Szamotalismy sie. Krzyknalem do Katy, zeby uciekala. Ken szybko zdobyl przewage. Przewrocil mnie na ziemie.

– Ona jest ostatnia nitka – rzekl.

– Nie pozwole ci jej zabic.

Ken przylozyl mi lufe do czola. Nasze twarze dzielily zaledwie centymetry. Uslyszalem krzyk Melissy. Powiedzialem jej, zeby sie nie wtracala. Katem oka zobaczylem, ze wyjela telefon komorkowy i wybiera numer.

– No juz – rzucilem – nacisnij spust.

– Myslisz, ze tego nie zrobie?

– Jestes moim bratem.

– I co z tego? – Znowu pomyslalem o zlu, o postaciach, jakie przybiera, i o tym, ze nigdy nie jest sie bezpiecznym. Nie slyszales, co powiedziala Katy? Nie rozumiesz, do czego jestem zdolny? Ilu ludzi skrzywdzilem i zdradzilem?

– Nie mnie – powiedzialem cicho.

Rozesmial sie. Jego twarz wciaz byla tuz przy mojej twarzy, bron nadal przylozona do mojego czola.

– Co powiedziales?

– Nie mnie – powtorzylem.

Ken odchylil glowe. Jego smiech odbil sie glosnym echem w ciszy. Ten dzwiek bardziej niz wszystko inne przejal mnie groza.

– Nie ciebie? – powiedzial Ken. Pochylil glowe. – Ciebie – szepnal mi do ucha – skrzywdzilem i zdradzilem bardziej niz kogokolwiek.

Jego slowa przytloczyly mnie jak bloki granitu. Spojrzalem na niego – mial sciagnieta twarz i bylem pewien, ze zaraz nacisnie spust. Zaniknalem oczy i czekalem. Dobiegly mnie jakies krzyki i halasy, ale wydawaly sie dochodzic z ogromnej odleglosci. Teraz slyszalem – i byl to jedyny dzwiek, jaki naprawde rejestrowalem – placz Kena. Otworzylem oczy. Swiat znikl. Bylismy tylko my dwaj.

Nie potrafie powiedziec, co naprawde sie stalo. Moze dlatego, ze bezradnie lezalem na plecach, a on, moj brat, tym razem nie wystepowal w roli zbawcy i opiekuna, ale byl winowajca. Moze kiedy Ken na mnie patrzyl, do glosu doszedl instynkt, zawsze nakazujacy mu mnie chronic. Byc moze to nim wstrzasnelo.

Ken przestal mnie sciskac, ale wciaz trzymal lufe przycisnieta do mojego czola.

– Musisz mi cos obiecac, Will – powiedzial.

– Co?

– Chodzi o Carly.

– Twoja corke.

Ken zamknal oczy i na jego twarzy malowalo sie glebokie cierpienie.

– Ona kocha Nore – powiedzial. – Chce, zebyscie wy dwoje zaopiekowali sie Carly. Wychowajcie ja. Obiecaj.

– A co z…?

– Prosze – blagalnie powiedzial Ken. – Prosze, obiecaj mi.

– W porzadku, obiecuje.

– Przyrzeknij, ze nigdy jej do mnie nie przyprowadzisz.

– Co?

Plakal. Lzy splywaly mu po policzkach, moczac twarze nam obu.

– Obiecaj mi, do licha. Nigdy jej o mnie nie wspominaj.

– Wychowaj ja jak wlasna corke. Nie pozwol jej odwiedzac mnie w wiezieniu. Przyrzeknij albo zaczne strzelac.

– Oddaj mi bron, a wtedy ci obiecam.

Ken spojrzal na mnie. Wcisnal mi bron do reki, po czym mocno mnie ucalowal. Objalem go ramionami. Sciskalem go, morderce. Przytulilem. Plakal jak dziecko na mojej piersi, az uslyszelismy syreny.

Probowalem go odepchnac.

– Idz – szepnalem blagalnie. – Prosze. Uciekaj.

Jednak Ken sie nie ruszyl. Nie tym razem. Nigdy sie nie dowiem dlaczego. Moze mial dosc ucieczki. Moze probowal przezwyciezyc zlo. A moze chcial tylko, zebym trzymal go jak najdluzej? Nie wiem. W kazdym razie pozostal na miejscu. Obejmowal mnie, az przyjechala policja i go zabrala.

58

Cztery dni pozniej

Samolot Carly przylecial punktualnie.

Squares podwiozl nas na lotnisko. On, Nora i ja poszlismy razem w kierunku terminalu C. Nora szla przodem. Znala dziewczynke, a poza tym byla podekscytowana tym, ze znow ja zobaczy. Ja bylem niespokojny i przestraszony.

– Porozmawialem z Wanda – odezwal sie Squares. Spojrzalem na niego.

– Powiedzialem jej wszystko.

– I co?

Przystanal i wzruszyl ramionami.

– Wyglada na to, ze obaj zostaniemy ojcami predzej, niz sie spodziewalismy.

Usciskalem go, cieszac sie jak diabli. Nie bylem pewien, jak wyglada moja sytuacja. Mialem wychowywac dwunastoletnia dziewczynke, ktorej nie znalem. Zrobie co w mojej mocy, ale wbrew temu, co powiedzial Squares, nigdy nie bede ojcem Carly. Pogodzilem sie z wieloma sprawami zwiazanymi z Kenem, wlacznie z mozliwoscia, ze reszte zycia spedzi w wiezieniu, ale wciaz gryzlem sie tym, ze nie chcial juz nigdy ogladac swojej corki. Zakladalem, ze zamierzal ja w ten sposob chronic. Pewnie uwazal, ze tak bedzie dla niej lepiej.

Mowie „zakladalem”, poniewaz nie moglem go zapytac. Po aresztowaniu Ken nie chcial i mnie widywac. Nie wiem dlaczego, ale to, co wyszeptal: „Ciebie skrzywdzilem i zdradzilem bardziej niz kogokolwiek…”. Te slowa wciaz odbijaly sie echem w mojej glowie, nie dajac sie zagluszyc.

Squares pozostal na zewnatrz. Nora i ja wbieglismy do budynku. Miala na palcu moj pierscionek zareczynowy. Oczywiscie, przybylismy za wczesnie. Znalezlismy czesc dla przylatujacych i pospieszylismy korytarzem. Nora przepuscila swoja torebke przez rentgen. Ja uruchomilem bramke wykrywacza metali, ale to byl tylko moj zegarek. Pognalismy do wyjscia, chociaz samolot mial wyladowac dopiero za pietnascie minut.

Siedzielismy, trzymajac sie za rece, i czekalismy. Melissa postanowila jeszcze jakis czas zostac w miescie. Opiekowala sie ojcem. Yvonne Sterno dostala wylacznosc, tak jak jej obiecalem. Nie wiem, jak to wplynie na jej kariere zawodowa. Jeszcze nie skontaktowalem sie z Edna Rogers. Pewnie wkrotce to zrobie.

Natomiast co do Katy, to nie wysunieto wobec niej zadnych oskarzen. Myslalem o tym, jak bardzo chciala zamknac te sprawe, i zastanawialem sie, czy wreszcie o niej zapomni. Niewykluczone.

Wicedyrektor Joe Pistillo ostatnio oznajmil, ze z koncem roku przechodzi na emeryture. Teraz rozumiem az za dobrze, dlaczego tak nalegal, zebym trzymal Katy Miller z dala od sprawy – nie dla jej dobra, lecz z powodu tego,

Вы читаете Bez pozegnania
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×