Mlody detektyw skinal glowa.
– W komodzie przy lozku znalazlem plik banknotow. – Zamilkl.
– Przeliczyles? – zirytowal sie Dimonte. Krinsky ponownie skinal glowa.
– Ile?
– Troche ponad dziesiec tysiecy.
– Dziesiec patykow w gotowce? – ucieszyl sie Dimonte. – Pokaz.
Krinsky wreczyl mu banknoty. Nowe, scisniete gumka. Myron patrzyl, jak detektyw je przeglada. Same setki. Z kolejnymi numerami seryjnymi. Sprobowal je zapamietac. Dimonte rzucil pakiet Krinsky’emu.
– Tak jest – powiedzial, wciaz sie usmiechajac. – Wszystko pasuje i dowodzi, ze trafilismy na narkotyki. – Urwal. – Jest tylko jeden problem.
– Jaki?
– Ty, Bolitar. – Dimonte wskazal na Myrona. – Psujesz mi wersje z handlem narkotykami. No, bo co, do diabla, robisz… – Urwal w pol zdania i strzelil palcami. – Jasny gwint… – Klepnal sie w skron, a iskra w jego oku urosla. – Moj Boze!
Ach ta subtelnosc!
– Cos cie oswiecilo, Rolly? – spytal Myron.
Dimonte zignorowal jego pytanie.
– Peretti!
– Co jest?
Koroner podniosl wzrok znad zwlok.
– Te plastikowe cyce. Myron powiada, ze sa duze.
– Owszem, i co z tego?
– Jak duze?
– Co?
– Jak duze sa te cyce?
– Pytasz o rozmiar miski? – upewnil sie Peretti.
– No.
– Czy ja produkuje biustonosze? Skad mam wiedziec, do kurwy nedzy?
– Ale sa duze, no nie?
– Tak.
– Bardzo duze.
– Przeciez masz oczy.
Przysluchujac sie w milczeniu tej wymianie zdan, Myron probowal podazyc za logika Dimonte’a – nadzwyczaj zdradliwym tropem.
– Wieksze od balonow z woda? – zapytal Dimonte.
Peretti wzruszyl ramionami.
– Zalezy jakich.
– W dziecinstwie nigdy nie napelniales balonow kranowa?
– Pewnie, ze tak. Ale nie pamietam, jak duze byly te balony. Dzieciom wszystko wydaje sie wieksze. Dwa lata temu zajrzalem do mojej dawnej podstawowki, zeby odwiedzic nauczycielke z trzeciej klasy. Nadal tam pracuje, dasz wiare? Pani Tansmore. Jak Boga kocham, stara buda wydala mi sie mala jak domek dla lalek. A kiedy sie tam uczylem, byla ogromna. Wielka jak…
– Dobra, ciemna maso, ujme to jasniej. – Dimonte wzial gleboki oddech. – Czy mozna w nich przewiezc narkotyki?
Cisza. Wszyscy w pokoju zamarli. Myron zastanawial sie, czy uslyszal przed chwila najbardziej durny, czy najblyskotliwszy domysl na swiecie. Spojrzal na Perettiego. Koroner podniosl glowe i rozdziawil usta, jakby polowal na muchy.
– No wiec, Peretti? Mozna?
– Co mozna?
– Czy mogla ukryc narkotyki w cyckach? Przeszmuglowac je w nich?
Peretti spojrzal na Myrona. Ten wzruszyl ramionami.
– Nie wiem – odparl wolno koroner.
– A jak mozna sie o tym przekonac?
– Musze je obejrzec.
– No, to co sie na mnie gapisz? Do roboty.
Peretti zabral sie do ogledzin. Dimonte usmiechnal sie do Myrona. Brwi mu lekko zatanczyly. Byl dumny ze swojej dedukcji. Myron milczal.
– Wykluczone – oznajmil Peretti.
– A to czemu?! – spytal zawiedziony Dimonte.
– Nie ma zbliznowacen. Gdyby szmuglowala w nich narkotyki, musieliby rozcinac i zaszywac skore. A potem to samo powtarzac w Stanach. A takich sladow brak.
– Jestes pewien?
– Calkowicie.
– Szlag by to! – Dimonte spojrzal groznie na Myrona i zaciagnal go w kat. – Chce wiedziec wszystko, Bolitar. Ale juz.
Jak to rozegrac? – zastanawial sie Myron, choc po prawdzie nie mial wyboru. Musial mu powiedziec. Nie mogl dluzej taic, ze Greg Downing zniknal. Mial jedynie nadzieje, ze to sie nie rozniesie. W tym momencie przypomnial sobie, ze na zewnatrz czeka Norman Lowenstein.
– Jedna chwile – rzekl.
– Co? A ty dokad?
– Zaraz wracam. Zaczekaj.
– Akurat.
Dimonte puscil sie za nim po schodach i wypadl na ganek. Normana nie bylo. Myron rozejrzal sie. Ani sladu Lowensteina. Nic dziwnego. Pewnie czmychnal na widok policji. Bezdomny, winny czy niewinny, szybko uczy sie, ze najlepiej ulotnic sie z miejsca, gdzie zjawia sie wladza.
– O co chodzi? – spytal Dimonte.
– O nic.
– Wiec gadaj. Od poczatku.
Myron powiedzial prawie wszystko. Jego opowiesc o maly figiel nie wytracila Dimonte’owi wykalaczki z ust. O nic nie pytal, za to, kiedy Myron robil pauzy, wykrzykiwal „Kurza pala!” i „Ja piorkuje!”. Na koniec zatoczyl sie do tylu i usiadl na stopniach ganku. Przez kilka ladnych chwil, nim wreszcie sie pozbieral, patrzyl niewidzacym wzrokiem.
– Niewiarygodne! – rzekl wreszcie.
Myron skinal glowa.
– Twierdzisz, ze nikt nie wie, gdzie jest Downing?
– Jezeli wiedza, to nie mowia.
– Po prostu zniknal?
– Na to wyglada.
– I w suterenie jego domu jest krew?
– Tak.
Detektyw znow pokrecil glowa. Opuscil reke i polozyl ja na prawym bucie. Myron widzial juz kiedys ten gest. Dimonte lubil z jakiegos powodu piescic buty. Dlaczego, nie wiadomo. Moze dotyk wezowej skory go koil. Moze przypominal mu lono matki.
– Przypuscmy, ze Downing zabil ja i uciekl – rzekl Dimonte.
– To bardzo duze „przypuscmy”.
– Owszem, ale pasuje.
– Niby jak?
– Powiedziales, ze Downing spotkal sie z ofiara w sobote wieczorem. O ile sie zalozysz, ze kiedy Peretti wezmie ja na stol, to okaze sie, ze zginela mniej wiecej w tym czasie?