– To jeszcze nie znaczy, ze Downing ja zabil. Dimonte przyspieszyl pieszczoty buta. W dole minal ich mezczyzna na lyzworolkach, ktoremu probowal dotrzymac tempa mocno zziajany pies. Pomysl na nowy produkt: lyzworolki dla psow.
– W sobote Greg Downing i ofiara spotkali sie wieczorem w srodmiejskiej knajpce. Wyszli stamtad okolo jedenastej. Co dalej? Wiemy, ze ona nie zyje, a on zniknal. – Dimonte spojrzal na Myrona. – To wskazuje, ze zabil ja i zwial.
– To wskazuje na tuzin innych rzeczy.
– Na przyklad?
– Na przyklad, ze Greg byl swiadkiem morderstwa, wystraszyl sie i uciekl. Albo ze byl swiadkiem morderstwa i go porwano. Kto wie, czy ci sami ludzie go nie zabili.
– Gdzie w takim razie jest cialo? – spytal Dimonte.
– Moze byc wszedzie.
– Dlaczego nie zostawili go tutaj, z jej zwlokami?
– Moze zabili go gdzie indziej. A moze zabrali zwloki, bo jest slawny, a oni chca uniknac szumu.
– Fantazjujesz, Bolitar.
– Ty tez.
– Moze. Pozostaje jedno. – Dimonte wstal. – Trzeba rozeslac przez radio komunikat wewnetrzny o Downingu.
– Zaraz, zaraz. To nie jest dobry pomysl.
Dimonte spojrzal na Myrona jak na niespuszczona zawartosc muszli klozetowej.
– Bardzo przepraszam – rzekl z falszywa grzecznoscia. – Szanowny pan bierze mnie za kogos, kto ma gdzies, co pan mysli.
– Chcesz nadac przez policyjne radio list gonczy za slawnym, uwielbianym sportowcem?
– Mam go traktowac po uwazaniu, bo jest slawny i uwielbiany?
– Skadze – odparl Myron, myslac goraczkowo. – Zastanow sie, co sie stanie, kiedy go nadasz. Pochwyci go prasa i rozpetasz goraczke taka jak ta wokol O. J. Simpsona. Z pewna roznica. Ty nie masz nic na Downinga. Ani motywu. Ani materialnego dowodu. Zero.
– Na razie – przyznal Dimonte. – Za wczesnie jednak…
– Otoz to, za wczesnie. Radze ci, zaczekaj. I dzialaj zgodnie z prawem, bo swiat bedzie ci patrzyl na rece. Kaz tym glabom na gorze, by starannie rejestrowali na tasmie kazdy twoj krok. Nie zostawiaj niczego przypadkowi. Nie dopusc, zeby ktos zarzucil ci pozniej, ze cos spaskudziles albo naciagnales fakty. Zanim wejdziesz do domu Downinga, wez nakaz przeszukania. Wszystko rob zgodnie z regulaminem.
– Jasne, ale nadam rowniez komunikat.
– Rolly, zalozmy, ze Greg Downing ja zabil. Czy wiesz, co nastapi, jesli nadasz ten komunikat? Po pierwsze, uznaja, ze wbiles sobie do lba, ze to Downing, i tyle. Ze masz klapki na oczach. Po drugie, sciagniesz sobie na kark media. Beda sledzic kazdy twoj ruch, starac sie pierwsi dotrzec do dowodow, komentowac i podwazac wszystko, co robisz. Po trzecie, jezeli teraz wmieszasz w to Grega, to czy zdajesz sobie sprawe, z jakimi pijawkami zadrzesz?
Dimonte skinal glowa i zrobil mine, jakby ssal cytryne.
– Jebani prawnicy.
– Z gazami jak gwiazdy koszykowki. Nim cokolwiek na niego znajdziesz, wypelnia wnioski, wszystko zablokuja i… znasz reszte.
– Kurwa mac! – zaklal Dimonte.
Myron skinal glowa.
– Rozumiesz? – spytal.
– Rozumiem. Ale o czyms zapomniales, Bolitar. – Dimonte zademonstrowal, jak sie gryzie wykalaczke. – Gdybym puscil ten komunikat, twoje male zespolowe sledztwo diabli by wzieli. Przegralbys.
– Mozliwe – odparl Myron.
Dimonte przyjrzal mu sie z krzywym usmieszkiem.
– Co nie znaczy, ze nie masz racji, i nie mysl, ze nie kapuje, co kombinujesz.
– Czytasz we mnie tak plynnie jak Yasco da Gama mape. Dimonte poslal mu kose spojrzenie. Myron poskromil chec, zeby wywrocic oczami.
– A wiec zagramy tak. Zostaniesz w zespole, kontynuujac swoje male sledztwo. A ja postaram sie zachowac dla siebie, co mi powiedziales, tak dlugo – dla podkreslenia Dimonte uniosl palec – tak dlugo, jak uznam za stosowne. Jezeli znajde dosc dowodow na Downinga, wypuszcze komunikat. A ty bedziesz mnie informowal o wszystkim. Niczego nie zataisz. Masz pytania?
– Tylko jedno – odparl Myron. – Gdzies kupil swoje buty?
ROZDZIAL 13
W drodze na trening zadzwonil z telefonu w samochodzie.
– Higgins – odezwal sie glos.
– Fred? Tu Myron Bolitar.
– Hej, kope lat. Co u ciebie, Myron?
– Nie narzekam. A u ciebie?
– W Departamencie Stanu ciagle cos sie dzieje.
– Jasne.
– Jak tam Win? – spytal Higgins.
– Bez zmian.
– Ten gosc przyprawia mnie o ciarki, wiesz, o czym mowie?
– Pewnie.
– Tesknicie za robota dla federalnych?
– Ja nie – odparl Myron. – Win chyba tez nie. Nie mogl sie w niej wyzyc.
– Wszystko slysze. Ej, wyczytalem w gazetach, ze znowu grasz.
– Tak.
– W twoim wieku i z takim kolanem? Jak to mozliwe?
– Dlugo by mowic, Fred.
– Ani slowa wiecej. Ej, w nastepnym tygodniu przyjezdzacie do nas zagrac z Bullets. Zalatwisz mi bilety?
– Zrobie, co sie da.
– Swietnie, dzieki. O co chodzi, Myron?
– O informacje na temat studolarowych banknotow. Z kolejnymi numerami. Z serii B028856011A.
– Na kiedy ja potrzebujesz?
– Jak najszybciej.
– Zrobie, co bede mogl. Trzymaj sie, Myron.
– Ty tez, Fred.
Nie stracil nic z walorow. Wyluzowal sie. Niesamowite uczucie, przemozne. Gral jak z nut. Kiedy strzelal, niewidzialna reka zdawala sie niesc pilke do kosza. Gdy kozlowal, pilka stawala sie przedluzeniem dloni. Zmysly mial wyostrzone niczym wilk w puszczy. Czul sie tak, jakby wpadl w czarna dziure i wylonil sie z niej dziesiec lat wczesniej na akademickich finalach koszykowki. Nawet kolano sprawowalo sie wspaniale.
Trening wypelnila glownie gra wyjsciowej piatki z piecioma najczesciej grzejacymi lawe. Myronowi wychodzilo wszystko. Strzaly na kosz z wyskoku. Bloki, po ktorych gotow byl do natychmiastowego rzutu. Do tego wykonal dwa rajdy na kosz – wpadajac w paszcze strefy obrotowych – i oba zakonczyl zwyciesko.
Zdarzaly sie chwile, ze zapominal o Gregu Downingu, poharatanych zwlokach Carli – Sally – Roberty, krwi w suterenie, zbirach, ktorzy go napadli, a nawet – tak, tak – o Jessice. W zylach plynela mu rozkoszna energia – energia sportowca u szczytu formy. Mowiono o fizycznym blogostanie biegaczy, euforii spowodowanej wydzielinami gruczolow, gdy cialo jest zmuszone do najwyzszego wysilku. Wprawdzie nie mogl tego odniesc do siebie, lecz rozumial towarzyszace wyczynowi sportowemu wzloty i upadki. Jesli grales dobrze, twoje cialo