rozsadzal wigor, a do oczu cisnely sie lzy czystej radosci. Wigor ten trwal do pozna w nocy – lezales w lozku, nie mogac zasnac, i odtwarzales najwspanialsze chwile, czesto w zwolnionym tempie, niczym nadgorliwy sprawozdawca sportowy z palcem na guziku „replay”. Kiedy grales zle, godzinami, a nawet dniami chodziles opryskliwy i struty. Oba te biegunowe nastroje wyolbrzymialy znaczenie uderzenia pilki kijem, cisniecia nia z wielka predkoscia lub przepchniecia jej przez metalowa obrecz. Jesli grales slabo, probowales sie pocieszac, ze to glupie przejmowac sie czyms tak blahym. Ale gdy wzbijales sie na szczyt wlasnych mozliwosci, zamykales usta gadule, ktory siedzial w tobie.

Kiedy Myron biegal tam i z powrotem po parkiecie niesiony falami zmiennych akcji, tylna furtka wkradla mu sie do glowy mysl. Trzymala sie z boku, kryla za kanapa, pojawiala sie co jakis czas na moment, zeby zaraz znow sie schowac. Dasz rade, drwila z niego. Znow mozesz grac.

Jego szczesliwa passa trwala takze w pojedynkach z Leonem White’em, najlepszym kumplem Grega, z ktorym dzielil pokoj na wyjazdach. W trakcie gry nawiazali ze soba rodzaj wiezi, jaka laczy kolegow z druzyny, a nawet przeciwnikow. Czekajac piers w piers na podanie, wymieniali szeptem na ucho krotkie zarty. Klepali sie po plecach, komplementujac za udane zagrania. Leon byl facetem z klasa. Zadnych docinkow. Nawet gdy Myron przestrzelil lub, cofajac sie za pole trzech sekund, padl na tylek, Leon White mial dla niego wylacznie slowa zachety.

Coach Donny Walsh dmuchnal w gwizdek.

– Wystarczy, panowie – oznajmil. – Po dwadziescia osobistych i do domu.

Leon i Myron uscisneli sobie dlonie, przybijajac piatki, tak jak robia to tylko dzieci i zawodowi sportowcy. Myron zawsze uwielbial te czesc treningu, niemal zolnierskie poczucie kolezenstwa. Nie doswiadczyl go od lat. Bylo wspaniale. Gracze podzielili sie na pary – jeden strzelal, drugi zbieral i podawal – rozeszli sie pod kosze. Znow dopisalo mu szczescie, bo stworzyl pare z Leonem White’em. Wzieli reczniki, butelki z woda i przeszli pod trybunami. Siedzialo na nich troche reporterow. Wsrod nich naturalnie Audrey. Spojrzala na Myrona z rozbawionym usmiechem. Oparl sie pokusie, zeby pokazac jej jezyk. Lub tylek. Treningowi przygladal sie tez Calvin Johnson. Stal w garniturze, oparty o sciane, jakby pozowal do niepozowanego zdjecia. W czasie sparingu Myron probowal ocenic jego reakcje, ale z miny Mrozonki nie dalo sie oczywiscie nic wyczytac.

Rzucal pierwszy. Stanal na linii, z szeroko rozstawionymi nogami i oczami utkwionymi w obreczy. Lecaca ze wsteczna rotacja pilka przeszyla kosz.

– Bedziemy dzielic pokoj – powiedzial Myron.

– Tak slyszalem – odparl Leon.

– Pewnie niedlugo. – Myron znowu strzelil. Kosz zaszelescil. – Jak myslisz, kiedy wroci Greg?

Leon zlapal pilke i plynnie mu ja odrzucil.

– Nie wiem.

– Jak on sie czuje? Z jego kostka lepiej?

– Nie wiem – powtorzyl Leon.

Po kolejnym rzucie osobistym kosz znow zaszelescil. Przepocona koszulka przyjemnie ciazyla. Myron chwycil recznik i wytarl twarz.

– Rozmawiales z nim? – spytal.

– Nie.

– Dziwne.

Leon podal mu pilke.

– Co jest dziwne?

Myron wzruszyl ramionami, zrobil cztery kozly.

– Slyszalem, ze sie przyjaznicie – odparl.

Leon usmiechnal sie polgebkiem.

– Kto tak mowi?

Myron strzelil. Kosz zaszelescil.

– Rozni. Gazety et cetera.

– Nie wierz wszystkiemu, co przeczytasz.

Dlaczego? Leon przekazal mu kozlem pilke.

Prasa uwielbia zaprzyjazniac z soba bialych i czarnych graczy. Wciaz szukaja kogos na wzor Gale’a Sayersa i Briana Piccolo.

– Nie jestescie przyjaciolmi?

– Coz, znamy sie od dawna, fakt.

– Ale nie jestescie zzyci?

Leon spojrzal na niego podejrzliwie.

– Co tak wypytujesz?

– Po prostu rozmawiam. Z tym zespolem laczy mnie jedynie Greg.

– Laczy?

Myron wznowil kozlowanie.

– Kiedys bylismy rywalami.

– No i?

– A bedziemy kolegami z druzyny. Dziwne uczucie. Myron przestal kozlowac, bo Leon utkwil w nim wzrok.

– Myslisz, ze Greg dba o dawna rywalizacje z uczelni? – W glosie Leona zabrzmialo niedowierzanie.

– Byla bardzo zazarta… To znaczy, wtedy – odparl Myron, wiedzac, ze brzmi to bardzo nieprzekonujaco.

Nie patrzac na Leona, oddal strzal.

– Nie chce cie urazic – rzekl Leon. – Dziele z Gregiem pokoje od osmiu lat, ale ani razu o tobie nie wspomnial. Nawet gdy rozmawialismy o studiach.

Szykujacy sie do rzutu Myron znieruchomial i spojrzal na Leona, probujac zachowac obojetna mine, bo choc bardzo nie chcial sie do tego przyznac, jego slowa, o dziwo, zabolaly go.

– Strzelaj. Chce jechac – ponaglil Leon.

Ciezkim krokiem podszedl do nich T.C. W dloniach mial dwie pilki, ktore trzymal z taka latwoscia, jakby to byty grejpfruty. Upuscil jedna i po rytualnej wymianie usciskow i klepniec dloni z Leonem spojrzal z szerokim usmiechem na Myrona.

– Pamietam, pamietam – zapewnil Myron. – Lomot, tak? T.C. skinal glowa.

– A co sie za tym kryje? – spytal Myron.

– Dzis wieczorem wszystko sie wyjasni – odparl T.C. – Na imprezie w moim domu.

ROZDZIAL 14

Na parkingu pod stadionem Meadowlands czekal Dimonte.

– Wsiadaj – powiedzial, wychylajac sie z czerwonej corvetty.

– Czerwona corvette? Dlaczego mnie to nie dziwi?

– Wskakuj.

Myron otworzyl drzwiczki i wsunal sie na fotel z czarnej skory. Choc silnik byl zgaszony, Dimonte sciskal dlonmi kierownice i patrzyl przed siebie. Twarz mial biala jak przescieradlo. Wykalaczka zwisala mu z ust. Subtelny jak zwykle, raz po raz krecil glowa.

– Cos sie stalo, Rolly?

– Jaki jest ten Downing?

– Slucham?

– Gluchy jestes?! – rozezlil sie Dimonte. – Jaki jest?

– Nie wiem. Od lat nie zamienilem z nim slowa.

– Ale znales go, tak? W szkole. Jaki byl? Zadawal sie z wywrotowcami?

Myron zatrzymal na nim wzrok.

– Z wywrotowcami?

– Odpowiedz na pytanie.

– Co ty pleciesz? Z wywrotowcami?!

Вы читаете Bez Sladu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату