sie do mnie, bo jestem bogata supergwiazda. Kombinuja, ze wpadnie im cos za friko.
– I dobrze ci z tym?
– Niewazne, czy mi z tym dobrze. Tak juz jest. Nie narzekam.
– Czujesz sie samotny? – spytal Myron.
– Z tyloma ludzmi dookola?
– Wiesz, o co pytam.
– Wiem. – T.C. poruszyl glowa na boki tak energicznie, jakby probowal przed gra rozluznic miesnie karku. – W kolko sie gada o cenie slawy, ale chcesz wiedziec, jaka jest prawdziwa cena? Pomin pierdoly o utracie prywatnosci. Jasne, ze w kinie bywam rzadziej niz kiedys. Tez mi problem. A zreszta tam, skad pochodze, ludzi nie stac na kino. Prawdziwa cena jest to, ze tracisz czlowieczenstwo. Stajesz sie rzecza, przedmiotem lsniacym jak te merce na podjezdzie. Dla biednych ziomali z getta jestem zlota drabina z frykasami na kazdym szczeblu.
A dla tych bogatych bialych chlopcow zywa maskotka. Tak jak OJ. Simpson. Pamietasz gosci okupujacych jego salon z trofeami?
Myron skinal glowa.
– Nie zrozum mnie zle. Ja sie nie skarze. To znacznie lepsza robota niz pompowanie benzyny czy praca w kopalni wegla. Ale zawsze musze pamietac, ze od reszty czarnuchow z ulicy odroznia mnie tylko gra w koszykowke. Tak jest. Walnie mi kolano, jak kiedys tobie, i laduje tam z powrotem. Nigdy o tym nie zapominam. Nigdy. – Slowa T.C. zawisly w rzeskim powietrzu. Spojrzal surowo na Myrona. – Tak wiec, kiedy jakas ekstracizia traktuje mnie, jakbym byl nie wiem kim, nie o mnie jej chodzi. Rozumiesz? Oslepia ja moja kasa i slawa. Tak jak wszystkich.
– Wiec sie nigdy nie zaprzyjaznimy? – spytal Myron.
– A czy zadalbys mi to pytanie, gdybym byl ciemnym durniem nalewajacym benzyne na stacji?
– Moze.
– Chrzanisz – powiedzial z usmiechem T.C. – Ludzie obgaduja moje zachowanie. Mowia, ze sie zachowuje, jakby kazdy byl mi cos winien. Ze jestem primadonna. Mowia tak, bo ich przejrzalem. Sa wsciekli, ze znam prawde. Wszyscy: wlasciciele klubu, trenerzy, kto tylko, maja mnie za ciemnego czarnucha, za co wiec mam ich szanowac? Odzywaja sie do mnie tylko dlatego, ze wsadzam pilke do kosza. Jestem malpa, na ktorej zarabiaja. Z chwila gdy przestane zarabiac, koniec. Stane sie jeszcze jednym smieciem z getta, niegodnym siadania czarna dupa na ich bialym klozecie. – Zamilkl, jakby zabraklo mu tchu. Znow spojrzal na panorame miasta. Jej widok go odmlodzil. – Spotkales kiedykolwiek Isiaha Thomasa? – spytal.
– Z Detroit Pistons? Tak, raz.
– Slyszalem jakis czas temu wywiad z nim, Pistons zdobyli wtedy mistrzostwo. Gosc zapytal go, co by robil, gdyby nie zostal koszykarzem. Wiesz, co odpowiedzial mu Isiah?
Myron pokrecil przeczaco glowa.
– Ze bylby senatorem Stanow Zjednoczonych. – T.C. zaniosl sie gromkim, wysokim smiechem, ktory odbil sie echem w cichej nocy. – Pomyslalem: Czy ten czarny zwariowal? Naprawde w to wierzy? Senatorem Stanow Zjednoczonych?! Z kogo robi balona?! – Zasmial sie ponownie, ale jakby z przymusem. – Ja wiem, kim bym byl. Zapieprzalbym w stalowni od polnocy do dziesiatej rano, a moze siedzialbym w pierdlu albo nie zyl. – Pokrecil glowa. – Senator Stanow Zjednoczonych. W morde.
– A co z gra? – wtracil Myron.
– O co pytasz?
– Lubisz grac w koszykowke?
T.C. rozbawilo to pytanie.
– Ty lubisz, co? Lapiesz sie na caly ten kit „kocham te gre”.
– A ty nie?
T.C. pokrecil ogolona glowa. Ksiezyc, ktory sie w niej odbil, skapal ja w niemal mistycznej poswiacie.
– Nie – odparl. – Koszykowka zawsze byla dla mnie tylko srodkiem do celu. Do zdobycia pieniedzy. Do ustawienia sie na cale zycie.
– Nigdy nie kochales tej gry?
– Pewnie, ze kochalem. Bylo dokad pojsc, rozumiesz? Ale nie chodzilo o sama gre… nie o bieganie, skakanie i reszte. Chodzilo o koszykowke. Wszedzie indziej bylem pierwszym lepszym, glupim czarnym chlopakiem, za to na boisku gosciem, kims. Bohaterem. To daje niewiarygodnego kopa, wszyscy traktuja cie, wiesz jak.
Myron skinal glowa. Wiedzial.
– Moge cie o cos spytac?
– Prosze.
– Po co ci te wszystkie tatuaze i kolczyki?
T.C. usmiechnal sie.
– Przeszkadzaja ci?
– Nie. Tylko jestem ciekaw.
– Powiedzmy, ze lubie je nosic. Wystarczy?
– Tak – odparl Myron.
– Ale w to nie wierzysz?
Myron wzruszyl ramionami.
– Nie.
– To prawda, trocheje lubie. Ale przede wszystkim chodzi o biznes.
– Biznes?
– Biznes koszykarski. Pieniadze. Mnostwo. Wiesz, ile kasy tluke z reklam? Kupe szmalu. Dlaczego? Bo szokowanie poplaca. Spojrz na Deona. Popatrz na Rodmana. Im wiekszy odpal, tym wiecej mi placa.
– Wiec to wszystko pic?
– W duzej mierze. A poza tym lubie szokowac, juz taki jestem. Glownie na uzytek prasy.
– Przeciez prasa rozrywa cie na strzepy.
– I co z tego? Pisza o mnie, a ja na tym zarabiam. To proste. – T.C. usmiechnal sie. – Cos ci powiem. Prasa to najglupsze zwierze na tej bozej ziemi. Wiesz, co kiedys zrobie?
Myron pokrecil glowa.
– Pozbede sie tych kolczykow i reszty, zaczne sie ladnie ubierac, grzecznie sie wyrazac: „Tak, prosze pana”, „Tak, prosze pani”, i pasc ich bzdurami o zespolowym wysilku, ktore tak chetnie lykaja. Czy wiesz, co sie stanie? Ci sami popaprancy, ktorzy pisza, ze niszcze zasady gry, beda calowac moj czarny tylek niczym kamien w zamku Blarney. Beda pieprzyc o mojej cudownej przemianie. Nazwa mnie bohaterem. A ja tylko zmienie rodzaj picu.
T.C. usmiechnal sie szeroko.
– Niezly z ciebie agregat, T.C. – powiedzial Myron.
T.C. odwrocil sie plecami do basenu. Myron przygladal sie mu w milczeniu. Nie kupil wszystkich jego wynurzen. Cos sie za nimi krylo. Wprawdzie T.C. nie klamal, ale nie mowil tez calej prawdy. A moze nie potrafil sie do niej przyznac nawet przed soba? Cierpial. Naprawde wierzyl, ze go nikt nie kocha, a taka swiadomosc, niezaleznie od tego, kim jestes, boli. Nie czujesz sie pewnie. Chcesz sie ukryc, otoczyc murami. Najsmutniejsze bylo to, ze T.C. mial po czesci racje. Kto by sie nim przejmowal, gdyby nie gral w zawodowa koszykowke? Gdyby niewrodzony talent do tej prostej gry, gdzie bylby teraz? Przypominal piekna dziewczyne, ktora pragnie, bys odkryl w niej dusze. Do tego zas mogla cie sklonic tylko jej uroda. Gdyby ja stracila, stala sie brzydka, nikomu nie przyszloby do glowy szukac pod zewnetrzna powloka wewnetrznego piekna. Gdyby T.C. stracil sprawnosc fizyczna, spotkaloby go to samo.
W sumie nie byl takim dziwakiem, za jakiego miala go opinia publiczna, ani tez takim poukladanym gosciem, za jakiego pragnal uchodzic w jego oczach. Myron, chociaz nie psycholog, nie mial watpliwosci, ze za tatuazami i kolczykowaniem kryje sie nie tylko chec zdobycia pieniedzy. Tak gladkie wyjasnienie nie tlumaczylo podobnej dewastacji ciala. W przypadku T.C. w gre wchodzilo wiele czynnikow. Jako byla gwiazda koszykowki, Myron niektore z nich znal i rozumial. W innych jednak nie mogl sie polapac, poniewaz T.C. i on pochodzili z calkiem roznych swiatow.
– Mam pytanie – przerwal ich wspolna samotnosc T.C.
– Wal.
– Co tu robisz?
– Tu? W twoim domu…