– Czy ja wygladam na idiote?
Weszla do domu.
– Cos ci pokaze – powiedziala.
Z wirowka i glosem wyliczajacego go po knockdownie wewnetrznego sedziego w glowie Myron pokonal opor nog i podazyl za nia po schodach. Poprowadzila go ciemnym korytarzem z nowoczesnymi litografiami na scianach. Zatrzymala sie przed jakimis drzwiami, otworzyla je i zapalila swiatlo. W pokoju panowal koszmarny balagan, typowy dla nastolatka, tak jakby ktos zebral na kupe wszystkie jego rzeczy i potraktowal je granatem. Na scianach wisialy krzywo wystrzepione – brakowalo pinezek – plakaty z wizerunkami Michaela Jordana, Keitha Van Horna, Grega Downinga i Austina Powersa z biegnacym przez srodek nierownym rozowym napisem YEAH, BABY! Do drzwi szafy przytwierdzony byl kosz zabawka. Na biurku stal komputer i lampa, na ktorej wisiala bejsbolowka. Do tablicy z korka przypieto za duzymi pinezkami rodzinne fotografie i rysunki mlodszej siostry Jeremy’ego. Byly tez futbolowki, pilki do bejsbolu z autografami, tanie nagrody, dwie blekitne szarfy i trzy pilki do koszykowki, jedna bez powietrza. Procz tego sterty plyt CD, konsola do gier, nieposlane lozko, zaskakujaco duzo ksiazek, w tym kilka otwartych, lezacych grzbietami do gory. Podloge zascielaly – jak ranni na pobojowisku – ubrania. Z powysuwanych szuflad zwieszaly sie uciekajace, zda sie, z nich koszule i bielizna. A w powietrzu unosil sie lekki, dziwnie podnoszacy na duchu zapach dzieciecych skarpet.
– Flejtuch z niego – powiedziala Emily, nie dodajac oczywistego „tak jak ty”.
Myron stal bez ruchu.
– W szufladzie biurka trzyma oxy dziesiec. Mysli, ze nie wiem. Jest w wieku, kiedy w nocy fantazjuje sie na potege, a jeszcze nie pocalowal dziewczyny. – Podeszla do tablicy z korka i odpiela zdjecie Jeremy’ego. – Jest piekny, prawda?
– To mi nie pomaga, Emily.
– Chce, zebys zrozumial.
– Zrozumial co?
– Zadna go nie pocalowala. Umrze, nie pocalowawszy dziewczyny.
Myron uniosl rece w poddanczym gescie.
– Nie wiem, co na to powiedziec.
– Postaraj sie zrozumiec, dobrze?
– Nie potrzebuje melodramatow. Rozumiem.
– Wlasnie, ze nie rozumiesz. Myslisz o tamtej nocy jak o jakiejs koszmarnej pomylce. Jak o grzechu, za ktory zaplacilismy slona cene. Gdybysmy tylko mogli cofnac czas i wymazac ten tragiczny blad… Jakie to szekspirowskie, co? Twoja zrujnowana kariera koszykarska, przyszlosc Grega, nasze malzenstwo… wszystko stracone przez jedna chwile zadzy.
– To nie byla zadza.
– Nie klocmy sie o to od nowa. Nie obchodzi mnie, co to bylo. Zadza, glupota, strach, fatum. Nazwij to sobie, jak chcesz, ale za nic nie chce do tego wracac. Ten „blad” to najlepsze, co mnie w zyciu spotkalo. Z tej calej afery wzial sie Jeremy, nasz syn. Slyszysz, co do ciebie mowie? Dla niego zniszczylabym milion karier i malzenstw.
Spojrzala wyzywajaco na Myrona. Nie odezwal sie.
– Nie jestem religijna, nie wierze w traf, w przeznaczenie ani w nic z tych rzeczy – ciagnela. – Ale moze w swiecie istnieje jakas rownowaga. Moze stworzenie tego cudownego chlopca wymagalo takiej destrukcji.
– To mi nie pomaga – powtorzyl Myron, wycofujac sie z pokoju.
– Pomaga!
– Chcesz, zebym znalazl dawce. Probuje to zrobic. Ale takie wzruszenia mi nie pomagaja. Musze zachowac bezstronnosc.
– Przeciwnie, musisz sie zaangazowac. Podejsc do tego emocjonalnie. Musisz zrozumiec, co jest stawka: twoj syn, ten piekny chlopak, ktory otworzyl ci drzwi, umrze, nie zaznawszy pocalunku dziewczyny.
Emily podeszla blizej i zajrzala mu w oczy. Wzrok miala zywy i jasny jak nigdy.
– Na uczelni ogladalam wszystkie twoje mecze i zakochalam sie w tobie. Nie dlatego, ze byles gwiazda druzyny, nie dlatego, ze byles taki wysportowany, taki zreczny, ale dlatego, ze byles taki otwarty, naturalny, uczuciowy. Im wieksze byly emocje, im wiekszej podlegales presji, tym lepiej grales. Jezeli gra siadala, traciles zainteresowanie. Potrzebowales ostrogi. Walki o zwyciestwo, kiedy do konca meczu brakowalo sekund. Potrzebowales odrobiny niepewnosci.
– To nie jest mecz, Emily.
– Pewnie, ze nie. Stawka jest wyzsza. Takie tez powinny byc emocje. Trzeba cie przyprzec do muru, Myron. Wtedy jestes najlepszy.
Spojrzal na zdjecie Jeremy’ego i odkryl w sobie nieznane uczucie. Zamrugal, pochwycil odbicie swojej twarzy w lustrze na drzwiach szafy i na chwile stanal mu przed oczami wlasny ojciec.
Emily objela go i, ukrywszy twarz w zaglebieniu jego ramienia, rozplakala sie. Nie odsunal sie. Stali tak przez kilka minut, zanim zeszli na dol. Przy kolacji chlonal jej opowiesci o Jeremym. Przeniesli sie na kanape i zaczeli ogladac albumy ze zdjeciami. Emily podwinela nogi, podparla glowe dlonia i znow zaczela opowiadac. Do drzwi odprowadzila go przed druga w nocy. Trzymali sie za rece.
– Wiem, ze rozmawiales z doktor Singh – powiedziala w progu.
– Tak.
Wziela gleboki oddech.
– Powiem jedno.
– Slucham.
– Sledze swoj cykl. Kupilam test domowy. Najlepszy do… zaplodnienia bedzie czwartek.
Otworzyl usta, ale powstrzymala go gestem.
– Znam wszystkie kontrargumenty, ale dla Jeremy’ego moze to byc ostatnia szansa. Nic nie mow. Przemysl to sobie.
Zamknela drzwi. Myron wpatrywal sie w nie kilka chwil. Probowal wskrzesic moment, kiedy Jeremy je otworzyl, usmiech na jego twarzy, ale zamglony obraz szybko sie rozplynal.
21
Z samego rana zadzwonil do Terese. Nie podniosla sluchawki. Zmarszczyl czolo.
– Czyzby puscila mnie w trabe? – spytal Wina.
– Watpliwe.
Win w jedwabnej pizamie, w dobranym do niej szlafroku i rannych pantoflach czytal gazete. Brakowalo mu fajki, by wygladal jak postac z jednoaktowki, ktora w wolnej chwili popelnil Noel Coward.
– Dlaczego?
– Bo pani Collins wydaje mi sie osoba bardzo bezposrednia. Poczulbys, gdyby cie wyrzucila na smietnik.
– Poza tym kobiety pociaga moj nieodparty urok.
Win przewrocil strone.
– Co ona kombinuje? – spytal Myron.
– Jakiego to slowa uzywacie wy, ludzie zyjacy w zwiazkach? – Win stuknal palcem w podbrodek. – Mam! Przestrzen. Moze potrzebuje wiecej przestrzeni.
– „Potrzeba przestrzeni” to zazwyczaj synonim puszczenia w trabe.
– Skoro tak mowisz. – Win skrzyzowal nogi. – Chcesz, zebym to zbadal?
– Co zbadal?
– Co kombinuje pani Collins.
– Nie.
– Swietnie. Przejdzmy do sprawy. Jak wypadlo spotkanie z Federalnym Biurem Sledczym?
Myron zrelacjonowal mu przebieg przesluchania.
– Czyli nie wiemy, czego chcieli – rzekl Win.
– Nie.
– Nic ci nie swita?