Ale scenariusz byl inny.
Myron uderzyl go mocno dlonmi w uszy.
Oczy adwokata rozszerzyly sie jak pewnie nigdy dotad. Myron zatkal mu usta dlonia, tlumiac krzyk, druga zas przytrzymal mu potylice i zwalil z fotela na podloge.
Layton upadl na plecy. Patrzac mu prosto w oczy, Myron dostrzegl na jego policzku lze i poczul sie podle. Ale mysl o Jeremym pozwolila mu zachowac kamienna twarz.
– Niech pan do niej zadzwoni – powiedzial i wolno cofnal reke.
Chase mocno dyszal. Myron zerknal na Wina, Win potrzasnal glowa.
– Pojdzie pan do wiezienia! – syknal Layton.
Myron zamknal oczy, zacisnal dlon w piesc i uderzyl go pod zebra, w watrobe. Twarz prawnika zapadla sie. Myron zatkal mu usta dlonia, lecz tym razem Layton nie krzyknal.
Win rozsiadl sie w fotelu.
– Dla porzadku, Chase – powiedzial – jako jedyny swiadek tego wydarzenia, przysiegne w sadzie, ze uderzono pana w samoobronie.
Layton calkiem sie zagubil.
– Niech pan do niej zadzwoni – powtorzyl Myron, starajac sie, zeby nie zabrzmialo to blagalnie.
Spojrzal na Chase’a Laytona – na wysuniety ze spodni tyl koszuli, przekrzywiony krawat, potargana fryzure – i zdal sobie sprawe, ze dla tego czlowieka swiat nie bedzie juz taki sam. Napadnieto go i pobito. Bylo pewne, ze odtad bedzie chodzil ostrozniej. Spal odrobine mniej gleboko. I na zawsze zmieni sie jego psychika.
Byc moze to samo dotyczylo Myrona.
Po kolejnym ciosie z ust prawnika dobylo sie ciche „uff!”. Win stanal przy drzwiach. „Zachowaj kamienna twarz” – powtorzyl sobie Myron. Wykonywal zadanie. Nic nie moglo go powstrzymac. Ponownie opuscil piesc.
Piec minut potem Chase Layton zadzwonil do Susan Lex.
32
– Byloby lepiej, zebym to ja go obil – rzekl Win.
– Byloby tak samo – odparl Myron, nie zwalniajac kroku.
Win wzruszyl ramionami. Mieli godzine. W sali konferencyjnej Chase’a Laytona pozostawili Wielka Cyndi, rzekomo w celu omowienia z nim nowego kontraktu w zawodowym wrestlingu. Kiedy tam weszla w kostiumie Wielkiej Szefowej na dwumetrowym, stuczterdziestokilogramowym ciele, adwokat ledwo na nia spojrzal. Bol po ciosach Myrona z pewnoscia juz slabl. Layton wygladal na poturbowanego, lecz nie doznal powaznego szwanku.
Esperanza zajela pozycje w holu na dole. Myron i Win spotkali sie z Zorra dwa pietra nizej, na szostym. Po rekonesansie Zorra uznala szoste za najspokojniejsze i najlatwiejsze do kontroli. Pomieszczenia biurowe na polnocnej scianie byly puste, jedyne wejscie i wyjscie po stronie zachodniej. Esperanza, Zorra i Win utrzymywali z soba staly kontakt za posrednictwem komorek. W ciagu dwudziestu minut od zajecia przez Myrona i Wina stanowisk winda zatrzymala sie na ich pietrze tylko dwa razy. Doskonale. W obu przypadkach udali zajetych rozmowa, ktorzy czekaja na winde jadaca w przeciwnym kierunku. Prawdziwi tajni komandosi.
Myron zywil ogromna nadzieje, ze gdy przystapia do dziela, nie pojawi sie nikt postronny. Co prawda bylo pewne, ze Zorra ich ostrzeze, ale po rozpoczeciu akcji nie mogli jej zatrzymac. Musieliby sie uciec do wykretow, ze, na przyklad, przeprowadzaja cwiczenia, lecz mocno powatpiewal, czy zdobedzie sie dzis na pobicie kolejnych niewinnych osob. Zamknal oczy. Nie bylo odwrotu. Sprawy zaszly za daleko.
– Znowu sie zastanawiasz, czy cel uswieca srodki? – zagadnal z usmiechem Win.
– Nie zastanawiam sie.
– Nie?
– Wiem, ze nie uswieca.
– A jednak?
– Nie jestem w nastroju do analizowania wlasnych uczuc.
– Szkoda, bo jestes w tym bardzo dobry.
– Dziekuje.
– Znam cie doskonale. Zachowasz to na pozniej, kiedy znajdziesz wiecej czasu. Zazgrzytasz zebami nad tym, co zrobiles, zawstydzisz sie, dopadna cie wyrzuty sumienia i poczucie winy, lecz zarazem bedziesz dziwnie dumny, ze nie ja odwalilem za ciebie brudna robote. Na koniec solennie obiecasz sobie, ze wiecej sie to nie powtorzy. I pewnie sie nie powtorzy… a w kazdym razie do chwili, gdy stawka znow bedzie tak duza.
– A wiec jestem hipokryta – odparl Myron. – Zadowolony?
– Ja nie o tym.
– A o czym?
– Nie jestes hipokryta. Mierzysz bardzo wysoko. To, ze twoje strzaly nie zawsze siegaja celu, nie czyni z ciebie obludnika.
– Z czego wniosek, ze cele nie uswiecaja srodkow. Najwyzej czasami.
Win rozlozyl rece.
– A widzisz? Zaoszczedzilem ci wielu godzin grzebania w duszy. Moze powinienem rozwazyc, czy nie napisac podrecznika w stylu „Jak najlepiej gospodarowac wlasnym czasem”.
– Sa – dobiegl przez komorke glos Esperanzy.
Win przylozyl telefon do ucha.
– Ile osob? – spytal.
– Wchodza trzy. Susan Lex. Granitowy gosc, o ktorym tyle mowi Myron. I ochroniarz. Dwoch zostaje na zewnatrz.
– Zorra – powiedzial Win do sluchawki. – Miej oko na tych dwoch dzentelmenow.
– A gdyby sie ruszyli?
– To ich powstrzymaj.
– Z przyjemnoscia.
Zorra zachichotala. Win usmiechnal sie. Witamy w telefonie zaufania dla psycholi. Tylko 3,99 $ za minute. Pierwsza rozmowa za friko.
Zaczekali. Minely dwie minuty.
– Srodkowa winda – poinformowala Esperanza. – Wsiedli wszyscy troje.
– Ktos z nimi jedzie?
– Nie… zaraz. Cholera, wsiadaja dwaj biznesmeni.
Myron zamknal oczy i zaklal.
– Zadanie dla ciebie – powiedzial Win.
Myronowi strach scisnal serce. Winda wjezdzali niewinni ludzie. Swiadkowie. Przemoc byla nieunikniona.
– Tak? – spytal.
– Chwileczke – odezwala sie Esperanza. – Granitowy zagrodzil im droge. Chyba kazal im zaczekac na druga winde.
– Ochrona tip-top – rzekl Win. – Dobrze, ze nie mamy do czynienia z amatorami.
– W porzadku. W srodku tylko troje – poinformowala Esperanza.
Myronowi wyraznie ulzylo.
– Winda sie zamyka… juz.
Myron nacisnal guzik „gora”. Win wyjal czterdziestkeczworke. Myron wyciagnal glocka. Straszny ciezar pistoletu, ktory trzymal przy udzie, pokrzepial. Czekali. Myron nie spuszczal z oka korytarza. Nikogo. Liczyl, ze szczescie ich nie opusci. Puls mu przyspieszyl. Zaschlo w ustach. Nagle zrobilo sie cieplej.
Swiatelko nad srodkowa winda zadzwonilo. Win, znow w swoim zywiole, z mina bliska blogostanu poruszyl brwiami i powiedzial:
– Akcja!
Myron napial miesnie, lekko sie pochylil. Szum windy ucichl i po chwili drzwi zaczely sie rozsuwac. Win nie