Myron skrecil w lewo i przejechal przez brame z kutego zelaza strzezona przez dwa kamienne sokoly.

– Gdzie jestesmy? – spytal.

Susan Lex nie odpowiedziala.

Dwor zdawal sie rozpychac zielen, torujac sobie droge lokciami. Jego biala klasyczna fasada w stylu georgianskim byla nadmiernie okazala. Neoklasyczne okna, pilastry, frymusne przyczolki, rzezbione balkony, ceglane naroza i mury z prawdziwego kamienia zdobily zielone wici bluszczu. A w samym srodku idealnie symetrycznej budowli znajdowaly sie wielkie dwuskrzydle drzwi.

– Niech pan wjedzie na tamten parking.

Myron podazyl wzrokiem za palcem towarzyszki. Na brukowanym parkingu stalo ze dwadziescia samochodow roznych marek. BMW, dwie hondy accord, trzy mercedesy roznych typow, fordy, terenowka i jeden czterodrzwiowy woz rodzinny. Typowa amerykanska mieszanka. Jeszcze raz spojrzal na za duzy dwor i dostrzegl rampy. Bylo ich sporo. Przyjrzal sie pojazdom. Tablice rejestracyjne kilku wskazywaly, ze sa to wozy lekarzy.

– Szpital – powiedzial.

Susan Lex usmiechnela sie.

– Chodzmy.

Poszli sciezka wybrukowana ceglami. Na klombach pracowali na kolanach ogrodnicy w rekawicach. Z naprzeciwka nadeszla kobieta. Usmiechnela sie uprzejmie, ale nic nie powiedziala. Przez lukowate drzwi weszli do pietrowego holu. Siedzaca przy biurku kobieta wstala, lekko zmieszana.

– Nie spodziewalismy sie pani wizyty – usprawiedliwila sie.

– Nic nie szkodzi.

– Nie zabezpieczylismy kliniki.

– Nie szkodzi.

– Tak, prosze pani.

Susan Lex, nie zwalniajac kroku, weszla na wielkie schody po lewej. Trzymala sie srodka, nie dotykala poreczy. Myron podazyl za nia.

– O jakim zabezpieczeniu mowila recepcjonistka? – spytal.

– Na moj przyjazd oprozniaja korytarze i nie ma na nich nikogo.

– By dochowac tajemnicy?

– Tak – odparla z marszu. – Jak pewnie pan spostrzegl, nie wymienila mojego nazwiska. Przestrzegaja dyskrecji.

Na ostatnim pietrze Susan Lex skrecila w lewo. Sciany pustego korytarza pokrywala tapeta tloczona w klasyczny kwiecisty wzor. Nie bylo stolikow, krzesel, obrazow w ramach, orientalnych chodnikow. Mineli z tuzin pokojow. Drzwi byly otwarte tylko w dwoch. Bardzo szerokie, jak w szpitalu dzieciecym, ktory odwiedzil. Na wozki, nosze i podobne.

Na koncu korytarza Susan Lex zatrzymala sie, wziela gleboki oddech i spojrzala na Myrona.

– Gotow pan?

Skinal glowa.

Otworzyla drzwi i weszla. Myron za nia. W pokoju dominowalo ogromne zabytkowe loze z baldachimem, w stylu mebli z rezydencji Jeffersona Monticello. Sciany w kolorze cieplej zieleni mialy drewniane wykonczenie. Na soczyscie szkarlatnym perskim dywanie stala wiktorianska kanapa barwy burgunda, z sufitu zwieszal sie maly krysztalowy kandelabr, a z glosnikow dobywal odrobine za glosno nastawiony koncert skrzypcowy Mozarta. W kacie siedziala kobieta, ktora czytala ksiazke. Takze ona, widzac, kto wszedl, zerwala sie na rowne nogi.

– W porzadku – powiedziala Susan Lex. – Moze nas pani na chwile opuscic?

– Tak, prosze pani. Gdyby pani czegos sobie zyczyla…

– Zadzwonie, dziekuje.

Kobieta wykonala ni to dyg, ni sklon i pospiesznie wyszla. Myron spojrzal na mezczyzne na lozu. Podobienstwo do obrazu stworzonego w komputerze bylo niesamowite, prawie doskonale. Nawet martwe oczy wygladaly tak samo. Podszedl blizej. Dennis Lex powiodl za nim oczami, martwymi i pustymi jak okna domu, w ktorym nikt nie mieszka.

– Panie Lex?

Dennis Lex tylko na niego patrzyl.

– Nie mowi – wyjasnila Susan Lex.

Myron obrocil sie w jej strone.

– Nie rozumiem – powiedzial.

– Mial pan racje. To szpital. Cos w rodzaju szpitala. W innych czasach nazwano by go pewnie prywatnym sanatorium.

– Pani brat jest tu dlugo?

– Od trzydziestu lat – odparla. Podeszla do lozka i po raz pierwszy spojrzala na brata. – W takich wlasnie miejscach, panie Bolitar, bogaci ukrywaja przykre tajemnice. – Poglaskala policzek lezacego. Dennis Lex nie zareagowal. – Jestesmy zbyt kulturalni, zeby nie zapewnic naszym bliskim najlepszej opieki. Bardzo to humanitarne i praktyczne, nieprawdaz?

Myron czekal na dalszy ciag. Susan Lex wciaz glaskala policzek brata. Nie udalo mu sie zobaczyc jej twarzy, bo glowe miala odwrocona i opuszczona.

– Jak tutaj trafil? – spytal.

– Postrzelilam go.

Myron otworzyl usta, zamknal je i szybko policzyl.

– Alez pani byla wtedy dzieckiem – powiedzial.

– Mialam czternascie lat. Bronwyn szesc. – Przestala gladzic policzek brata. – Banalna historia. Slyszal ja pan tysiac razy. Bawilismy sie naladowana bronia. Bronwyn chcial ja potrzymac, odmowilam, siegnal po nia i wypalila. – Powiedziala to jednym tchem, wpatrujac sie w Dennisa i znow gladzac jego policzek. – Oto rezultat.

Myron spojrzal w nieruchome oczy lezacego.

– Od tamtej pory przebywa tutaj?

Skinela glowa.

– Jakis czas czekalam na jego smierc w przekonaniu, ze uznaja mnie za morderczynie.

– Byla pani dzieckiem. To byl wypadek.

Spojrzala na niego i usmiechnela sie.

– Dziekuje, wiele dla mnie znaczy, ze wlasnie pan to mowi.

Myron nic nie powiedzial.

– Niewazne. Tata sie z tym uporal. Zalatwil bratu najlepsza opieke. Byl bardzo skryta osoba. Bron nalezala do niego. Zostawil ja w miejscu dostepnym dla dzieci. Jego slawa i majatek rosly. W owym czasie przejawial ambicje polityczne. Krotko mowiac, chcial sie pozbyc problemu.

– I pozbyl sie.

Pokiwala glowa.

– Tak.

– A co z pani matka?

– O co pan pyta?

– Jak na to zareagowala?

– Matka nie cierpiala rzeczy przykrych, panie Bolitar. Po tym wypadku nie zobaczyla wiecej syna.

Dennis Lex wydal z siebie dzwiek, gardlowy chrobot, niepodobny do ludzkiego glosu. Susan uciszyla go delikatnie.

– Czy pani i Bronwynowi udzielono pomocy? – spytal Myron.

Uniosla brew.

– Pomocy?

– Czy ktos sie wami zajal? Pomogl dojsc do siebie?

Susan Lex zrobila mine.

– Niech pan nie zartuje – powiedziala.

Myron stal z wirujaca pustka w glowie.

– A wiec poznal pan prawde, panie Bolitar.

– Tak sadze.

Вы читаете Najczarniejszy strach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату