POKOJE Z LUSTRAMI
ZAPEWNIAMY POSCIEL!
Zaplacil za przejazd Parkway Avenue. Drozniczka na rogatce byla bardzo przyjacielska. Niewiele brakowalo, aby spojrzala na niego, rzucajac mu reszte.
Z telefonu w wozie zadzwonil do matki i zapewnil, ze nic; mu nie jest. Polecila, zeby zadzwonil do ojca, bo to on bardziej sie martwi. Kiedy zrobil to i zapewnil, ze nic mu nie jest, ojciec kazal mu zatelefonowac do matki, bo to ona bardziej sie martwi. Grunt to dobra lacznosc w rodzinie. Sekret szczesliwego malzenstwa.
Pomyslal o Kathy Culver. O Adamie Culverze. O Nancy Serat. Probowal ich polaczyc. Linie byly w najlepszym razie cieniutkie. Jedna z nich byl z pewnoscia Fred Nickler, sir Szmatlawiec. Zdjecie Kathy nie trafilo do
Pol godziny pozniej Myron wjechal do wyjatkowo dzis wyludnionego kampusu. Nikogo nie bylo widac. Malo same chodow. Zaparkowal przed domem dziekana i zapukal drzwi. Otworzyla mu Madelaine (nie przestalo mu sie podobac to imie). Wyraznie zadowolona, usmiechnela sie do niego,; lekko przechylajac glowe.
– O, witam, Myronie.
– Czesc.
Madelaine Gordon byla w stroju do tenisa. W krotkiej spodniczce, miala swietne nogi, i bialej koszulce. Dostrzegl, ze koszulka przeswituje. Ten zmysl obserwacji, cecha rasowego detektywa! Zorientowala sie, ze to zauwazyl. Nie obrazila sie,
– Przepraszam, ze nachodze – powiedzial.
– Nie nachodzi pan – odparla. – Wlasnie mialam wziac prysznic.
Hm.
– Meza nie zastalem? Skrzyzowala rece pod biustem.
– Wroci za kilka godzin. Dostal pan moja wiadomosc?
Skinal glowa.
– Wejdzie pan?
– Probuje mnie pani uwiesc, pani Robinson?
– Slucham.
– Cytat z
– Aha.
Madelaine zwilzyla wargi. Bardzo seksowne. Ludzie nie zwracaja uwagi na usta. Mowia o nosie, podbrodku, oczach, policzkach. Myron zwracal uwage na wargi.
– Powinnam sie obrazic – ciagnela. – Nie jestem az tak duzo starsza od pana.
– Oczywiscie. Cofam cytat.
– Wobec tego ponawiam pytanie. Wejdzie pan?
– Oczywiscie – odparl, zaskakujac ja refleksem. Czyz mogla sie oprzec tak blyskotliwej riposcie?
Zniknela w domu, pozostawiajac po sobie proznie, ktora – oczywiscie wbrew jego woli – wciagnela go jak odkurzacz. W srodku bylo milo, w tym domu z pewnoscia kwitlo zycie towarzyskie. Po lewej duzy otwarty salon. Lampy Tiffany’ego. Perskie dywany. Popiersia Francuzow z dlugimi wlosami w lokach. Stojacy zegar. Olejne portrety jakis ponurakow.
– Usiadzie pan? – zaproponowala Madelaine.
– Dziekuje.
Namietna. Tego slowa uzyla Esperanza. Pasowalo. Nie tylko do jej glosu, ale rowniez manier, chodu, oczu i osobowosci.
– Napije sie pan? Spostrzegl, ze sobie juz nalala.
– Jasne, cokolwiek pani poda.
– Wodke z tonikiem.
– Swietnie.
Myron nie znosil wodki.
Przyrzadzila drinka. Pil, starajac sie nie krzywic. Nie byl pewien, czy z powodzeniem. Usiadla przy nim.
– Jeszcze nigdy nie bylam taka bezposrednia – powiedziala.
– Naprawde?
– Bardzo mi sie podobasz. Wlasnie dlatego miedzy innymi lubilam patrzec, jak grasz. Jestes bardzo przystojny. Takie banalne komplementy na pewno cie nudza.
– „Nudza” to niewlasciwe slowo.
Madelaine skrzyzowala nogi. Wprawdzie nie tak jak Jessica, ale tez bylo co ogladac.
– Kiedy wczoraj zadzwoniles do drzwi, nie chcialam stracic okazji. Dlatego odrzucilam skrupuly i z niej skorzystalam.
– Rozumiem – powiedzial, nie przestajac sie usmiechac.
Wstala i wyciagnela do niego reke.
– No, to co z tym prysznicem?
– A czy moglibysmy najpierw pomowic? To ja zaskoczylo.
– Cos sie stalo? – spytala. Myron udal zaklopotanie.
– Jestes mezatka.
– I to ci przeszkadza? Specjalnie mu nie przeszkadzalo.
– Tak. Chyba tak – odparl.
– Godne podziwu.
– Dziekuje.
– I glupie.
– Dziekuje. Zasmiala sie.
– A wlasciwie urocze. Moje malzenstwo z dziekanem jest, ze tak powiem, polotwarte.
Hm.
– Moglabys mi to objasnic?
– Objasnic?
– Zebym nie mial zadnych watpliwosci.
Usiadla. Biala spodniczka byla taka kusa, jakby jej nie bylo. Dziekanowa Gordonowa miala nogi zaslugujace na epitet „wspaniale”.
– Po raz pierwszy musze to objasniac – powiedziala.
– Wiem o tym, ale to bardzo interesujace. Uniosla brwi.
– Co?
– Co rozumiesz przez „polotwarte”? Westchnela.
– Przyjaznilam sie z mezem od dziecinstwa. Nasi rodzice spedzali lato w Hyannis Port. Oboje pochodzilismy z tak zwanych dobrych rodzin. – Palcami zaznaczyla w powietrzu cudzyslow. – Sadzilismy, ze to wystarczy. Ale nie wystarczylo.
– To dlaczego sie nie rozwiedziecie? Zrobila zdziwiona mine.
– Dlaczego ja ci o tym wszystkim mowie?
– Bo mam uczciwe niebieskie oczy, ktorymi hipnotyzuje.
– Moze.
Myron Gumowa Twarz przybral mine niesmiala jak trusia.
– Maz ma koneksje polityczne. Byl ambasadorem. Jest nastepny w kolejce do objecia stanowiska rektora uczelni. Gdybysmy sie rozwiedli…
– To koniec – dokonczyl Myron.
– Tak. Nawet w dzisiejszych czasach najmniejszy skandal moze zrujnowac czlowiekowi kariere, zdegradowac go zyciowo i towarzysko. Poza tym Harrison i ja pozostajemy serdecznymi przyjaciolmi. Najlepszymi. Tyle ze potrzebujemy limitowanych bodzcow pozamalzenskich.
– Limitowanych?
– Raz na dwa miesiace.
– Jak do tego doszliscie? Dzieki jakiemus nowemu algorytmowi?
Usmiechnela sie.