– Umowa byla taka, ze Chaz moze w kazdej chwili sie wycofac i zwrocic pieniadze. To mu obiecal Roy O’Connor.
– W dupie mam, co obiecal O’Connor!
– Trzymaj fason, Frank, bardzo prosze – upomnial brata Herman.
– Ja go pieprze, Herman! Ten dzwon chce mnie wydymac! Zwinac mi ze stolu zarcie! Nie tylko tego czarnucha Landreaux. Na tym sie nie skonczy. Mamy umowy z wieloma dobrze rokujacymi zawodnikami. Stracimy jednego, stracimy wszystkich. Reszta agentow musi wiedziec, ze z nami sie nie pogrywa. Zalatwmy Bolitara od razu.
– Niezbyt mi sie to podoba – wtracil Myron.
– A kto cie, kurwa, pyta?
– Ja tylko mowie, co mysle.
– Nie pomagasz mi, Frank. Pozwol mi to zalatwic. Obiecales.
– Co zalatwic? Zabij skurwysyna! I tyle.
– Zaczekaj obok. Zajme sie tym, slowo.
Frank poslal Myronowi nienawistne spojrzenie. Myron je zignorowal. Wiedzial, ze to czesc przedstawienia. Ze staraja sie go zastraszyc, tak jak probowali Otto Burke z Larrym Hansonem. Niemniej atmosfera smiertelnego zagrozenia nadala odegranej przez nich scence w stylu Pata i Patachona calkiem nowej dynamiki.
Zamyslony Win nie zareagowal.
– Chodz, Aaron – warknal Frank. – Idziemy, ale wyrok na niego obowiazuje.
– Prosze bardzo – odparl Herman. – Chcesz go zabic, nie wejde ci w parade.
– Juz go nie ma.
Wychodzac, Frank trzasnal drzwiami. Efektowny epizod, choc przeszarzowany, pomyslal Myron.
– Pociecha z niego – rzekl.
Herman przeszedl w kat gabinetu i wolno zamachnal kijem.
– Na twoim miejscu bym z nim nie zadzieral. Jest naprawde wkurzony. Zawsze cie lubilem, Myron. Od samego poczatku. Nie wiem, czy tym razem zdolam ci pomoc.
Ow „poczatek” mial miejsce na pierwszym roku studiow w Duke. Myron nie lubil tego wspomnienia. Jego ojciec gral hazardowo i przegrywal. Dzien przed meczem z druzyna Uniwersytetu Stanowego Georgii Myron zastal go w akademiku w towarzystwie dwoch oprychow Hermana Ache’a. Zapowiedzieli mu, ze jezeli Georgia nie przegra dwunastoma punktami, to jego stary straci palec. Po raz pierwszy widzial wtedy ojca placzacego. W ostatnich czterdziestu sekundach trzykrotnie stracil pilke i z tego powodu jego druzyna wygrala tylko dziesiecioma punktami.
Ojciec i syn nigdy o tym nie rozmawiali.
– Dlaczego tak ci zalezy na tym Chazie Landreaux?
– Bo warto go uratowac.
– Przed czym?
– To jeszcze dzieciak, Hermanie, a Frank dokreca mu srube. Chce temu zapobiec.
Herman usmiechnal sie, zmienil kije, wykonal kilka uderzen i wzial wbijak.
– Wieczny idealista.
– Skadze. Chce tylko pomoc chlopakowi.
– I sobie.
– Owszem. I sobie.
Myron spostrzegl, ze Herman Ache ma na nogach buty do golfa. Z kolcami. Rany! Dla wiekszosci ludzi golf to idiotyczna namiastka sportu. Dla garstki zyciowa obsesja. Sa tylko te dwie skrajnosci.
– Watpie, czy go powstrzymam – rzekl Herman, przypatrujac sie dziurom w dywanie. – Frank jest bardzo zawziety.
– To ty rzadzisz. Wszyscy to wiedza.
– Frank jest moim bratem. Na odciski wchodze mu tylko w ostatecznosci. W tym przypadku nie widze potrzeby.
– Co Frank mu zrobil?
– Slucham?
– Jak go nastraszyl?
– A… – Herman znow zmienil kije. Wbijak zastapil „drewniakiem”. – Porwal jego siostre blizniaczke.
Myrona znow scisnelo w dolku. On i Win mieli racje. Tylko co z tego.
– Nic jej nie jest?
– O to bym sie nie martwil – odparl Herman takim tonem, jakby zadano mu bardzo glupie pytanie. – Nie zrobia jej krzywdy. O ile Landreaux nie zerwie wspolpracy.
– Kiedy ja wypuszcza?
– Za dwa dni. Po to, zeby kontrakt nabral mocy prawnej, a Landreaux sie nie rozmyslil.
– Czego chcesz, Hermanie? Ile zadasz za zdjecie mi Franka z karku?
Herman Ache nalozyl rekawiczke do golfa i, patrzac na swoje rece, wykonal bardzo staranny zamach.
– Jestem stary, Myron. Stary i bogaty. Coz moglbys mi dac? Win usiadl prosto, pierwszy raz zmieniajac pozycje.
– Za szeroko prowadzi pan kij, panie Ache – rzekl. – Niech pan mocniej skreci nadgarstki i przesunie uchwyt odrobine w prawo.
Nagla zmiana tematu zaskoczyla wszystkich. Herman spojrzal na Wina.
– Przepraszam – powiedzial – ale nie zapamietalem nazwiska.
– Windsor Horne Lockwood Trzeci.
– A wiec to pan jest tym niesmiertelnym Winem. Nie tego sie spodziewalem. – Herman wyprobowal nowy chwyt. – Troche dziwnie.
– Pare tygodni i sie pan oswoi. Czesto pan gra?
– Kiedy tylko moge. Dla mnie to wiecej niz gra. To…
– …swietosc – dokonczyl za niego Win. Oczy Hermana rozblysly.
– Wlasnie. Pan gra w golfa, panie Lockwood?
– Tak.
– Nic nie dorowna tej grze.
– Nic – przyznal Win. – Gdzie pan grywa?
– Takim jak ja trudno znalezc dobre pola. Naleze do klubu Swietego Antoniego w Westchester. Zna go pan?
– Nie.
– Marne pole. Osiemnastodolkowe, oczywiscie. Skaliste. Trzeba skakac jak gorska kozica.
Opowiesci golfiarzy. Myron kochal je. Tak jak wszystko, nieprawdaz?
– Czegos nie rozumiem – czujnie podchwycil temat. – Masz przeciez takie wplywy, Hermanie. Dlaczego nie grasz, gdzie ci sie podoba?
Ache i Win zmierzyli go takim wzrokiem, jakby byl swietym tureckim, modlacym sie w Watykanie.
– Pan wybaczy, ale Myron nie zna sie na golfie – rzek Win. – Mysli, ze „zelazo” dziewiatka to komponent witaminy.
Herman sie zasmial. Dwaj gangsterzy zawtorowali. Myron nie rozumial dlaczego.
– Znam sie doskonale – odparl. – Golf to gromada facetow w smiesznych strojach, ktorzy na wielkich trawiastych nieruchomosciach wala kijami w pilki.
Zasmial sie. Nikt mu nie zawtorowal. Golfisci nie slyna z poczucia humoru. Herman schowal kij do worka.
– Czlonkostwa klubu golfowego nie da sie wymusic ani kupic – wyjasnil. – Za bardzo szanuje te gre i jej tradycje zeby chwytac sie tak chamskich metod. Miejsca w pierwszej lawce w kosciele nie zalatwia sie, przykladajac ksiedzu pistolet do glowy.
– Swietosc – powtorzyl Win.
– Tak jest. Prawdziwy golfista czyms takim sie nie splami.
– Do klubu musi go ktos zaprosic – dodal Win.
– Wlasnie. Na wspanialym polu golfowym nie tylko siei gra. Takiemu polu sklada sie hold. Z rozkosza przyjalbym zaproszenie na ktores z nich. To moje wielkie marzenie. Niestety, nie do spelnienia.