dentysty. Na koncu korytarza pojawilo sie dwoch nowych typow.

Uzbrojonych.

– Oho! – mruknal Myron do ucha Wina.

Win skinal glowa.

Zbiry wycelowaly w nich bron.

– Te, Zlotowlosy. Chodz no tu – warknal jeden z nich.

– Zlotowlosy?

Win spojrzal na Myrona.

– Mowi o tobie.

– A! Jestem blondynem. Rozumiem.

– Do ciebie mowie, Zlotowo. Ruszze dupa.

– Bez gry wstepnej?

Win ruszyl korytarzem. Ci spod wykrywacza metali odebrali im bron. Czterech bandziorow, cztery lufy. Duza sila ognia. Po ostatnim wieczorze gangsterzy nie chcieli ryzykowac.

– Rece na glowe. Idziemy.

Stojacy od siebie w odleglosci trzech metrow Myron i Win wykonali polecenie. Do Myrona podszedl jeden z oprychow spod wykrywacza metali i znienacka rabnal go kolba w nerke.

Myron upadl na kolana. Zemdlilo go. Oprych kopnal go w zebra, poprawil i powalil na ziemie. A wtedy drugi oprych stanal mu na udach i zaczal je deptac, jakby gasil plonaca sciolke. Raz trafil go w obolala nerke.

Majac wrazenie, ze zaraz zwymiotuje, Myron jak przez mgle dojrzal Wina. Win patrzyl bez wiekszego zainteresowania. Bardzo szybko ocenil, ze w tej sytuacji nie zdola mu pomoc. Zamartwianie sie nie mialo sensu. Wykorzystal czas na spokojne przyjrzenie sie gangsterom. Nie cierpial zapominac twarzy. Myron staral sie przetrzymac lawine kopniakow, zwijajaca sie w klebek. Kopniaki okropnie bolaly, ale byly zbyt chaotyczne i pospieszne, by wyrzadzic mu powazna krzywde. Jeden trafil go blisko oka. Siniak mial jak w banku.

– A to co, do cholery! – uslyszal okrzyk. – Dosyc tego!

W tej samej chwili kopniaki ustaly.

– Odsuncie sie od niego!

Mezczyzni cofneli sie.

– Przepraszamy, panie Ache.

Myron odwrocil sie na plecy. Nie bez wysilku usiadl. W otwartych drzwiach stal Herman Ache.

– Dobrze sie czujesz, Myron? – spytal.

– Jak nigdy dotad – odparl Myron i puscil oko.

– Strasznie mi przykro – rzekl Ache i spojrzal groznie na podwladnych. – Niektorym bedzie jeszcze bardziej przykro.

Gangsterzy wycofali sie jak skarcone kundle. Ludzie Hermana Ache’a nikomu nie spuszczali lania w korytarzu u szefa bez jego pozwolenia. Ukartowal to, zeby przed rozpoczeciem; pertraktacji zrobic z niego dluznika. Nie mowiac juz o drugim i waznym elemencie: strachu przed bolem.

Korytarzem nadszedl Aaron. Pomogl Myronowi wstac i lekko wzruszyl ramionami, jakby chcial powiedziec: Tani chwyt, ale co poradzisz.

– Chodz. – Herman kiwnal reka. – Porozmawiamy w gabinecie.

Myron z wahaniem wszedl do srodka. Nie byl tu od kilku lat, ale niewiele sie przez ten czas zmienilo. Nadal krolowal golf. Glowna sciane zdobilo pole golfowe pedzla LeRoya Neimana. Mnostwo durnych rycin ze staroswieckimi golfistami. Zdjecia lotnicze pol golfowych. W kacie gabinetu rozposcieral sie ekran z torem golfowym, a przed nim pole startowe. Gracz uderzal pilka w ekran, komputer obliczal, gdzie spadala, odpowiednio do tego zmienial obraz i gracz uderzal drugi raz. Wesole miasteczko.

– Ladnie tu – pochwalil Win.

Dobrali sie!

– Dziekuje, synu.

Herman Ache – nieco po szescdziesiatce, opalony, zdrowy, w bialych spodniach, zoltym golfie ze zlotym niedzwiedziem Jacka Nicklausa zamiast krokodyla, tak jakby wybieral sie na turniej do Miami Beach – obnazyl w usmiechu zeby w koronkach. Mial siwe wlosy. Nie wlasne. Tupecik lub czupryne z kliniki wlosow, tak swietnie wykonana, ze mogla ujsc za naturalna. Rece w watrobowych plamach. Twarz bez zmarszczek, co zawdzieczal najpewniej zastrzykom z kolagenu lub operacji plastycznej. Zdradzala go tylko szyja. Workowata i obwisla jak u Reagana, przypominala wielka moszne.

– Siadajcie, panowie – rzekl.

Usiedli. Drzwi gabinetu zamknely sie. Zostali z Aaronem, dwoma gangsterami i Hermanem. Myrona mdlilo troche mniej.

Herman, z kijem golfowym w reku, przysiadl na brzegu biurka.

– Podobno, Myron, nie mozesz sie porozumiec z Frankiem.

– Wlasnie o tym chcialem porozmawiac. Herman skinal glowa.

– Frank?

Drzwi otworzyly sie i wszedl Frank Ache. Widac bylo, ze sa bracmi. Mieli niemal identyczne rysy twarzy, ale na tym podobienstwa sie konczyly. Frank byl co najmniej dziesiec kilo ciezszy od starszego brata. Glowe mial gruszkowata, ramiona waskie jak Woody Allen, a na brzuchu opone, ktorej pozazdroscilby mu Michelin Man. Lysy jak kolano, nie zrekonstruowal owlosienia. Pomiedzy czarnymi zebami mial przerwy, a na twarzy trwaly gniewny grymas.

Braci Ache wychowala ulica. Zaczeli od drobnych przestepstw i sie wybili. Obaj widzieli smierc swoich synow od kul. Obaj zabili wielu synow innych ludzi. Herman lubil uchodzic za bardziej kulturalnego od prymitywnego mlodszego brata – kogos, kto na co dzien obcuje z pieknymi ksiazkami, sztuka i golfem. Jednak trudno mu bylo uciec od rzeczywistosci. Stanowili awers i rewers jednej monety. Frank niemilo przypominal Hermanowi, skad sie wywodzi i kim jest z natury. Podczas gdy pierwszy czul sie w swoim swiecie niczym w wodzie, Herman przeciwnie.

Pod rozpieta bluza szaroniebieskiego dresu z jaskrawozoltym wykonczeniem Frank, na modle arbitra elegancji Yvesa Saint Aarona, nie nosil koszuli. Czarne klaki na piersi zlepiala mu straszliwie seksy – jakas oliwka lub pot, a obcisle, o kilka numerow za male spodnie eksponowaly wydatne krocze. Myrona znowu zemdlilo.

Frank usiadl bez slowa przy biurku brata i czekal.

– A wiec poszlo wam o czarnego chlopca, ktory w koszykowke – rzekl Herman.

– O Chaza Landreaux – odparl Myron. – Nie bylby zachwycony, ze nazywasz go „chlopcem”.

– Wybacz staremu niedostatek politycznej poprawnosci. Przepraszam za to faux pas.

Win w milczeniu ogladal gabinet.

– Powiem ci, jak to widze – ciagnal Herman. – Staram sie byc obiektywny. Twoj pan Landreaux zawarl umowe, Wzial pieniadze. Przez cztery lata wspieral finansowo rodzine. Kiedy przyszlo do splaty dlugu, okazal sie zdrajca.

– To ma byc obiektywizm? Chaz Landreaux jest mlodym czlowiekiem…

– Oszczedz mi kazan – przerwal mu Herman. – Nie jestesmy z opieki spolecznej. Jestesmy ludzmi interesu. Zainwestowalismy w tego mlodego czlowieka. Zaryzykowalismy kilka tysiecy dolarow. A kiedy nadszedl czas, zeby zaczac – odcinac kupony, ty sie wciales.

– Wcale sie nie wcialem. Sam do mnie przyszedl. Jest przerazony. O’Connor pochwycil go w szpony, gdy Chaz, byl osiemnastolatkiem. Przepisy slusznie zabraniaja lowienia takich mlodziakow. Landreaux stara sie wyrwac, zanim wpadnie po uszy.

– Daj spokoj, Myron – odparl Herman ze sceptyczna mina. – Dzis dzieciaki szybko dorastaja. Dobrze wiedzial, co robi. A ze bylo to wbrew prawu? Wielkie rzeczy! Znal przepisy. Zreszta chcial tych pieniedzy.

– Zwroci je.

– Gowno zwroci! – odezwal sie po raz pierwszy Frank Ache.

– Czesc, Frank. – Myron pomachal mu reka. – Ekstradzianko.

– Pierdol sie, psi zwisie! Umowa to umowa!

– Psi zwisie?

Myron spojrzal na Wina. Ten wzruszyl ramionami.

Вы читаете Bez Skrupulow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×