– Czy wtedy cos sie stalo? – spytal Myron.

– Kto wie – odparl wolno Coldren. – Stracilem pewnosc co do tego. Byc moze chce mi zaszkodzic ktos inny. Niekoniecznie moj syn.

– Byc moze – zgodzil sie Myron.

Nie przyznal sie, ze wykluczyl taka mozliwosc, gdyz Chad zniknal, zanim Coldren objal prowadzenie w turnieju. Nie bylo powodu mowic o tym w tej chwili.

– Bucky wspomnial mi o karcie bankomatowej – powiedzial Coldren, stajac twarza do niego.

– Wczoraj wieczorem ktos skorzystal z karty panskiego syna. W bankomacie na Porter Street.

Przez twarz Coldrena przemknal cien. Trwalo to zaledwie chwile. Mignal i przepadl.

– Na Porter Street?

– Tak. Z bankomatu banku First Philadelphia na Porter Street w poludniowej czesci miasta.

Coldren milczal.

– Zna pan te czesc Filadelfii? – spytal Myron.

– Nie.

Coldren spojrzal na asystentke. Diane Hoffman stala dalej jak posag. Ze splecionymi rekami. W szerokim rozkroku. Tylko popiol z papierosa w koncu spadl.

– Na pewno?

– Oczywiscie.

– Bylem tam dzisiaj – oznajmil Myron.

Coldren nie zmienil wyrazu twarzy.

– Czegos sie pan dowiedzial?

– Nie.

Po chwili milczenia Jack Coldren wskazal za siebie.

– Pozwoli pan, ze w czasie rozmowy machne kilka razy kijem? – spytal.

– Prosze bardzo. Coldren wlozyl rekawiczke.

– Panskim zdaniem jutro powinienem grac dalej?

– To zalezy od pana – odparl Myron. – Porywacz kazal panu zachowywac sie normalnie. Wycofanie sie z gry z pewnoscia wzbudziloby podejrzenia.

Coldren schylil sie, by umiescic pilke na koleczku.

– Moge o cos spytac, Myron?

– Pewnie.

– Kiedy pan gral w koszykowke, jak wazne bylo dla pana zwyciestwo?

Dziwne pytanie.

– Bardzo wazne.

Jack Coldren skinal glowa, jakby oczekiwal takiej odpowiedzi.

– Zdobyl pan akademickie mistrzostwo kraju, zgadza sie?

– Tak.

Coldren pokrecil glowa.

– Duza rzecz. Myron nie odpowiedzial.

Jack Coldren wzial kij i oplotl palcami uchwyt. Ustawil sie przy pilce i plynnym spiralnym ruchem znow poslal ja w powietrze. Myron sledzil lot malej kulki. Przez dluzsza chwile milczeli, wpatrzeni w dal i w ostatnie smugi promieni slonecznych na fiolecie nieba.

– Powiedziec panu cos strasznego? – przemowil wreszcie stlumionym glosem Coldren.

Myron przysunal sie blizej.

– Mimo wszystko chce wygrac ten turniej. Spojrzenie Coldrena zwilgotnialo, a na twarzy mial takie cierpienie, ze Myron o malo co go nie objal i nie przytulil. W oczach tego czlowieka dostrzegl jego przeszlosc, lata udreki, rozwazan, jak inaczej mogloby sie potoczyc zycie, i swiadomosc, ze gdy wreszcie ma szanse powetowac sobie niepowodzenia, ktos chce mu ja odebrac.

– Kto w takiej sytuacji mysli o zwyciestwie? – spytal Coldren.

Myron milczal. Nie znal odpowiedzi. Albo tez bal sie, ze ja zna.

Rozdzial 5

Siedziba Klubu Golfowego Merion byl rozlozysty, bialy wiejski dom z czarnymi okiennicami. Jego jedyna barwna ozdobe stanowila zielona plocienna markiza, ocieniajaca slynna tylna werande, a i te przycmiewala zielen pola golfowego. Po jednym z najekskluzywniejszych klubow w kraju mozna by sie spodziewac czegos bardziej okazalego i oniesmielajacego, a jednak owa niewyszukana prostota zdawala sie mowic: „To jest klub Merion. I basta”.

Myron przeszedl obok sklepu, gdzie na metalowym stojaku wisialy rzadem worki golfowe. Na prawo znajdowaly sie drzwi do meskiej szatni. Z brazowej tablicy wynikalo, ze klub Merion stal sie zabytkiem. Na tablicy informacyjnej wyszczegolniono handicapy – liczby okreslajace poziom sportowy czlonkow klubu. Poszukal nazwiska Wina. Windsor Lockwood Trzeci mial handicap trzy. Myron nie bardzo wyznawal sie na golfie, ale wiedzial, ze handicap trzy oznacza swietny poziom.

Na werandzie z kamienna posadzka ustawiono dwa tuziny stolow. Z tej legendarnej jadalni, zawieszonej tuz nad pierwszym torem startowym, rozciagal sie swietny widok na pole. Stad czlonkowie klubu – niczym rzymscy senatorowie w Koloseum – wprawnym okiem oceniali uderzenia graczy. Pod krytycznymi spojrzeniami seniorow miekli czestokroc wielcy biznesmeni i przywodcy spoleczni. A teraz takze i zawodowcy – weranda obiadowa byla bowiem otwarta podczas calego turnieju. Na restauracyjne odglosy wystawione byly takie tuzy, jak Jack Nicklaus, Arnold Palmer, Ben Hogan, Bobby Jones i Sam Snead; drazniace pobrzekiwanie szkla i sztuccow zlewalo sie kakofonicznie z wyciszonymi reakcjami tlumu widzow i odleglymi wiwatami.

Werande wypelniali czlonkowie klubu. Przewaznie starsi, czerstwi, dobrze odzywieni mezczyzni. Wszyscy w granatowych lub zielonych blezerach z rozmaitymi insygniami i krzykliwych krawatach, na ogol w paski. Wielu nosilo miekkie biale lub zolte kapelusze. Miekkie kapelusze! A Win martwil sie o jego „stroj”.

Myron dostrzegl go w kacie. Win siedzial sam przy szescioosobowym stole, kompletnie rozluzniony, z mina zarazem nieprzystepna i bloga. Puma czekajaca cierpliwie na zdobycz. Niektorzy uznaliby za jego zyciowe atuty blond wlosy i arystokratyczna urode. Moze to byly atuty, a moze pietno. Jego wyglad bil w oczy buta, bogactwem i elitarnoscia. Wiekszosc bliznich zle na to reagowala. Wzniecal w nich szczegolna, goraca, zajadla wrogosc. Sam widok takiej osoby budzil zywa niechec. Win przywykl do tego. Nie przejmowal sie ludzmi, ktorzy sadza innych po wygladzie. Ludzi sadzacych innych po wygladzie czesto to zaskakiwalo.

Myron przywital sie z przyjacielem i usiadl.

– Napijesz sie czegos? – spytal Win.

– Pewnie.

– Ale nie pros o yoo-hoo, bo oberwiesz w prawe oko.

– W prawe. – Myron skinal glowa. – Bardzo konkretnie. Pojawil sie kelner, z wygladu stuletni. W zielonej marynarce i spodniach. Widac nawet obsluga harmonizowala ze slynnym otoczeniem. Niestety, z marnym skutkiem, bo staruszek kelner wygladal jak dziadek Czlowieka Zagadki z Batmana.

– Dla mnie mrozona herbata, Henry – zadysponowal Win. Myrona kusilo, zeby zamowic „colta 45, jak Billy Dee”, ale sie powstrzymal.

– Dla mnie to samo – powiedzial.

– Sluze, panie Lockwood.

Henry odszedl.

– Mow – zachecil Win, patrzac na Myrona.

– Chodzi o porwanie.

Win uniosl brew.

– Zaginal syn jednego z graczy. Rodzice dostali dwa telefony.

Myron zrelacjonowal mu ich tresc.

– Cos pominales – upomnial Win, wysluchawszy go w milczeniu.

Вы читаете Blekitna krew
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату