krzakiem. On i krzaki byli juz ze soba po imieniu. Ten mial na imie Frank.
Spedzil za nim godzine. Nikt sie nie pojawil.
Wspaniale.
Wstal, pozegnal sie z Frankiem i ruszyl do samochodu. Zbieg z pewnoscia uciekl przez las. Albo wiec zaplanowal droge ucieczki albo, co bardziej prawdopodobne, znal teren. Mogl to byc Chad Coldren. Ale moglo to rowniez swiadczyc, ze porywacze nie dzialaja w ciemno. W tym przypadku juz pewnie wiedzieli, ze Myron Bolitar zaangazowal sie w sprawe i ze Coldrenowie nie zastosowali sie do ich zadan.
Bardzo liczyl na to, ze Chad sfingowal porwanie. A jezeli nie, jezeli naprawde go porwano, co stad wynikalo? Zadajac sobie pytanie, jak kidnaperzy zareaguja na jego dzialania, przypomnial sobie ostatni telefon od nich i przyprawiajacy o ciarki, przerazliwy krzyk chlopca.
Rozdzial 10
„A tymczasem w okazalym dworze Wayne’a…”.
Glos narratora serialu Batman zawsze dosiegal go, gdy docieral do stalowej bramy rezydencji Lockwoodow. W rzeczywistosci dom rodzinny Wina bardzo malo przypominal dom Bruce’a Wayne’a, choc panowala w nim podobna atmosfera. Do imponujacej rezydencji na wzgorzu prowadzil wspanialy wijacy sie podjazd. Bylo tez mnostwo trawy, ktorej zdzbla utrzymywano caly czas w idealnej dlugosci, niczym polityk swoje wlosy w roku wyborow. Nie braklo tez dorodnych ogrodow, wzgorz, basenu, stawu, kortu tenisowego, stajni i toru przeszkod dla koni.
W sumie bardzo okazala posiadlosc Lockwoodow zaslugiwala na miano „dworu”, cokolwiek to znaczylo.
Myron i Win mieszkali w domu goscinnym, czyli, jak nazywal go ojciec Wina – w „chacie”. Z odslonietymi belkami na suficie, podlogami z twardego drewna, kominkiem, nowa kuchnia z wielka wyspa kuchenna posrodku, pokojem do bilardu, nie wspominajac o pieciu sypialniach oraz czterech lazienkach i jednej oddzielnej toalecie. Niezla chalupa.
Probujac uporzadkowac wypadki, Myron doszedl do serii paradoksow, mnostwa pytan w rodzaju „co bylo najpierw: jajko czy kura?”, oraz do pytania zasadniczego – o motyw. Porwanie chlopaka mialo sens o tyle, ze moglo zdenerwowac jego ojca. Z tym ze Chad zniknal przed rozpoczeciem turnieju, w takim zas przypadku porywacze byliby niebywale przezorni lub natchnieni. Skoro jednak zazadali stu tysiecy, mozna by sadzic, ze porwali dla pieniedzy. Sto tysiecy to ladna, okragla sumka, wprawdzie nieco przymala jak na porwanie, ale niezgorsza jak na kilka dni fatygi.
Jesli bylo to porwanie dla zdobycia mucho dinero – duzej kasy, zastanawial jego termin. Dlaczego teraz? Dlaczego wlasnie w czasie Otwartych Mistrzostw Stanow? Dlaczego doszlo do niego akurat wtedy, gdy po blisko cwierc wieku Jack Coldren mial szanse zrehabilitowac sie za swoja najbardziej dotkliwa porazke w zyciu, jaka dwadziescia trzy lata temu poniosl na poprzednich mistrzostwach rozegranych w Merion?
Zakrawalo to na niebywaly zbieg okolicznosci.
I odsylalo na powrot do podejrzen o mistyfikacje i hipotezy, ktora wygladala z grubsza tak: Chad Coldren znika tuz przed turniejem, zeby zagrac na nerwach tacie. Kiedy to zawodzi (tata zaczyna wygrywac), podbija stawke i pozoruje wlasne porwanie. W konsekwencji mozna zalozyc, ze to Chad wyszedl od siebie wieczorem przez okno. Kto lepiej do tego pasowal? Chlopak znal teren. Prawdopodobnie wiedzial, jak przejsc przez ten las. A moze ukrywal sie w domu jakiegos kolegi, ktory mieszkal przy Green Acres Road. Kazdy wariant byl mozliwy.
Mialo to sens. Trzymalo sie kupy.
Oczywiscie przy zalozeniu, ze Chad nie lubil ojca. Cos na to wskazywalo? Myron uwazal, ze tak. Po pierwsze, Chad mial szesnascie lat, a to trudny wiek. Kiepska przeslanka, zgoda, ale warta zapamietania. Po drugie – i znacznie wazniejsze – Jack Coldren byl ojcem, ktory rzadko bywal w domu. Nikt nie bywa w domu tak rzadko jak golfisci. Ani koszykarze, ani futbolisci, ani baseballisci, ani hokeisci. Z golfistami mogli sie rownac pod tym wzgledem jedynie gracze w tenisa. Turnieje tenisowe i golfowe rozgrywane sa niemal caly rok – tak zwany martwy sezon trwa krotko – i nie istnieje cos takiego jak „mecz u siebie”. Jezeli masz szczescie, turniej na swoim polu golfowym rozgrywasz raz w roku.
I po trzecie – kto wie, czy nie najwazniejsze – dopiero po dwoch dniach rodzice Chada zauwazyli, ze zniknal. Pal szesc dyskurs Lindy Coldren o odpowiedzialnych dzieciach i wychowaniu w duchu swobody. Jedynym racjonalnym wyjasnieniem ich nonszalancji moglo byc to, ze Chad robil juz takie rzeczy wczesniej, wiec jego nieobecnosc ich nie zdziwila.
Ale hipoteza ze sfingowanym porwaniem tez nastreczala problemow.
Na przyklad, jak pasowal do niej pan Totalna Groza z centrum handlowego?
W tym sek. Jaka role odgrywal Paskudny Faszysta? Czy Chad Coldren byl jego wspolnikiem? Mozliwe, choc to z kolei niezbyt pasowalo do hipotezy o zemscie. Gdyby za ta intryga rzeczywiscie stal Chad, bardzo watpliwe, czy wszedlby w spolke ze zgrywajacym skina lajza z wytatuowana swastyka.
Co z tego wynikalo?
Myron nie wiedzial, co myslec.
Kiedy podjechal pod dom goscinny, poczul skurcz w sercu. Stal tam jaguar Wina. A tuz obok zielony chevrolet nova.
Cholera!
Wolno wysiadl z samochodu. Sprawdzil tablice rejestracyjne chevroleta. Tak jak sie spodziewal, nic mu nie mowily. Przelknal sline i odszedl.
Po otwarciu frontowych drzwi buchnelo w niego klimatyzowane powietrze. Swiatla byly zgaszone. Przez moment stal z zamknietymi oczami, czujac jego mrowiacy chlodny dotyk. W holu tykal wielki zegar stojacy.
Myron otworzyl oczy i zapalil swiatlo.
– Dobry wieczor.
Okrecil sie w prawo. Win siedzial przy kominku w skorzanym fotelu z wysokim oparciem. W reku trzymal kieliszek z brandy.
– Siedzisz po ciemku? – spytal Myron.
– Tak.
Myron zmarszczyl brwi.
– Troche teatralnie.
Win zapalil lampe przy fotelu. Twarz mial lekko zarozowiona od trunku.
– Siadziesz ze mna? – spytal.
– Oczywiscie. Za chwile.
Myron wzial z lodowki zimna puszke yoo-hoo, usiadl na kanapie naprzeciwko przyjaciela, potrzasnal puszka i otworzyl ja. Przez kilka minut popijali w milczeniu. Tykal zegar. Po podlodze cienkimi, przycmionymi wiciami smuzyly sie dlugie cienie. Szkoda, ze bylo lato. Sceneria wprost prosila sie o trzaskajacy ogien, a moze i wycie wiatru za oknem. Klimatyzator jej nie stwarzal.
Myron wlasnie zaczal sie odprezac, gdy dobiegl go szum spuszczanej wody. Spojrzal pytajaco na Wina.
– Nie jestem sam – wyjasnil Win.
– Aha. – Myron poprawil sie na kanapie. – Z kobieta?
– Twoje talenty nie przestaja mnie zadziwiac.
– Znam ja?
Win pokrecil glowa.
– Ja rowniez nie.
Typowe. Myron utkwil wzrok w przyjacielu.
– Chcesz o tym porozmawiac? – spytal.
– Nie.
– W razie czego jestem do dyspozycji.
– Widze.
Win zakrecil trunkiem, oproznil kieliszek jednym haustem i siegnal do krysztalowej karafki. Mowil odrobine niewyraznie. Myron probowal sobie przypomniec, kiedy po raz ostatni widzial, zeby jego uprawiajacy medytacje transcendentalna, zawsze wyluzowany i czujny przyjaciel, wegetarianin, mistrz kilku sztuk walki przeholowal z