– I juz nie podziwiasz?
– Nie.
– Skad ta zmiana?
– Doroslem.
– No, no! – Myron lyknal yoo-hoo.
– Powazna sprawa. Win zasmial sie.
– Nie zrozumiesz tego.
– Sprawdz.
Win odstawil kieliszek i bardzo wolno pochylil sie do przodu.
– Co takiego wspanialego jest w zwyciestwie? – spytal.
– Slucham?
– Ludzie kochaja zwyciezce. Podziwiaja go. Zachwycaja sie nim, wiecej, wielbia. Opisujac go, uzywaja stow takich jak bohater, odwaga i wytrwalosc. Garna sie do niego, chca go dotykac. Pragna byc tacy jak on. – Win rozlozyl rece. – Ale dlaczego? Jakie cechy zwyciezcy chcemy nasladowac? Jego zaslepiona pogon za czcza chwala? Jego rozdeta samolubna obsesje, by zawiesic sobie na szyi kawalek metalu? Gotowosc do poswiecenia wszystkiego, w tym ludzi, zeby w imie zdobycia tandetnej statuetki byc lepszym od innych na sztucznej nawierzchni? – Spojrzal na Myrona z zamyslona mina na zazwyczaj pogodnej twarzy. – Dlaczego oklaskujemy ten egoizm, te milosc wlasna?
– Potrzeba rywalizacji nie jest niczym zlym. Mowisz o ekstremach.
– Bo to wlasnie ekstremalne wyczyny sportowe podziwiamy najbardziej. Twoja „potrzeba rywalizacji” z samej swej natury prowadzi do skrajnosci i niszczy wszystko na swojej drodze.
– Upraszczasz sprawe, Win.
– Ona jest prosta, przyjacielu.
Usiedli wygodniej. Myron utkwil wzrok w nagich belkach na sklepieniu.
– Mylisz sie – rzekl po dluzszej chwili.
– Co do czego?
Myron zastanawial sie, jak mu to wyjasnic.
– Kiedy gralem w kosza… – zaczal – kiedy sport wciagnal mnie na dobre i osiagnalem poziom, o ktorym wspomniales… bardzo malo myslalem o wyniku, o rywalu, o pokonaniu kogos. Bylem sam. Bylem w transie. I moze zabrzmi to glupio, ale grajac na najwyzszych obrotach, przezywalem cos bliskiego oswieceniu w zen.
Win skinal glowa.
– Kiedy tak sie czules?
– Slucham?
– Kiedy czules sie najbardziej „oswiecony”?
– Nie rozumiem.
– Na treningu? Nie. Podczas malo waznego meczu, wtedy gdy twoja druzyna prowadzila trzydziestoma punktami? Nie. Ow zlany potem stan satori osiagnales, przyjacielu, dzieki rywalizacji. Pragnieniu, nagiej zadzy, by pokonac godnego ciebie przeciwnika.
Myron otworzyl usta do riposty, jednak gore wzielo w nim zmeczenie.
– Trudno mi znalezc na to odpowiedz – przyznal. – W kazdym razie lubie wygrywac. Dlaczego? Nie wiem. Lubie rowniez lody. Tez nie wiem dlaczego.
Win zmarszczyl brwi.
– Imponujace porownanie – rzekl beznamietnie.
– Ej, zrobilo sie pozno.
Od wejscia dobiegl odglos podjezdzajacego samochodu. Do pokoju weszla usmiechnieta mloda blondynka. Win odpowiedzial jej usmiechem. Pochylila sie i pocalowala go. Przyjal to spokojnie. Nigdy nie byl niemily wobec pan, z ktorymi sie spotykal. Nie splawial ich natychmiast po randce. Nie bronil im tez zostac cala noc, jesli sprawialo im to przyjemnosc. Niektore mogly to uznac za zyczliwosc lub slabosc. Nieslusznie. Win pozwalal im zostac, gdyz niewiele dla niego znaczyly. Nie zywil do nich zadnych uczuc, nie bal sie, ze straci dla ktorejs glowe.
– To moja taksowka – wyjasnila blondynka.
Win usmiechnal sie bez wyrazu.
– Bylo bardzo milo – dodala.
Nawet nie mrugnal okiem.
– Gdybys chcial, znajdziesz mnie za posrednictwem Amandy… – Spojrzala na Myrona i jeszcze raz na Wina. – Tak, ze wiesz…
– Wiem – odparl Win.
Mloda kobieta usmiechnela sie niepewnie i wyszla.
Myron patrzyl, starajac sie nie zdradzic mina zaskoczenia. Prostytutka! Rany boskie, prostytutka! Wiedzial, ze dawniej, w polowie lat osiemdziesiatych, Win korzystal z ich uslug, zamawiajac na tak zwany chinski wieczor dania z Hunan Grill i azjatyckie prostytutki z burdelu Noble House. Ale zeby robil to nadal, w jego wieku, w dzisiejszych czasach?!
Wtem przypomnial sobie o chevrolecie nova przed wejsciem i przeszedl go dreszcz.
Obrocil sie w strone Wina. Spojrzeli na siebie bez slowa.
– Moralizujesz – odezwal sie Win. – Jak milo.
– Nic nie powiedzialem.
– Pewnie. Win wstal.
– Dokad sie wybierasz?
– Wychodze. Myronowi zabilo serce.
– Moge pojechac z toba?
– Nie.
– Jaki woz bierzesz?
– Dobranoc, Myron – pozegnal go Win, nie raczac odpowiedziec na pytanie.
Myron goraczkowo szukal rozwiazan, wiedzial jednak, ze to beznadziejne. Win wyjezdzal. Nic go nie moglo powstrzymac.
Przy drzwiach Win zatrzymal sie i odwrocil.
– Jedno pytanie, jesli mozna – rzekl.
Oniemialy Myron skinal glowa.
– Kto sie z toba skontaktowal najpierw? Linda Coldren?
– Nie.
– A kto?
– Twoj wuj Bucky.
– A kto polecil nas Bucky’emu? – spytal Win, unoszac brew.
Myron wpatrzyl sie w niego, ale wciaz drzal. Win skinal glowa i obrocil sie w strone drzwi.
– Win?
– Idz spac, Myron.
Rozdzial 11
Myron nie poszedl spac. Nawet sie nie staral.
Usiadl na miejscu Wina i zabral sie do czytania, lecz slowa do niego nie docieraly. Byl wyczerpany. Zaglebil sie w fotelu pokrytym luksusowa skora i czekal. Minelo kilka godzin. Bezladne obrazy domniemanych wyczynow Wina splywaly ciemnoczerwona posoka. Zamknal oczy i sprobowal je przepedzic.
O wpol do czwartej uslyszal zatrzymujacy sie samochod. Silnik zgasl. W zamku zachrzescil klucz i po chwili do srodka wszedl Win.
– Dobranoc – pozegnal go beznamietnie.
Trzasnely zamykane drzwi. Myron wypuscil zatrzymany dech. No pieknie, pomyslal. Podzwignal sie z fotela,