– Mam klopoty – rzekl Myron, slyszac w swym glosie desperacje. – Potrzebuje pomocy.
– Gdyby tak bylo, dobrze wiesz, ze bym ci pomogl – odparl cicho Win z niemal cierpiaca mina. – Ale ty wcale nie jestes w sytuacji, z ktorej nie moglbys latwo sie wyplatac. Wycofaj sie. Zrezygnuj z tej sprawy. Nie uchodzi, zebys wciagal mnie w nia wbrew mej woli, wykorzystywal w taki sposob nasza przyjazn. Tym razem odpusc sobie.
– Przeciez wiesz, ze nie moge.
Win skinal glowa.
– Jak powiedzialem, kazdy wybiera sobie bitwy – zakonczyl, idac do swojego wozu.
Kiedy Myron wszedl do domku goscinnego, Esperanza wolala wlasnie:
– Bankrut! Skus, babusie! Bankrut! Stanal za nia. Ogladala Kolo Fortuny.
– Co za chciwe babsko! – Wskazala ekran. – Wygrala ponad szesc tysiecy i kreci dalej. Nie znosze takich!
Kolo zatrzymalo sie na blyszczacym napisie 1000 $. Kobieta poprosila o litere B. Wyskoczyly dwie. Esperanza jeknela.
– Wczesnie wrociles – powiedziala. – Myslalam, ze zjesz kolacje z Linda Coldren.
– Z kolacji nici.
Wreszcie sie obrocila i spojrzala mu w twarz.
– Dlaczego?
Opowiedzial. W miare jak go sluchala, jej sniada skora bladla.
– Potrzebujesz Wina – orzekla, kiedy skonczyl.
– Nie pomoze mi.
– Czas przelknac meska dume i poprosic go. Ublagac, jesli trzeba.
– Juz to zrobilem – odparl. – Wyjechal.
Chciwe babsko w telewizorze dokupilo samogloske. Zawsze go zdumiewalo, dlaczego zawodnicy, ktorzy najwyrazniej znaja haslo, mimo to dokupuja samogloski. Zeby tracic pieniadze? Zdobyc pewnosc, ze rywale tez znaja odpowiedz?
– Ale ty tu jestes – dodal. Esperanza spojrzala na niego.
– No i?
Dobrze znal prawdziwy powod jej przyjazdu. Przez telefon powiedziala, ze w pojedynke nie idzie mu za dobrze. To swiadczylo wymownie, po co tak naprawde opuscila Nowy Jork.
– Chcesz mi pomoc? – spytal.
Chciwe babsko pochylilo sie, zakrecilo kolem, a potem zaczelo klaskac i pokrzykiwac: „Dawaj, dawaj tysiac!”. Rywale kutwy tez klaskali w dlonie. Tak jakby zyczyli jej wygranej. Dobre sobie!
– Co mam zrobic? – odparla.
– Wyjasnie ci po drodze. Jezeli ze mna pojedziesz. Obserwowali spowalniajace kolo. Kamera zrobila najazd.
Przesuwajaca sie coraz wolniej strzalka zatrzymala sie na slowie BANKRUT. Widownia jeknela. Chciwe babsko wciaz sie usmiechalo, choc mine mialo, jak po mocnym ciosie w zoladek.
– To omen – powiedziala Esperanza.
– Dobry czy zly? – spytal Myron.
– Tak.
Rozdzial 19
Dziewczyny wciaz tkwily w galerii. W gastroramie. Przy tym samym stoliku. Zadziwiajace. Dlugie letnie dni wabily rozslonecznionym niebem i spiewem ptakow. Byly wakacje, a jednak chmary nastolatkow siedzialy kamieniem w lepszej wersji szkolnej stolowki, przeklinajac dzien, w ktorym trzeba bedzie wrocic do szkoly.
Myron pokrecil glowa. Narzekal na nastolatkow. Nieomylny znak utraconej mlodosci. Grozilo mu, ze niedlugo skrzyczy kogos za podkrecenie kaloryferow.
Ledwo wszedl do gastroramy, dziewczyny obrocily sie w jego strone. Czyzby przy wszystkich wejsciach zamontowaly wykrywacze znajomych? Nie zawahal sie. Z maksymalnie surowa mina ruszyl ku nim, przygladajac sie uwaznie ich twarzom. W koncu byly tylko nastolatkami. Nie watpil, ze winowajczyni sie zdradzi.
I zdradzila sie. Prawie natychmiast.
Ta, z ktorej wczoraj sie nabijaly, ta, ktorej zarzucily, ze usmiechnal sie do niej Paskuda. Missy, Messy czy podobnie. Wczorajsze wypadki nabraly sensu. Paskuda wcale nie odkryl, ze jest sledzony. Dostal cynk. Wszystko zaplanowal. Poinformowala go, ze ktos o niego pyta. Wyjasnialo to jego niby przypadkowa obecnosc wczoraj w galerii.
Zaczekal na przyjazd leszcza i wciagnal go w pulapke.
– Kurde, co sie stalo? – spytala, krzywiac sie, dziewczyna z fryzura a la Elsa Lancaster.
– Ten gosc chcial mnie zabic – odparl Myron.
Rozlegly sie ochy i achy. Twarze rozblysly z emocji. Wiekszosc dziewczat odebrala te wiesc jak telewizyjny serial na zywo. Tylko jedna, o imieniu Missy, Messy czy jakos podobnie, zachowala kamienne oblicze.
– Ale bez obawy – ciagnal. – Lada moment go dorwiemy. Za kilka godzin znajdzie sie pod kluczem. Policja juz po niego jedzie. Wpadlem podziekowac wam za wspolprace.
– Myslalam, ze pan nie jest glina – odezwala sie ta o imieniu na M.
Nie uzyla slowa „kurde”. Hmm.
– Jestem tajniakiem – wyjasnil.
– O moj Boze!
– Powaga?!
– Nie moge!
– Takim jak ten z Nowojorskiego tajniaka?
Myron, choc telewizja nie byla mu obca, nie mial pojecia, o kim mowa.
– Wlasnie – potwierdzil.
– Superowo!
– Pokaza nas w telewizji?
– W wiadomosciach o szostej?
– Ten z Kanalu Czwartego jest slodziutki, nie?
– Mam denna fryzure.
– Co ty, Amber! To moje piora sa jak szczurze gniazdo.
Myron odchrzaknal.
– Sprawa jest prawie zamknieta – powiedzial. – Z jednym wyjatkiem. Chodzi o wspolnika.
Zaczekal, ale zadna nie spytala: „Wspolnika”?
– Ktos stad dopomogl tej mendzie wciagnac mnie w pulapke.
– Ktos z galerii?!
– Z naszej galerii?!
– Nie z naszej! W zyciu!
Slowo „galeria” wymawialy tak; naboznie, jak niektorzy slowo „synagoga”.
– Ktos dopomogl temu lujowi?
– Ktos z naszej galerii?
– Iiiii!
– Normalnie nie wierze.
– Uwierzcie. Ten wspolnik lub wspolniczka zreszta tu jest. I nas obserwuje.
Dziewczyny obrocily glowy. Zrobila to nawet M, tak dla zmylki. Po pokazaniu kija przyszedl czas na marchewke.
– Miejcie oczy i uszy otwarte – dodal. – Zlapiemy go. Bankowo. Tacy zawsze sypia. Ale jesli ta osoba pomogla mu z naiwnosci…
Nie zareagowaly.
– Jezeli nie wiedziala, co normalnie jest grane – choc nie byl to zargon hiphopowy, tym razem skinely