glowami – i zglosi sie do mnie, nim dobierze sie do niej policja, to zapewne zdolam ja wybronic. W przeciwnym razie oskarzaja o pomoc w probie zabojstwa.
Zadnej reakcji. Spodziewal sie tego. M za nic nie przyznalaby sie przed psiapsiolkami. Wielki strach przed wiezieniem byl zaledwie mokra zapalka w porownaniu z calopalnym stosem presji nastoletnich rowiesniczek.
– Do widzenia paniom.
Myron przeszedl na druga strone gastroramy i zajal pozycje miedzy stolikiem dziewczat i toaleta. Oparty o filar, czekal w nadziei, ze M znajdzie jakas wymowke i podejdzie do niego. Po pieciu minutach wstala i ruszyla w jego kierunku, jak na to liczyl. Prawie sie usmiechnal. Moze powinien zostac szkolnym psychologiem. Ksztaltowac mlode umysly, doskonalic charaktery.
M skrecila jednak w strone wyjscia.
A niech to!
Szybko potruchtal za nia, z usmiechem od ucha do ucha.
– Mindy?! – zawolal, nagle przypominajac sobie jej imie. Obrocila sie ku niemu bez slowa.
Przybral lagodny ton i spojrzal na nia z wyrozumieniem. Oprah Winfrey w meskim wydaniu. Milsze, zyczliwsze wcielenie Regisa Philbina.
– Cokolwiek powiesz, zostanie miedzy nami – zapewnil. – Jezeli jestes w to wmieszana…
– Odwal sie, czlowieku. W nic nie jestem wmieszana. Przepchnela sie obok niego i minela szybko dwa sklepy
Foot Locker i Athlete’s Foot. Zawsze myslal o nich jak o jednej firmie, traktujac jak awers i rewers tej samej monety, jak Bruce’a Wayne’a i Batmana, ktorzy nigdy nie pojawiaja sie razem.
Patrzyl za odchodzaca dziewczyna, troche zaskoczony, ze nie pekla. Skinal glowa i wprowadzil plan awaryjny. Mindy umykala pospiesznie, raz po raz ogladajac sie za siebie, aby sie upewnic, ze za nia nie idzie. Nie poszedl.
Nie zwrocila jednak uwagi na atrakcyjna Latynoske w dzinsach, idaca po jej lewej rece w odleglosci paru krokow.
Mindy znalazla automat przy sklepie z plytami, bedacym wierna kopia pozostalych sklepow z plytami w galerii, rozejrzala sie, wsunela cwiercdolarowke w otwor i wystukala numer. Gdy wciskala palcem siodma cyfre, mala reka siegnela ponad jej ramieniem i przerwala polaczenie.
– Co jest?!
– Odwies sluchawke – polecila Esperanza.
– Co jest?!
– To jest. Odwies sluchawke.
– A ty, kurde, cos za jedna?
– Odwies, bo ci ja wepchne w nos!
Zmieszana Mindy spelnila polecenie. Kilka sekund pozniej zjawil sie Myron.
– W nos? – spytal. Esperanza wzruszyla ramionami.
– Tak nie wolno robic! – zawolala Mindy.
– Jak?
– No… – Mindy urwala, bijac sie z myslami – zmuszac do wieszania sluchawki.
– A jakie prawo tego zabrania? Znasz takie prawo? – zwrocil sie Myron do Esperanzy.
Kategorycznie pokrecila glowa.
– Zakazujace odwieszac sluchawke? Nie, sehor.
– Widzisz, nie ma takiego prawa. Jest za to prawo zabraniajace pomagac kryminaliscie. Taka pomoc to przestepstwo. I oznacza odsiadke.
– W niczym nie pomagalam.
– Zanotowalas numer? – spytal Myron Esperanze. Skinela glowa i podala mu numer.
– Sprawdzmy.
I znow era cyfrowa znacznie ulatwila im zadanie. Kazdy moze kupic w dowolnym sklepie komputerowym program, wejsc na strony Internetu, na przyklad poswiecone firmom, wypisac numer i voila, wyskakuje nazwisko i adres.
Esperanza zadzwonila z komorki do nowej recepcjonistki agencji RepSport MB, Wielkiej Cyndi, w pelni zaslugujacej na swoj przydomek. Ta mierzaca blisko dwa metry i wazaca okolo stu trzydziestu kilo olbrzymka walczyla – kiedys jako Wielka Szefowa w jednej parze z Esperanza Diaz – Mala Pocahontas – w turniejach wrestlingu. Na ringu Wielka Cyndi wystepowala w makijazu a la Tammy Faye na sterydach, fryzurze w szpikulce, ktorej mogliby jej pozazdroscic Sid i Nancy, w porwanych koszulkach odslaniajacych bicepsy, do czego dorzucala szydercze, budzace groze spojrzenia i warczenie. Poza ringiem, no coz, prezentowala sie i zachowywala tak samo.
Esperanza przekazala jej po hiszpansku numer telefonu.
– To ja spadam – oswiadczyla Mindy.
– Nic z tego.
Myron chwycil ja za reke.
– No co! Nie mozecie mnie, kurde, zatrzymac.
Nie zwolnil uscisku.
– Bo wrzasne, ze gwalca – zagrozila.
Przewrocil oczami.
– Przy automacie? W blasku jarzeniowek? W towarzystwie mojej dziewczyny?
Mindy spojrzala na Esperanze.
– To panska dziewczyna?
– Tak.
Esperanza zagwizdala Dream Weaver Gary’ego Wrighta.
– W zyciu mnie nie zatrzymacie!
– Nie rozumiem cie, Mindy. Wygladasz na mila dziewczyne. Mindy byla w czarnych legginsach, za wysokich szpilkach, czerwonym topie i w przypominajacej psia obrozy na szyi.
– Chcesz powiedziec, ze ten nygus wart jest pojscia do wiezienia? Handluje narkotykami. Probowal mnie zabic.
Esperanza zakonczyla rozmowe.
– To numer Gospody Parkera – poinformowala.
– Wiesz, gdzie to jest? – spytal Myron Mindy.
– No.
– Idziemy.
Mindy wyrwala sie mu.
– Puszczaj paaaan! – przeciagnela ostatnie slowo.
– To nie zabawa ani gra, Mindy. Pomoglas w probie morderstwa.
– To pan tak mowi.
– Co mowie?
Podparla sie pod boki, zujac gume.
– Skad, kurde, mam wiedziec, ze pan nie jest zly?
– Slucham?
– Podszedl pan do nas wczoraj taki tajemniczy, nie? Bez zadnej odznaki, bez niczego. Skad normalnie mam wiedziec, ze pan nie chce zalatwic Tita? Skad mam wiedziec, ze pan nie jest dealerem, ktory chce przejac jego teren?
– Tita? – Myron zerknal na Esperanze. – Ten neofaszysta nazywa sie Tito?
Wzruszyla ramionami.
– Nikt z kumpli go tak nie nazywa – dodala Mindy. – Tito to za dlugie imie, nie? Dlatego mowia mu Tit.
Cyc? Myron i Esperanza wymienili spojrzenia i pokrecili glowami.
– Mindy, ja nie zartowalem – rzekl wolno Myron. – Tito to nic dobrego. Najprawdopodobniej wzial udzial w porwaniu i okaleczeniu chlopca w twoim wieku. Temu chlopcu odcieto palec i przeslano jego matce.
Dziewczyna skrzywila sie.
– O kurde! To okropne!