– Celne spostrzezenie. Ale moj zawod streszcza sie w kilku slowach: zdobyc jak najwiecej pieniedzy dla klienta.
– I pal szesc moralnosc?
– Zaraz, skad to wytrzasnales? Zawsze przestrzegam zasad. Szukam tylko luk w prawie.
– Mowisz jak obronca w sprawie kryminalnej – wytknal Win.
– No nie, to cios ponizej pasa!
Widzowie z rosnacym napieciem sledzili rozwoj dramatu. Przypominalo to ogladanie katastrofy samochodowej w maksymalnie zwolnionym tempie. Przerazony, patrzyles na nia, w jakims stopniu nieomal kibicujac nieszczesciu blizniego. Z otwartymi ustami gapiles sie, zadajac sobie pytanie, co nastapi, niemalze liczac na to, ze kraksa skonczy sie smiercia. Jack Coldren z wolna umieral. Jego serce kruszylo sie niczym uschle liscie w zacisnietej piesci. Widziales, co sie dzieje. I chciales, zeby trwalo.
Przy piatym dolku Myron i Win napotkali Norma Zuckermana i Esme Fong. Oboje, zwlaszcza Esme, byli klebkami nerwow, ale w koncu od wyniku tej rundy zalezalo ogromnie duzo. Przy osmym dolku Jack chybil w latwej sytuacji. Za kazdym uderzeniem jego przewaga topniala – z wielkiej nie do odrobienia zmalala do bezpiecznej, a wreszcie do denerwujaco niklej.
Przy dolku dziewiatym Jackowi udalo sie nieco zahamowac straty. Wciaz gral kiepsko, lecz na trzy dolki przed zakonczeniem turnieju zachowal dwupunktowa przewage. Tad Crispin mocno naciskal, lecz mogl zwyciezyc jedynie w przypadku wielkiego bledu Coldrena.
I wtedy stalo sie.
Przy szesnastym dolku. Na tej samej przeszkodzie terenowej, na ktorej dwadziescia trzy lata temu Jack pogrzebal swoje marzenia. Obaj zaczeli dobrze. Pierwszymi uderzeniami poslali pilki „lekko sflankowane”, jak sie wyrazil Win. Hmm. Przy drugim strzale stalo sie nieszczescie. Jack trafil w gorna polowke pilki. Uderzona za slabo, spadla o wiele za blisko, ladujac…
W kamienistym dole!
Publicznosc sie zachlysnela. Jack Coldren zrobil cos niewyobrazalnego. Znowu! Myron patrzyl ze zgroza.
Norm Zuckerman szturchnal go lokciem.
– Zwilgotnialem – wyznal oszolomiony. – Jak Boga kocham, zwilgotnialem w dolnych partiach ciala. Sam sprawdz, smialo.
– Wierze ci na slowo, Norm.
Myron spojrzal na Esme Fong. Twarz miala rozjasniona.
– Ja tez – powiedziala.
Jej propozycja byla ciekawsza, ale nie skorzystal.
Jack Coldren ledwo zareagowal, jakby cos sie w nim przepalilo. Wprawdzie nie machal biala flaga, lecz wygladalo na to, ze powinien.
Tad Crispin wykorzystal okazje. Poslal pilke w kierunku dolka tak udanie, ze do objecia prowadzenia pozostalo mu wlozyc ja z dwoch i pol metra. Kiedy stanal nad biala kulka, zapadla martwa cisza, jakby nie tylko widownia, ale uliczny ruch w poblizu, samoloty nad glowa, a nawet trawa, drzewa i samo pole golfowe sprzymierzyly sie przeciwko Jackowi Coldrenowi.
Napiecie bylo niebywale. I Tad mu sprostal.
Gdy pilka wpadla do dolka, zamiast nagrodzic gracza zwyczajowymi uprzejmymi brawami, tlum wybuchl jak Wezuwiusz za ostatnich dni Pompei. Aplauz rozszedl sie potezna fala, pieszczac mlodego nowicjusza i zmiatajac na bok konajacego weterana. Chyba marzyli o tym wszyscy. Wszyscy pragneli ukoronowac Tada Crispina i sciac glowe Jackowi Coldrenowi. Starcie mlodego przystojniaka z pomarszczonym sportowym wyga przywodzilo na mysl pojedynek Kennedy’ego z Nixonem.
– Co za faja – powiedzial ktos.
– Ciezki przypadek fai. Myron spojrzal pytajaco na Wina.
– „Faja” to najnowsze okreslenie mimozy – wyjasnil Win. Gorzej nie da sie nazwac sportowca. Moze brakowac ci talentu, mozesz patalaszyc, nie miec swojego dnia, ale w zadnym razie nie wolno ci byc mimoza. Mimozy sa bez charakteru. Nazwanie kogos mimoza dalo sie porownac do wystapienia nago przed piekna kobieta, ktora smieje sie z ciebie i wytyka palcem. Przynajmniej tak to widzial Myron.
W prywatnym namiocie na trybunie glownej z widokiem na osiemnasty dolek dostrzegl Linde Coldren, w gleboko nasunietej na czolo baseballowce i okularach przeciwslonecznych. Zatrzymal na niej oczy. Nie odpowiedziala spojrzeniem. Mine miala lekko zaklopotana, jakby glowila sie nad zadaniem matematycznym albo probowala dopasowac nazwisko do znanej sobie twarzy. Myron stal na linii jej wzroku, liczac, ze da mu znak. Nie dala.
Przed rozegraniem ostatniego dolka Tad Crispin uzyskal jednopunktowa przewage. Reszta stawki juz zakonczyla wystepy; wielu otoczylo ostatnia zielonke, zeby obejrzec final najbardziej spektakularnej porazki w historii golfa.
– Dolek osiemnasty, dlugosc toru czterysta siedemdziesiat piec jardow, norma cztery uderzenia. – Win wcielil sie w role przewodnika po polu golfowym Merion. – Start w kamieniolomie. Pilke nalezy poslac nad tym wzgorzem, noszenie dwiescie jardow.
– Rozumiem – odparl Myron. Hmm.
Tad zaczal pierwszy. Uderzyl na oko dobrze i solidnie. Widownia zareagowala grzecznymi oklaskami. Na starcie stanal Jack Coldren. Poslal pilke wyzej, jakby rzucal wyzwanie zywiolom.
– Doskonale uderzenie – pochwalil Win. – Nadzwyczajne.
– Co bedzie, kiedy dojdzie do remisu? – spytal Myron Esme Fong. – Nagla smierc?
Pokrecila glowa.
– Tak jest w innych turniejach – odparla. – Ale nie w Otwartych Mistrzostwach Stanow. W takim przypadku gracze wroca jutro i rozegraja cala runde.
– Wszystkie osiemnascie dolkow?
– Tak.
Po drugim uderzeniu Tada pilka spadla blisko zielonki.
– Porzadny strzal – skomentowal Win. – Ma spora szansa zaliczyc dolek w normie.
Jack wyjal kij i podszedl do pilki.
– Poznajesz? – spytal z usmiechem Win.
Myron zerknal i szybko sobie skojarzyl. Nie byl wielbicielem golfa, ale, choc patrzyl pod katem, rozpoznal to miejsce. Widzial je na zdjeciu, ktore stalo na komodzie w gabinecie Wina. Zreszta mozna je bylo zobaczyc w niemal kazdym podreczniku golfa, wisialo w kazdym golfowym pubie i innych przybytkach zwiazanych z tym sportem. Jack Coldren stal w tej chwili dokladnie tam, gdzie na pochodzacej z okolo tysiac dziewiecset piecdziesiatego roku fotografii stal Ben Hogan. Hogan wykonal wtedy slynne uderzenie, dzieki ktoremu zostal mistrzem Stanow.
Kiedy Jack przymierzal sie do zagrania, Myron mimo woli pomyslal o duchach i osobliwych zagadkach przeszlosci.
– Przed nim prawie niewykonalne zadanie – rzeki Win.
– Dlaczego?
– Zabojczy dolek. A za nim ten ziejacy lej.
Ziejacy lej? Myron darowal sobie pytanie.
Jack uderzyl kijem z dluga glowka. Pilka upadla na zielonke, lecz – zgodnie z przewidywaniami Wina – ponad szesc jardow od dolka. Za trzecim uderzeniem Tad Crispin pieknym krotkim podbiciem poslal pilke tak, ze znieruchomiala szesc cali od dolka, i po chwili wbil ja do niego, zaliczajac norme. Tym samym Jack stracil szanse na wygrana. Mogl juz marzyc tylko o remisie, ale musial zaliczyc dolek jednym uderzeniem.
– Uderzenie z dwudziestu dwoch stop. – Win ponuro pokrecil glowa. – Nie ma szans.
Powiedzial z dwudziestu dwoch stop – nie z dwudziestu jeden czy dwudziestu trzech. Z dwudziestu dwoch. Ocenil dystans jednym rzutem oka z odleglosci piecdziesieciu jardow. Golfisci. I badz tu madry.
Jack Coldren podszedl do zielonki, schylil sie, podniosl pilke, polozyl znacznik, zabral go i umiescil pilke w tym samym miejscu. Myron pokrecil glowa. Golfisci.
Jack stal tak daleko, jakby celowal do dolka z New Jersey. I pomyslec, ze dzielily go dwadziescia dwie stopy od dziury o srednicy czterech i cwierc cala. Wystarczylo chwycic kalkulator i policzyc.
Myron, Win, Esme i Norm czekali. Co za chwila. Final. Moment, w ktorym torreador nareszcie wbija dluga,