z nim zwiazala los.
A on, zamiast spedzic z nia zycie do konca, skonczyl z soba.
Myron przelknal sline. Takie granie na uczuciach tej kobiety bylo co najmniej nieuczciwe, a lekcewazenie jej artystycznych dokonan tylko dlatego, ze ich nie rozumial, okrutne. Nie podobal sie w tej chwili sobie. Przez moment rozwazal, czy nie odejsc – szanse bowiem, ze ta rozmowa wniesie cokolwiek do sprawy, zdawaly sie minimalne – ale tez nie mogl zapomniec o szesnastoletnim chlopcu, ktoremu ucieto palec.
– Dlugo byliscie malzenstwem? – spytal.
– Blisko dwadziescia lat – odparla cicho.
– Nie chcialbym sie narzucac, ale jak maz mial na imie?
– Lloyd.
Myron zmruzyl oczy, jakby szukal w pamieci.
– Brzmi mi to jakos znajomo. Francine Rennart wzruszyla ramionami.
– Byl wspolwlascicielem tawerny w Neptune City. Zardzewialego Cwieka.
– Oczywiscie! Przypominam sobie. Czesto tam przesiadywal.
– Tak.
– Moj Boze, znalem go. Lloyd Rennart. Pamietam. Kiedys uczyl gry w golfa, zgadza sie? Jakis czas uczestniczyl w zawodowych turniejach.
Twarz Francine zamknela sie niczym szyba w samochodzie.
– Skad pan wie? – spytala.
– Zardzewialy Cwiek. Jestem wielkim fanem golfa. Gram jak noga, ale interesuje sie turniejami jak niektorzy Pismem Swietym. – Improwizowal na poczekaniu, liczac, ze nie na prozno. – Pani maz asystowal Jackowi Coldrenowi, tak? Dawno temu. Troche o tym gadalismy.
Glosno przelknela sline.
– Co mowil?
– Co mowil?
– O asystowaniu.
– Och, niewiele. Zwykle rozmawialismy o ulubionych golfistach. Nicklausie, Lee Trevinie, Palmerze. O slynnych polach. Zwlaszcza o Merion.
– Nie.
– Slucham?
– Lloyd z nikim nie mowil o golfie – oswiadczyla stanowczo. Lowca sensacji Bolitar wpadl jak sliwka w kompot. Francine Rennart przeklula go wzrokiem.
– Nie jest pan z firmy ubezpieczeniowej, bo nie wnioslam o odszkodowanie. – Zastanawiala sie chwile. – Zaraz. Powiedzial pan, ze pisze o sporcie. Dlatego pan mnie odwiedzil. Jack Coldren wrocil do gry, wiec przygotowuje pan artykul wspomnieniowy.
Myron pokrecil glowa. Zaczerwienil sie ze wstydu. Wystarczy, pomyslal. Wzial kilka glebokich oddechow.
– Nie dlatego – powiedzial.
– No, to kim pan jest?
– Nazywam sie Myron Bolitar. Jestem agentem sportowym.
– Czego pan ode mnie chce? – spytala, zdezorientowana. Zaczal szukac slow, lecz zadne nie brzmialo przekonujaco.
– Nie jestem pewien – odparl. – Prawdopodobnie tylko trace czas. Ma pani racje: Jack Coldren wrocil do gry. Wyglada jednak na to… ze sciga go przeszlosc. Straszne rzeczy spotykaja jego i jego rodzine. Dlatego pomyslalem…
– Co?! – przerwala mu gwaltownie. – Ze Lloyd zmartwychwstal, zeby sie zemscic?
– Chcial sie zemscic?
– Za to, co sie stalo w Merion. Dawno temu. Zanim go poznalam.
– Przeszlo mu?
– Duzo czasu mu to zajelo – odparla Francine Rennart po namysle. – Po tamtym incydencie Lloyd dlugo nie mogl znalezc pracy w branzy. Jack Coldren pozostal pupilkiem, nikt nie chcial wchodzic mu w parade. Lloyd stracil wszystkich przyjaciol. Zaczal pic, za duzo. – Zawahala sie. – Doszlo do wypadku.
Myron ani drgnal, patrzac, jak Francine gleboko oddycha.
– Stracil kontrole nad samochodem – ciagnela glosem jak automat. – Uderzyl w inny woz. W Narberth. Niedaleko miejsca, gdzie mieszkal. – Zamilkla i podniosla wzrok. – W tej kraksie zginela jego pierwsza zona.
Myrona przeszedl zimny dreszcz.
– Nie wiedzialem o tym – rzekl cicho.
– To bylo dawno temu, panie Bolitar. Poznalismy sie niedlugo potem. Zakochalismy. Przestal pic. I zaraz potem kupil tawerne… wiem, wiem, ze brzmi to dziwnie. Alkoholik wlascicielem baru. W jego przypadku zdalo to egzamin. Kupilismy rowniez ten dom. Myslalam… myslalam, ze wszystko jest dobrze.
Myron odczekal chwile.
– Czy pani maz z rozmyslem podal Jackowi Coldrenowi zly kij? – spytal.
To pytanie jej nie zaskoczylo. Nie spieszyla sie z odpowiedzia, skubiac guziki przy bluzce.
– Prawde mowiac, nie wiem. Nigdy nie mowil o tym incydencie. Nawet ze mna. Ale cos w sobie dusil. Czyja wiem, moze nawet poczucie winy. – Wygladzila dlonmi spodnice. – To wszystko jest dzis bez znaczenia, panie Bolitar. Jesli nawet Lloyd zywil uraze do Jacka, to juz nie zyje.
Myron szukal sposobu, jak spytac ja o to taktownie, ale nie znalazl.
– Wydobyli jego cialo, pani Rennart? – rzekl wreszcie. Slowa te spadly na nia jak hak boksera wagi ciezkiej.
– To… to… to… – zajaknela sie – byla gleboka przepasc. W zaden sposob… peruwianska policja oswiadczyla, ze nikogo nie spuszcza na dol. Ze to zbyt niebezpieczne. Zreszta Lloyd nie mogl przezyc. Napisal list. Zostawil tam ubranie. Nadal mam jego paszport…
Glos ja zawiodl.
Myron skinal glowa.
– Oczywiscie, rozumiem – rzekl.
Lecz kiedy stamtad wyszedl, swiadom byl, ze nie rozumie niczego.
Rozdzial 23
Tito, Paskudny Faszysta, nie pojawil sie w Gospodzie Parkera.
Myron siedzial w samochodzie po drugiej stronie ulicy. Nienawidzil sledzenia. Choc tym razem sie nie nudzil, przesladowalo go wspomnienie zdruzgotanej miny Francine Rennart. Bal sie, jakie skutki wywrze jego wizyta na tej kobiecie, w milczeniu zmagajacej sie z wlasnym bolem. Przyszedl i brutalnie wywazyl z zawiasow drzwi szafy, w ktorej glebi zamknela swe demony. Probowal ja pocieszyc. Ale co w koncu mogl jej powiedziec?
Nadszedl czas zamkniecia baru. Nadal sladu Tita. W przeciwienstwie do jego kamratow. Podziemniak i Ucieczka przybyli o wpol do jedenastej, wybyli o pierwszej w nocy. Ucieczka kustykal o kulach, bez watpienia po podstepnym kopniaku w kolano. Myron usmiechnal sie. Male zwyciestwo, a cieszylo.
Podziemniak otaczal lapa szyje dziewoi z wlosami tlenionymi na planecie Kiepskich Farb. „Blondyna” wygladala w sam raz na amatorke wydziarganych skinow, czyli, mowiac to samo nieco inaczej, na bywalczynie Jerry Springer show.
Dwaj koledzy Paskudy zatrzymali sie pod sciana, by oproznic pecherze. Podziemniak odcedzal kartofle, nie wypuszczajac z objec partnerki. Chryste! Na te sciane sikalo tylu, ze rodzilo to pytanie, czy w spelunce Parkera w ogole jest ubikacja. Skinheadzi odbili od muru. Podziemniak wsiadl od strony pasazera do forda mustanga, ktory poprowadzila „Blondyna”. Kustykajac, Ucieczka wgramolil sie na wlasny rydwan, przypominajacy motor. Kule przytroczyl z boku. Pojazdy odjechaly w przeciwnych kierunkach.
Myron postanowil ruszyc za Ucieczka. Masz watpliwosci, podazaj za slabsza zwierzyna.
Trzymal sie z daleka, zachowujac maksymalna ostroznosc. Lepiej zgubic zwierzaka, niz ryzykowac, ze cie spostrzeze. Nie sledzil go dlugo. Trzy przecznice dalej Ucieczka zatrzymal sie i wszedl do podlej rudery. Farba