– Odczekalam kilka minut, az ochlonie. Poniewaz nie wracal, poszlam go szukac.
– Do Merion.
– Tak. Lubil sie tam przechadzac. Rozmyslac w samotnosci.
– Widzialas go tam?
– Nie. Rozejrzalam sie. Po jakims czasie wrocilam. I wpadlam na ciebie.
– Jack nie wrocil.
Stojac plecami do niego, pokrecila przeczaco glowa.
– Co cie tu sprowadzilo, Myron? – spytala. – Trup w tym kamienistym dole?
– Chec pomocy.
Obrocila sie w jego strone. Mimo czerwonych oczu i sciagnietej twarzy, byla niewiarygodnie piekna.
– Musze sie przed kims wywnetrzyc. – Wzruszyla ramionami, sprobowala sie usmiechnac. – A ty jestes pod reka.
Myron zapragnal podejsc blizej, lecz sie powstrzymal.
– Bylas cala noc na nogach? – spytal. Skinela glowa.
– Stalam tu, czekajac na powrot Jacka. Gdy do drzwi zapukala policja, pomyslalam, ze chodzi o Chada. Pewnie zabrzmi to strasznie, ale kiedy powiedzieli o Jacku, niemal mi ulzylo.
Zadzwonil telefon.
Obrocila sie z predkoscia zdolna stworzyc tunel aerodynamiczny. Wymienili spojrzenia.
– Pewnie media – wysunal domysl. Pokrecila glowa.
– Na ten numer nie zadzwonia.
Nacisnela guzik zapalajacy diode i podniosla sluchawke.
– Halo.
Kiedy uslyszala glos, zachlysnela sie powietrzem i zdusila okrzyk. Jej dlon pofrunela do ust. Z oczu puscily sie lzy. Do sypialni przez raptownie otwarte drzwi wpadla, niczym niedzwiedzica wyrwana z mocnej drzemki, Victoria Wilson.
Linda spojrzala na nich.
– To Chad – powiedziala. – Uwolnili go.
Rozdzial 27
Victoria Wilson wziela sprawy w swoje rece.
– Pojedziemy po niego – oswiadczyla. – A ty sie z nim nie rozlaczaj.
– Ale ja chce… – zaprotestowala Linda, krecac glowa.
– Zaufaj mi, kochanie. Jesli pojedziesz, ruszy za toba cala policja i reporterzy. Ja i Myron w razie czego zgubimy ich. Policja nie moze przesluchac twojego syna przede mna. Zostan tu. Nic im nie mow. Jezeli przedstawia ci nakaz, to ich wpusc, tylko nie mow ani slowa. Zeby nie wiem co. Rozumiesz?
Linda skinela glowa
– Gdzie on jest?
– Na Porter Street.
– Dobrze, przekaz mu, ze ciocia Victoria juz jedzie. Zajmiemy sie nim.
Linda chwycila ja za reke z blagalna mina.
– Przywieziecie go tu?
– Nie od razu, kochanie. – Victoria zachowala rzeczowy ton. – Nie dopuszcze, zeby zobaczyla go policja. Zaczelyby sie pytania. Niedlugo go zobaczysz.
Odwrocila sie. Z ta kobieta nie bylo dyskusji.
– Jak pani poznala Linde? – spytal w samochodzie Myron.
– Moi rodzice sluzyli u Buckwellow i Lockwoodow – odparla. – Wychowalam sie w ich rezydencjach.
– A po drodze skonczyla pani studia prawnicze?
– Pisze pan moja biografie?
Victoria zmarszczyla brwi.
– Tylko pytam.
– Dlaczego? Zaskakuje pana, ze czarna kobieta w srednim wieku jest adwokatka bogatej bialej?
– Szczerze? Tak.
– Nie dziwie sie panu. Ale nie czas na zwierzenia. Ma pan jakies wazne pytania?
– Owszem. – Myron prowadzil. – Co pani przede mna zataja?
– Nic, co musialby pan wiedziec.
– Jestem adwokatem posilkowym w sprawie. Musze wiedziec wszystko.
– Pozniej. Skupmy sie na chlopcu – osadzila go monotonnym, nieznoszacym sprzeciwu glosem.
– Czy na pewno postepujemy wlasciwie, nie mowiac policji o porwaniu?
– Zawsze mozemy zrobic to pozniej – odparla. – Wiekszosc obroncow robi blad, sadzac, ze od razu nalezy powiedziec wszystko. To niebezpieczne. Na rozmowy przyjdzie czas.
– Nie bylbym taki pewien.
– Wie pan co? W przypadku wymagajacych fachowosci rozmow w sprawie reklamy butow sportowych zdamy sie na pana. A dopoki to jest sprawa kryminalna, decyzje prosze zostawic mnie, zgoda?
– Policja chce mnie przesluchac.
– Nic pan im nie powie. To panskie prawo. Nie musi pan mowic im ani slowa.
– Chyba ze wrecza mi wezwanie do zlozenia zeznan.
– Nawet wtedy. Jest pan adwokatem Lindy Coldren.
Myron pokrecil glowa.
– Dotyczy to tylko tego, co uslyszalem po pani prosbie, zebym zostal adwokatem posilkowym. Moga mnie spytac o wszystko, co zdarzylo sie wczesniej.
– Nie moga. – Victoria Wilson westchnela strapiona. – Proszac pana o pomoc, Linda Coldren wiedziala, ze jest pan adwokatem. Dlatego wszystko, co pan od niej uslyszal, podlega prawu o tajemnicy adwokackiej.
– Dosc naciagana interpretacja. Myron, chcac nie chcac, usmiechnal sie.
– Ale prawdziwa. Poczul na sobie jej oczy.
– Niezaleznie od panskich checi, w mysl prawa i etyki zawodowej nie wolno panu z nikim rozmawiac.
Ta baba byla naprawde dobra.
Przyspieszyl. Nikt ich nie sledzil. Reporterzy i policja zostali pod domem Coldrenow. O morderstwie trabilo radio. Spiker wciaz powtarzal dwuzdaniowe oswiadczenie Lindy: „Wszystkich nas zasmucila ta tragedia. Pozwolcie nam cierpiec w spokoju”.
– To pani przekazala to oswiadczenie? – spytal Myron.
– Nie. Ona, zanim tam dotarlam.
– Dlaczego to zrobila?
– Sadzila, ze media sie od niej odczepia. Ma za swoje. Wjechali na Porter Street. Myron przesunal wzrokiem po chodnikach.
– Tam – wskazala Victoria Wilson.
Zobaczyl go. Chad Coldren przycupnal na ziemi. W dloni wciaz sciskal telefon, ale nie rozmawial. Jego druga dlon spowijal gruby bandaz. Myrona lekko zemdlilo. Nacisnal pedal gazu. Samochod wyrwal do przodu. Podjechali do chlopca. Chad patrzyl wprost przed siebie.
Obojetna twarz Victorii Wilson wreszcie nieco zlagodniala.
– Ja to zalatwie – oswiadczyla.
Wysiadla z samochodu, podeszla do chlopca, pochylila sie, wziela go w ramiona, wyjela mu z rak komorke, powiedziala cos do niej i sie rozlaczyla. Glaszczac Chada po glowie i szepczac slowa pociechy, pomogla mu wstac. Usiedli z tylu. Chlopiec oparl o nia glowe. Kojac go uspokajajacymi dzwiekami, Victoria dala znak Myronowi. Ruszyl.
Podczas jazdy Chad sie nie odezwal. Nikt go o to nie prosil. Victoria wskazala Myronowi droge do jej kancelarii w Bryn Mawr. W tym samym budynku mial rowniez gabinet stary przyjaciel Coldrenow, lekarz ich