pokierowac biegiem wydarzen. Podejrzewala, ze taki rozwoj wypadkow byl nieunikniony od chwili, kiedy sie poznali. Nigdy nie umiala mu sie przeciwstawic. Nie bylo bitwy, ktora moglaby mu wydac i zwyciezyc, zeby zmienic swoje zycie.

Gdyby mogla cofnac czas, czy odmowilaby mu, kiedy pierwszy raz poprosil ja o randke? Czy powiedzialaby „nie”? Czy zwiazalaby sie z innym chlopcem, takim jak ten sympatyczny Mike Braun, ktory teraz mieszkal w Parsippany? Chyba nie. Poniewaz wtedy nie narodzilyby sie jej dzieci. A one, oczywiscie, zmienialy wszystko. Nie mozesz pragnac, zeby to wszystko nigdy sie nie zdarzylo, poniewaz w ten sposob bys je zdradzila. Jak moglabys spojrzec w lustro, gdybys pragnela, zeby twoje dzieci nigdy nie przyszly na swiat?

Pociagnela kolejny lyk.

Tak naprawde Joan Rochester zyczyla mezowi smierci. Pragnela, zeby umarl. Poniewaz to bylo dla niej jedyne wyjscie. Zapomnijcie o tych bzdurach o maltretowanych zonach przeciwstawiajacych sie swoim mezom. W jej przypadku byloby to samobojstwo. Nie mogla go zostawic. Odnalazlby ja, pobil i trzymal pod kluczem. I nie wiadomo, co zrobilby dzieciom. Drogo zaplacilaby za probe ucieczki.

Joan czasem fantazjowala, ze pakuje sie, zabiera dzieci i udaje sie do jednego ze schronisk dla maltretowanych kobiet. I co wtedy? Marzyla, ze moglaby byc swiadkiem koronnym na procesie Doma – bo z pewnoscia sporo o nim wiedziala – ale wtedy nie pomoglby jej nawet program ochrony swiadkow. Na pewno by ich znalazl.

Byl tego rodzaju czlowiekiem.

Wysiadla z samochodu. Szla troche niepewnie, ale przywykla do tego. Joan Rochester skierowala sie do drzwi frontowych. Otworzyla je i weszla do srodka. Odwrocila sie, zeby zamknac za soba drzwi. Kiedy znow sie odwrocila, Dominick stal przed nia.

Joan przycisnela dlon do piersi.

– Przestraszyles mnie.

Zrobil krok ku niej. Przez moment myslala, ze chce ja objac. Jednak nie. Lekko ugial kolana. Zacisnal prawa piesc. Zamachnal sie, wyprowadzajac cios z biodra. Uderzyl ja w okolice nerki.

Joan otworzyla usta w bezglosnym krzyku. Ugiely sie pod nia kolana. Osunela sie na podloge. Dominick zlapal ja za wlosy. Poderwal i zamachnal sie. Ponownie uderzyl ja w plecy, tym razem mocniej.

Opadla bezwladnie jak worek z piaskiem.

– Powiesz mi, gdzie jest Katie – rzekl Dominick. Znow ja uderzyl.

Myron siedzial w samochodzie, rozmawiajac przez telefon z Wheatem Mansonem – z ktorym dzielil pokoj, gdy uczeszczal do Duke, i ktory teraz zajmowal sie rekrutacja jako prodziekan – gdy ponownie zauwazyl, ze jest sledzony.

Wheat Manson byl szybkim srodkowym rozgrywajacym, wychowanym w kiepskiej dzielnicy Atlanty. Spodobalo mu sie w Durham w Karolinie Polnocnej i nigdy nie wrocil w rodzinne strony. Dwaj starzy przyjaciele wymienili krotkie uprzejmosci, po czym Myron przeszedl do rzeczy.

– Musze zadac ci troche dziwne pytanie – powiedzial.

– Pytaj.

– Tylko sie nie obraz.

– No to nie zadawaj mi obrazliwych pytan – rzekl Wheat.

– Czy Aimee Biel zostala przyjeta dzieki mnie? Wheat jeknal.

– O nie, nie zadales mi tego pytania.

– Musze wiedziec.

– O nie, nie zadales mi tego pytania.

– Posluchaj, zapomnij o tym na moment. Chce, zebys przefaksowal mi dwa arkusze ocen. Jeden Aimee Biel, drugi Rogera Changa.

– Czyj?

– To inny uczen liceum w Livingston.

– Niech zgadne. Roger sie nie dostal.

– Mial lepsze oceny, lepsze wyniki testow…

– Myronie?

– Co?

– Nie bedziemy sie w to wglebiac. Rozumiesz? To poufne informacje. Nie przesle ci tych arkuszy ocen. Nie bede z toba dyskutowal o kandydatach. Przypomne ci, ze przyjecie na uczelnie to nie kwestia ocen czy wynikow testow. Bierze sie pod uwage rowniez inne czynniki. Jako dwaj faceci, ktorzy dostali sie bardziej dzieki umiejetnosci wrzucania pilki w metalowa obrecz niz dzieki stopniom i wynikom testow, powinnismy to rozumiec lepiej niz inni. A teraz, tylko lekko obrazony, powiem ci „do widzenia”.

– Zaczekaj chwilke.

– Nie przefaksuje ci tych ocen.

– Nie musisz. Powiem ci cos o tym dwojgu kandydatow. Chce tylko, zebys sprawdzil to w swoim komputerze i powiedzial mi, czy mam racje.

– O czym, do diabla, mowisz?

– Zaufaj mi, Wheat. Nie prosze cie o informacje. Prosze tylko, zebys mi cos potwierdzil.

Wheat westchnal.

– W tej chwili jestem poza dziekanatem.

– Zatem zrob to, kiedy bedziesz mogl.

– Co mam ci potwierdzic?

Myron powiedzial mu. Gdy to robil, zauwazyl, ze jakis samochod jedzie za nim, od kiedy opuscil Riker Hill:

– Zrobisz to dla mnie?

– Jestes jak wrzod na dupie, wiesz?

– Zawsze bylem.

– Taak, ale kiedys miales niezle wybicie i strzal z wyskoku. Co masz teraz?

– Surowy zwierzecy magnetyzm i nieziemska charyzme?

– Powiem krotko: wylaczam sie.

Zrobil to. Myron wyjal sluchawke z ucha. Tamten samochod wciaz jechal za nim w odleglosci okolo szescdziesieciu metrow.

Czemu dzisiaj wciaz ktos za nim jezdzi? W dawnych czasach adoratorzy przysylali kwiaty lub czekoladki. Myron marzyl o krotkim spotkaniu, ale nie mial na to czasu. Samochod jechal za nim od Riker Hill. To oznaczalo, ze zapewne znowu sledzi go jakis goryl Rochestera. Myron rozwazyl to. Jesli Rochester poslal za nim swojego czlowieka, to prawdopodobnie wiedzial, ze Myron spotkal sie z jego zona. Myron zastanawial sie, czy zadzwonic do Joan Rochester i zawiadomic ja o tym, ale zdecydowal, ze nie. Jak mowila Joan, byla z Rochesterem od dawna. Bedzie wiedziala, jak sobie poradzic.

Jechal Northfield Avenue w kierunku centrum Nowego Jorku. Nie mial na to czasu, ale musial jak najszybciej pozbyc sie ogona. Na filmach wcisnalby gaz do dechy albo gwaltownie zmienil kierunek jazdy. W prawdziwym zyciu nie robi sie takich rzeczy, szczegolnie jesli musisz szybko gdzies dotrzec i nie chcesz zwracac na siebie uwagi glin.

Jednak byly inne sposoby.

Nauczyciel i sprzedawca ze sklepu muzycznego Drew Van Dyne mieszkal niedaleko, w West Orange. Zorra powinna juz byc na miejscu. Myron wyjal telefon komorkowy i zadzwonil. Zorra odebrala po pierwszym sygnale.

– Czesc, marzenie ty moje – powiedziala.

– Zakladam, ze wokol domu Van Dyne’a nic sie nie dzieje.

– Slusznie zakladasz, marzenie ty moje. Zorra tylko siedzi i siedzi. To takie nudne dla Zorry.

Zorra zawsze mowila o sobie w trzeciej osobie. Miala niski glos, wyrazny cudzoziemski akcent i sporo flegmy w gardle. Wydobywajace sie z niego dzwieki nie byly przyjemne.

– Jezdzi za mna jakis samochod – powiedzial Myron.

– I Zorra moze pomoc?

– Och tak – odparl Myron. – Zorra zdecydowanie moze pomoc.

Wyjasnil swoj plan, ktory byl zatrwazajaco prosty. Zorra rozesmiala sie i zaczela kaszlec.

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату