– Podoba sie Zorrze? – zapytal Myron, mimowolnie ja nasladujac, jak zwykle kiedy z nia rozmawial.

– Podoba. Bardzo jej sie podoba.

Poniewaz potrzebowala kilku minut na przygotowania, Myron przez chwile jezdzil po okolicy. Potem skrecil w prawo w Pleasant Valley Way. Przed soba zobaczyl Zorre stojaca przy pizzerii. Miala na glowie te swoja blond peruke z lat trzydziestych, palila papierosa w lufce i wygladala jak Veronica Lake na ciezkim kacu, gdyby Veronica Lake miala metr osiemdziesiat wzrostu, popoludniowa szczecine Homera Simpsona i byla brzydka jak noc.

Zorra mrugnela do przejezdzajacego Myrona i nieznacznie podniosla noge. Myron wiedzial, co kryje sie w obcasie buta. Kiedy spotkali sie po raz pierwszy, o malo nie rozplatala mu piersi ukrytym tam ostrzem. Win darowal jej zycie, co bardzo zdziwilo Myrona. Teraz byli kumplami. Esperanza porownywala to do naglej przemiany slawnego „zlego” zapasnika w „dobrego”.

Myron wlaczyl lewy kierunkowskaz i zjechal na bok, dwie przecznice za pizzeria i Zorra. Opuscil szybe w oknie, zeby lepiej slyszec. Zorra stala przy wolnym miejscu parkingowym, co wygladalo zupelnie naturalnie. Sledzacy Myrona czlowiek zatrzymal sie tam i czekal. Oczywiscie, mogl zaparkowac w jakims innym miejscu. Zorra byla na to przygotowana.

Reszta, jak juz zauwazyl, byla zatrwazajaco prosta. Zorra podeszla od tylu do samochodu. Juz od pietnastu lata nosila szpilki, ale wciaz poruszala sie w nich jak nowo narodzone ciele na haju.

Myron obserwowal to w lusterku.

Zorra wysunela sztylet z obcasa. Podniosla noge i wbila ostrze w opone. Myron uslyszal swist uchodzacego powietrza. Szybko przeszla na druga strone i powtorzyla manewr: Potem zrobila cos, co nie nalezalo do planu.

Stanela i patrzyla, czy kierowca wyjdzie i rzuci sie na nia.

– Nie – szepnal do siebie Myron. – Po prostu odejdz. Przeciez mowil jej wyraznie. Przedziuraw opony i zmykaj.

Nie wdawaj sie w bojke. Zorra byla smiertelnie niebezpieczna. Jesli ten facet – pewnie jakis goryl, przyzwyczajony do rozwalania lbow – wyjdzie z samochodu, Zorra pokroi go na plasterki. Niewazne, czy ten facet zasluzyl sobie na to, czy nie. Lepiej nie zwracac na siebie uwagi policji.

– Hej! Co do…? – wrzasnal goryl za kierownica i zaczal wysiadac z samochodu.

Myron obrocil sie na siedzeniu i wystawil glowe przez okno. Zorra usmiechala sie. Lekko ugiela kolana. Myron zawolal do niej. Zorra podniosla wzrok i napotkala jego spojrzenie. W jej oczach Myron zobaczyl chec walki, zadze krwi. Stanowczo pokrecil glowa.

Minela kolejna sekunda. Goryl zatrzasnal drzwiczki samochodu.

– Ty glupia suko!

Myron nadal krecil glowa, coraz gwaltowniej. Goryl zrobil krok naprzod. Myron patrzyl w oczy Zorry. Ta niechetnie kiwnela glowa.

I rzucila sie do ucieczki.

– Hej! – Goryl rzucil sie za nia. – Stoj!

Myron ruszyl. Goryl obejrzal sie, nie wiedzac, co robic, a potem podjal decyzje, ktora prawdopodobnie uratowala mu zycie.

Pobiegl z powrotem do swojego samochodu.

Jednak z przebitymi oponami daleko nie zajechal.

Myron wlaczyl sie do ruchu i pojechal na spotkanie z zaginiona Katie Rochester.

Rozdzial 41

Drew Van Dyne siedzial w bawialni Wielkiego Jake’a Wolfa i planowal swoj nastepny ruch. Jake poczestowal go corona light. Drew zmarszczyl brwi. Prawdziwa corona bylaby w porzadku, ale jasne meksykanskie piwo? Czemu nie konskie szczyny? Mimo to saczyl piwo przez zeby.

Caly pokoj wprost ociekal Wielkim Jakiem. Nad kominkiem wisial leb jelenia. Na polce ponizej rzedem staly trofea z turniejow golfa i tenisa. Na podlodze lezala niedzwiedzia skora. Telewizor byl ogromny, co najmniej siedemdziesieciocalowy. Wszedzie staly malenkie i kosztowne kolumienki glosnikowe. Z cyfrowego odtwarzacza plynely dzwieki muzyki klasycznej. W kacie stala migoczaca lampkami maszyna do prazenia kukurydzy. Byly tez brzydkie zlote posazki i paprocie. Wszystkie te przedmioty umieszczono tu nie ze wzgledu na ich piekno czy funkcjonalnosc, lecz aby szokowaly ostentacyjnym bogactwem.

Na stoliku stala fotografia urodziwej zonki Jake’a Wolfa. Drew podniosl zdjecie i pokrecil glowa. Lorraine Wolf byla na nim w stroju bikini. Kolejne trofeum Jake’a, domyslil sie Drew. Do diabla, kto stawia na stoliku w salonie zdjecie swojej zony w bikini?

– Rozmawialem z Harrym Davisem – powiedzial Wolf. On tez pil corone light. Z plasterkiem limonki. Pierwsza z zasad Van Dyne’a dotyczacych konsumpcji alkoholu brzmiala: jesli do piwa trzeba cos dodawac, wybierz inne. – Nie bedzie gadal.

Drew nic nie powiedzial.

– Nie wierzysz mu?

Drew wzruszyl ramionami i upil lyk piwa.

– On ma najwiecej do stracenia.

– Tak uwazasz?

– A ty nie?

– Przypomnialem o tym Harry’emu. Wiesz, co powiedzial? Teraz Jake wzruszyl ramionami.

– Powiedzial mi, ze moze najwiecej do stracenia ma Aimee Biel. – Drew odstawil butelke, specjalnie omijajac podstawke. – Co o tym myslisz?

Wielki Jake wycelowal w niego potezny palec.

– A czyja to bylaby wina, do cholery?

Cisza.

Jake podszedl do okna. Ruchem brody wskazal sasiedni dom.

– Widzisz te posiadlosc?

– I co z tego?

– To pieprzony zamek.

– Twoj tez jest calkiem niezly, Jake.

Gospodarz skwitowal to niklym usmieszkiem.

– Nie tak dobry.

Drew moglby powiedziec, ze wszystko jest wzgledne, ze on, Drew Van Dyne, mieszka sam w szczurzej norze mniejszej od garazu Wolfa, ale po co mialby sie wysilac? Moglby rowniez przypomniec, ze on nie ma kortu tenisowego, trzech samochodow, zlotych posazkow, wlasnej salki telewizyjnej, a od czasu separacji wlasciwie nie ma nawet zony, a juz na pewno nie tak ladnej, zeby mogla pozowac w bikini.

– To wziety adwokat – ciagnal Jake. – Ukonczyl Yale i nie pozwala, zeby ktos o tym zapomnial. Na przedniej szybie samochodu ma nalepke Yale. Codziennie uprawiajac jogging, nosi koszulki z godlem Yale. Wydaje przyjecia dla absolwentow Yale. W swoim wielkim zamku rozmawia z kandydatami na Yale. Jego syn to tepak, ale zgadnij, na jaka sie dostal uczelnie?

Drew Van Dyne wyciagnal sie wygodniej.

– Swiat to nie plac zabaw, na ktorym wszyscy sa rowni, Drew. Potrzebne jest jakies wsparcie. Jesli go nie masz, musisz je sobie wyrobic. Na przyklad ty chciales byc gwiazda rocka. Myslisz, ze faceci, ktorym sie to udalo – ci, ktorzy sprzedaja miliony plyt i zapelniaja stadiony – sa bardziej utalentowani od ciebie? Nie. Roznica, moze jedyna roznica, polega na tym, ze oni wykorzystali jakas sytuacje. Skorzystali z okazji. A ty nie. Czy wiesz, jaki jest najwiekszy z truizmow?

Drew widzial, ze nie zdola mu przerwac. W porzadku. Niech gada. Chcial przekazac cos na swoj sposob. Drew zaczynal chwytac. Domyslal sie juz, do czego to zmierza.

– Nie, jaki?

– Za kazda fortuna kryje sie zbrodnia.

Jake zamilkl, czekajac, az sluchacz to przetrawi. Drew poczul, ze zaczyna miec lekkie klopoty z

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату