oddychaniem.

– Widzisz kogos z kupa dolcow – podjal Jake Wolf. – Rockefellera czy Carnegiego. Chcesz wiedziec, czym oni roznia sie od nas? Ktorys z ich przodkow oszukiwal, kradl lub zabijal. Mial jaja, pewnie. Jednak przede wszystkim rozumial, ze zycie to nie plac zabaw. Chcesz cos miec, musisz to sobie zdobyc. A potem wciskasz masom kit o ciezkiej pracy i jej owocach.

Drew Van Dyne przypomnial sobie ostrzezenie przez telefon: „Nie rob nic glupiego. Wszystko jest pod kontrola”.

– Ten caly Bolitar – rzekl Drew. – Juz napusciles na niego swoich przyjaciol gliniarzy. Nie pekl.

– Nie przejmuj sie nim.

– To mnie nie pociesza, Jake.

– No coz – odparl Jake Wolf. – Pamietajmy, czyja to wina.

– Twojego syna.

– Hej! – Jake ponownie wycelowal w niego gruby paluch. – Od Randy’ego wara.

Drew Van Dyne wzruszyl ramionami.

– To ty szukales winnego.

– On idzie do Dartmouth. To juz zalatwione. Nikt, a szczegolnie jakas glupia zdzira, nie stanie mu na drodze.

Drew zrobil gleboki wdech.

– Jednak pozostaje pytanie, co znajdzie Bolitar, jesli nadal bedzie kopal.

Jake Wolf spojrzal na niego.

– Nic – odparl.

Drew Van Dyne poczul lekkie mrowienie, rozchodzace sie od podstawy karku.

– Skad ta pewnosc? Wolf milczal.

– Jake?

– Nie przejmuj sie tym. Jak juz powiedzialem, moj syn idzie do college’u. Skonczyl z tym wszystkim.

– Powiedziales takze, ze za kazda wielka fortuna kryje sie zbrodnia.

– I co z tego?

– Ona nic cie nie obchodzi, prawda, Jake?

– To nie o nia tu chodzi, ale o Randy’ego. O jego przyszlosc.

Jake Wolf znow odwrocil sie do okna i spojrzal na zamek swojego sasiada, czlonka Ivy League. Drew zebral mysli, opanowal emocje. Patrzyl na tego czlowieka. Zastanawial sie nad tym, co uslyszal i co to wszystko oznaczalo. Ponownie przypomnial sobie ostrzezenie przez telefon.

– Jake?

– Co?

– Wiedziales, ze Aimee Biel jest w ciazy?

W pokoju zapadla cisza. Jeden utwor sie skonczyl, a drugi jeszcze nie zaczal. Po chwili z odtwarzacza poplynely dzwieki starego przeboju Supertramp. Jake Wolf powoli obrocil glowe i spojrzal przez ramie. Drew Van Dyne widzial, ze ta wiadomosc go zaskoczyla.

– To niczego nie zmienia – powiedzial Jake.

– Mysle, ze moze jednak.

– Dlaczego?

Drew Van Dyne siegnal pod pache. Wyjal bron z kabury i wycelowal w Jake’a Wolfa.

– Sprobuj zgadnac.

Rozdzial 42

Przykrywka byl salon manicure Nail-R-Us w jeszcze nieprzebudowanej czesci Queens. Budynek sprawial wrazenie rudery, ktora zawali sie, jesli ktos nieopatrznie oprze sie o sciane. Schody przeciwpozarowe pokrywala tak gruba warstwa rdzy, ze ryzyko zakazenia tezcem wydawalo sie znacznie wieksze niz grozba uduszenia dymem. Wszystkie okna byly zamkniete grubymi zaluzjami albo zabite deskami. Budynek byl trzypietrowy i zajmowal prawie caly kwartal.

– Litera R w szyldzie jest przekreslona – powiedzial Myron do Wina.

– Celowo.

– Jak to?

Win spojrzal na niego, czekajac. Myron pomyslal. Napis Nail-R-Us zmienil sie w Nail Us.* [Nail us – zlap nas.]

– Och – mruknal Myron. – Sprytne.

– Przy oknach stoja dwaj straznicy – rzekl Win.

– Musza tu robic kiepski manicure – zauwazyl Myron.

Win zmarszczyl brwi.

– Co wiecej, ci dwaj straznicy zajeli pozycje dopiero wtedy, kiedy wrocila tu ta twoja panna Rochester i jej chloptas.

– Boja sie jej ojca – rzekl Myron.

– To logiczne wyjasnienie.

– Wiesz cos o tym lokalu?

– Jego klientela jest ponizej mojego poziomu. – Win ruchem glowy wskazal cos za plecami Myrona. – Ale nie jej.

Myron odwrocil sie. Zachodzace slonce przeslonil jakis obiekt, powodujac zacmienie. To nadchodzila Wielka Cyndi. Byla ubrana w kostium z bialej lycry. Bardzo obcisly bialy kostium, pod ktorym nie nosila bielizny. Czysta tragedia. Dla siedemnastoletniej modelki taki stroj bylby bardzo ryzykowny. Na czterdziestoletniej kobiecie, ktora wazyla ponad sto piecdziesiat kilogramow… No coz, zeby wlozyc cos takiego, trzeba miec sporo… No ale mozna rzec, ze Wielkiej Cyndi niczego nie brakowalo. I wszystko to trzeslo sie, gdy szla w ich kierunku. Rozmaite czesci jej ciala sprawialy wrazenie obdarzonych wlasnym zyciem i poruszaly sie samodzielnie, jakby tuzin zwierzat uwiezionych w bialym balonie usilowalo wyrwac sie na wolnosc.

Wielka Cyndi cmoknela Wina w policzek. Potem odwrocila sie i powiedziala:

– Witam, panie Bolitar.

Uscisnela go, chwyciwszy w ramiona. Mial wrazenie, ze spowila go warstwa wilgotnej waty szklanej.

– Czesc, Wielka Cyndi – powiedzial Myron, kiedy postawila go na ziemi. – Dziekuje, ze zjawilas sie tu tak szybko.

– Kiedy pan wzywa, panie Bolitar, biegne co tchu. Miala nieprzenikniona mine. Myron nigdy nie wiedzial, czy Wielka Cyndi kpi sobie z niego czy nie.

– Znasz ten lokal? – zapytal.

– Och tak.

Westchnela. Jelenie w promieniu stu kilometrow rozpoczely gody. Wielka Cyndi miala wargi pomalowane biala szminka, jak z filmu dokumentalnego o Elvisie. Blyszczacy brokat na policzkach. Paznokcie pomalowane na kolor, ktory – jak mu kiedys powiedziala – nazywa sie Pinot Noir. Wielka Cyndi byla kiedys zawodowa zapasniczka, wystepujaca jako czarny charakter. Pasowala do tej roli. Dla tych, ktorzy nigdy nie ogladali zawodowych zapasow, to tylko ukartowana zabawa, w ktorej dobro walczy ze zlem. Przez cale lata Wielka Cyndi byla zla wojowniczka zwana Ludzkim Wulkanem. Az pewnej nocy, po szczegolnie zacietym pojedynku, podczas ktorego Wielka Cyndi „poturbowala” sliczna i zgrabna Esperanze „Mala Pocahontas” Diaz stolkiem – tak ciezko, ze przyjechala falszywa karetka z noszami i wszystkim, co trzeba – tlum rozwscieczonych fanow czekal na nia przed lokalem.

Kiedy Wielka Cyndi wyszla, tlum zaatakowal.

O malo nie zginela. Tlum byl pijany, wsciekly i nie w nastroju do rozrozniania prawdy od fikcji. Wielka Cyndi probowala uciec, ale nie mogla. Walczyla zaciekle i dobrze, ale zadnych jej krwi przeciwnikow byly dziesiatki. Ktos uderzyl ja aparatem fotograficznym, laska, butem. Rzucili sie na nia hurmem. Przewrocili. Zaczeli kopac.

Widzac to zamieszanie, Esperanza probowala interweniowac. Tlum nie chcial jej sluchac. Nawet ich ulubiona zapasniczka nie mogla powstrzymac zadnych krwi napastnikow. I wtedy Esperanza zrobila cos naprawde

Вы читаете Obiecaj mi
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату