machinalnie.
Win sie nie odzywal. Patrzyl przed siebie i szedl miarowym krokiem.
– Potem jednak dochodze do wniosku, ze powinienem pilnowac swoich spraw. Oni nie chca tego sluchac. A poza tym kim ja wlasciwie jestem? Jakims facetem. Nie dosc dla nich waznym, zeby sklonic ich do zerwania z nalogiem. Pewnie kazaliby mi spadac na drzewo. Dlatego siedze cicho. Odwracam glowe, zajmuje sie moja gazeta i kawa, a te dzieciaki siedza niedaleko, zabijajac sie powolutku. A ja na to pozwalam.
– Sami wybieramy sobie bitwy – rzekl Win. – Ta bylaby z gory przegrana.
– Zdaje sobie sprawe, ale wiesz co? Gdybym mowil cos kazdemu dzieciakowi, ktory pali, moze dopracowalbym do perfekcji moja antynikotynowa gadke. I moze trafilbym do ktoregos. Moze choc jeden przestalby palic. Moze moje wscibstwo uratowaloby choc jedno zycie. I zaczynam sie zastanawiac, czy milczenie jest wlasciwe, czy tylko latwe.
– I co dalej? – zapytal Win.
– O co ci chodzi?
– Zamierzasz wystawac przed McDonaldem i karcic ludzi jedzacych big maki? Na widok matki zachecajacej spasionego syna do spalaszowania drugiej podwojnej porcji frytek bedziesz wyglaszal przestrogi o okropnej przyszlosci, jaka go czeka?
– Nie.
Win wzruszyl ramionami.
– W porzadku, zapomnij o tym wszystkim – rzekl Myron. – W tym konkretnym wypadku, wlasnie teraz, tuz obok nas, jest ciezarna dziewczyna siedzaca w burdelu…
– Ktora jest dorosla i samodzielnie podjela decyzje – dokonczyl za niego Win.
Szli dalej.
– To tak jak powiedziala doktor Skylar.
– Kto? – zapytal Win.
– Ta kobieta, ktora rozpoznala Katie przy stacji metra. Edna Skylar. Mowila, ze preferuje niewinnych pacjentow. Chce powiedziec, ze zlozyla przysiege Hipokratesa i przestrzega wynikajacych z tego zobowiazan, ale kiedy przychodzi co do czego, woli pomagac komus, kto na to zasluguje.
– To lezy w ludzkiej naturze – zauwazyl Win. – Zakladam, ze tobie sie to nie podoba?
– Nie podoba mi sie kazda taka sytuacja.
– Tylko ze tak postepuje nie tylko doktor Skylar. Ty rowniez, Myronie. Na moment zapomnijmy o poczuciu winy, jakie wzbudzila w tobie Claire. Wlasnie postanowiles pomoc Aimee, poniewaz uznales ja za niewinna. Gdyby byla nastoletnim chlopcem notorycznie zazywajacym narkotyki, czy bylbys rownie skory do poszukiwan? Oczywiscie, ze nie. Wszyscy dokonujemy takich wyborow, czy ci sie to podoba, czy nie.
– Nie tylko o to chodzi.
– A o co?
– Jak wazne jest to, do jakiego pojdziesz college’u?
– A co to ma do rzeczy?
– My mielismy szczescie – powiedzial Myron. – Poszlismy do Duke.
– Co chcesz przez to powiedziec?
– Pomoglem Aimee sie dostac. Napisalem list polecajacy, zadzwonilem. Watpie, czy zostalaby przyjeta, gdyby nie to.
– Co z tego?
– To, ze moze nie powinienem tego robic. Jak powiedziala mi Maxine Chang: kiedy przyjmuja jednego dzieciaka, odrzucaja innego.
Win skrzywil sie.
– Taki juz jest ten swiat.
– To zadne usprawiedliwienie.
– Ktos dokonuje wyboru na podstawie dosc subiektywnych kryteriow. – Win wzruszyl ramionami. – Dlaczego to nie mialbys byc ty?
Myron pokrecil glowa.
– Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze to ma jakis zwiazek ze zniknieciem Aimee.
– Jej przyjecie do college’u?
Myron skinal glowa.
– W jaki sposob?
– Tego jeszcze nie wiem.
Rozdzielili sie. Myron wsiadl do samochodu i spojrzal na wyswietlacz swojego telefonu komorkowego. Jedna nowa wiadomosc. Odsluchal ja.
– Myron? Tu Gail Berruti. To polaczenie, o ktore pytales, telefon do posiadlosci Erika Biela. – W tle slychac bylo jakis halas. – Co? Niech to szlag, zaczekaj chwile.
Myron zaczekal. Chodzilo o odebrana przez Claire wiadomosc, w ktorej bezosobowy glos powiedzial jej, ze Aimee nic nie jest. Berruti odezwala sie znowu po kilku sekundach.
– Przepraszam. Co mowilam? Ach tak, o tym. Dzwoniono z budki telefonicznej w centrum Nowego Jorku. Scisle mowiac, z jednego z kilku aparatow znajdujacych sie na stacji metra przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy. Mam nadzieje, ze to ci pomoze.
Trzask.
Myron zamyslil sie. Dokladnie tam, gdzie widziano Katie Rochester. Zapewne mialo to jakis sens. Albo, po tym wszystkim, czego wlasnie sie dowiedzial, nie mialo zadnego.
Jego telefon komorkowy znow zabrzeczal. Dzwonil Wheat Manson z Duke. Nie byl uszczesliwiony.
– Co sie dzieje, do diabla? – zapytal.
– Z czym?
– Te dane, ktore podales mi o mlodym Changu. Wszystko sie zgadza.
– Czwarty w klasie i nie zostal przyjety?
– Bedziemy sie w to wglebiac, Myronie?
– Nie, Wheat. Nie bedziemy. Co z wynikami Aimee?
– W tym problem.
Myron zadal kilka dodatkowych pytan, po czym sie rozlaczyl.
Wszystko zaczynalo sie wyjasniac.
Pol godziny pozniej zajechal pod dom Ali Wilder, od siedmiu lat pierwszej kobiety, ktorej powiedzial, ze ja kocha. Zaparkowal i przez chwile siedzial w samochodzie. Spogladal na dom. Zbyt wiele mysli przemykalo mu przez glowe. Myslal o jej niezyjacym mezu, Kevinie. Razem kupili ten dom. Myron wyobrazil sobie ten dzien, Kevina i Ali przychodzacych tu z posrednikiem, mlodych i wybierajacych ten dom, w ktorym beda zyc i wychowywac dzieci. Czy trzymali sie za rece, obchodzac swoja przyszla siedzibe? Co tu urzeklo Kevina, czy moze przekonal go entuzjazm ukochanej? I dlaczego, do diabla, on, Myron, mysli o takich sprawach?
Powiedzial Ali, ze ja kocha.
Czy zrobilby to – czy powiedzialby „kocham cie” – gdyby Jessica nie odwiedzila go zeszlej nocy?
Tak.
Jestes tego pewien, Myronie?
Zadzwonila jego komorka.
– Halo?
– Zamierzasz siedziec w tym samochodzie cala noc? Na dzwiek glosu Ali od razu poczul sie lepiej.
– Przepraszam, rozmyslalem.
– O mnie?
– Tak.
– O tym, co chcialbys ze mna robic?
– No, niezupelnie – powiedzial. – Jednak zaraz moge zaczac, jesli chcesz.
– Nie trudz sie. Wszystko juz zaplanowalam. Przeszkodziloby nam tylko w tym, co wymyslilam.
– Powiedz.
– Wole zademonstrowac. Podejdz do drzwi. Nie dzwon. Nic nie mow. Jack spi, a Erin jest na gorze przy komputerze.