Czaszka lezala osobno, reszta ciala byla juz wlasciwie szkieletem. Rzad ubrudzonych ziemia zebow, z pojedyncza zlota korona, przypominal usmiech pirata. Na szczatkach nie bylo ubrania ani resztek jakiejkolwiek tkaniny; pozostaly jedynie sterczace kosci z gdzieniegdzie przylegajacymi strzepami zgnilego miesa. Obok, na lisciach, lezaly kosmyki dlugich brazowych wlosow, wskazujace, ze szczatki naleza do kobiety.

Wyprostowala sie, rozgladajac dookola.

Komary ciely bezlitosnie jej twarz, ale nie czula ukaszen. Patrzyla na warstwy martwych lisci i galezi, na geste podszycie. Na ciche, lesne ustronie, ktore teraz wialo groza.

– Ile jeszcze kobiet lezy w tym lesie?

– To jest jego smietnik – powiedzial Dean.

Odwrocila sie i spojrzala na niego.

Przykucniety o pare stop od niej, grzebal wsrod lisci dlonmi w rekawiczkach. Nie zauwazyla nawet, kiedy je nalozyl.

Podniosl sie i spojrzal jej w oczy.

– Ten, ktorego szukasz, wykorzystal ponownie to miejsce – rzekl.

– Prawdopodobnie zrobi to znow.

– O ile go nie sploszymy.

– W tym sek.

– Nalezy zachowac tajemnice. Jest mozliwe, ze tu wroci, jesli sie nie zorientuje. Nawet nie w celu pozbycia sie nastepnych zwlok, ale zeby jeszcze raz przezyc dreszcz emocji.

– Jestes z sekcji patologii spolecznych, prawda?

Zamiast odpowiedziec, odwrocil sie ku pozostalym mezczyznom, stojacym kregiem wokol nich.

– Jezeli prasa tego nie rozniesie, to mamy jakas szanse. Musimy kontrolowac media.

– Musimy.

Tym jednym slowem dal do zrozumienia, ze staje sie jej partnerem.

Partnerem, o ktorego ani nie zabiegala, ani nawet nie wyrazila nan zgody. Mimo to stal tu, kolo niej i wydawal rozkazy. Najbardziej irytujace bylo to, ze rozmowie przysluchiwali sie inni, uswiadamiajac sobie fakt, ze jej dowodztwo zostalo zakwestionowane.

Tylko Korsak ze swoja zwykla bezceremonialnoscia wtracil sie do dialogu: – Prosze mi wybaczyc, detektyw Rizzoli. Kim jest ten dzentelmen?

– FBI – odparla, patrzac caly czas na Deana.

– W takim razie, czy ktos moze mi powiedziec, od kiedy sprawa stala sie panstwowa?

– Nie stala sie panstwowa – oswiadczyla.

– Agent Dean zaraz nas opusci. Czy moglby ktos wskazac mu droge?

Dean, milczac, patrzyl jej dluzsza chwile w oczy.

Potem sklonil lekko glowe, jakby przyznawal, iz wygrala te runde.

– Dziekuje, trafie sam – rzekl.

Odwrocil sie i ruszyl w strone pola golfowego.

– Co takiego jest w tych federalnych? – zloscil sie Korsak.

– Zawsze im sie zdaje, ze sa najwazniejsi.

– Czego biuro tu szuka?

Rizzoli popatrzyla za oddalajaca sie szara sylwetka, niknaca w mroku lasu.

– Sama chcialabym wiedziec.

Pol godziny pozniej przybyl porucznik Marquette.

Obecnosc przelozonych byla ostatnia rzecza, ktora Rizzoli witala z przyjemnoscia. Kiedy pracowala, nienawidzila zagladania sobie przez ramie, co zazwyczaj czynili zwierzchnicy.

Marquette jednak sie nie wtracal; stal miedzy drzewami, oceniajac w milczeniu sytuacje.

– Poruczniku? – odezwala sie.

Skinal glowa w jej strone.

– Slucham, Rizzoli?

– Co jest z tym biurem?

Przyslali agenta, ktory oczekuje od nas pelnego dostepu do sledztwa.

– Takie zadanie wyrazila Komenda Glowna Policji.

Zatwierdzone na samym szczycie, pomyslala.

Patrzyla, jak ekipa kryminalistyczna pakuje swoj sprzet i wraca do furgonetki. Mimo ze byli w granicach miasta, ciemny rog rezerwatu Stony Brook, w ktorym sie znajdowali, wydawal sie odludny jak gleboka puszcza.

Wiatr wirowal opadlymi liscmi i roznosil zapach zgnilizny. Widziala wsrod drzew kolysanie sie latarki Barryego Frosta, ktory odwiazywal tasme otaczajaca miejsce, w ktorym znaleziono cialo, likwidujac wszelkie slady dzialania policji.

Od dzis to miejsce bedzie obserwowane; mozliwe, ze zapach rozkladajacych sie zwlok zwabi przestepce do tej cichej kepy drzew w opustoszalym parku.

– Wiec nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wspolpracowac z agentem Deanem? – zapytala.

– Obiecalem komendantowi, ze bedziemy z nim wspolpracowali.

– Co w tej sprawie tak zainteresowalo federalnych?

– Nie zapytalas Deana?

– Z rownym skutkiem moglabym zapytac to drzewo.

– Jest impregnowany.

Ta sytuacja mi sie nie podoba. Mamy przekazywac mu wszystkie informacje, a on nie jest zobowiazany do niczego.

– Moze podeszlas do niego niewlasciwie.

Poczula nagle uklucie zlosci.

Zrozumiala przeslanie ukryte w tych slowach.

Nie umiesz postepowac z mezczyznami, Rizzoli. Zawsze ich wkurzasz.

– Zetknales sie kiedykolwiek z agentem Deanem?

– Nie.

Usmiechnela sie sarkastycznie.

– To masz szczescie.

– Sluchaj, postaram sie dowiedziec wiecej. Na razie sprobuj z nim wspolpracowac, dobrze?

– Czy powiedzialam, ze nie bede?

– Mialem w tej sprawie telefon.

Dowiedzialem sie, ze go stad wypedzilas. To nie wyglada na chec do wspolpracy.

– Zakwestionowal moje dowodztwo. Chce zaraz, na tym miejscu, cos ustalic. Prowadze te sprawe, czy nie?

Chwila ciszy.

– Prowadzisz.

– Wierze, ze agent Dean wezmie to pod uwage.

– Postaram sie, zeby tak bylo.

– Odwrociwszy sie, spojrzal na las.

– A zatem mamy dwa trupy. Oba to kobiety?

– Sadzac po rozmiarach szkieletu i znalezionych wlosach, ten drugi rowniez jest kobieta. Zostalo na nim bardzo malo miekkiej tkanki, reszte zjadly robaki. Przyczyny smierci na razie nie dalo sie

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату