ustalic.
– Skad wiadomo, ze tu nie ma wiecej trupow?
– Psy niczego nie znalazly.
Marquette odetchnal z ulga.
– Dzieki Bogu.
Odezwal sie sygnal pagera.
Zerknawszy na wyswietlacz, Rizzoli rozpoznala numer lekarza sadowego.
– Powtarza sie historia sprzed roku – mruknal Marquette, patrzac na las.
– Chirurg zaczal zabijac w tym samym czasie.
– To te upaly – powiedziala Rizzoli, siegajac po swoja komorke.
– Potwory wylaza z kryjowek.
Rozdzial 6
Trzymam w reku wolnosc.
Ma postac malego, bialego pieciokata z wytloczonym na jednej stronie napisem: „MSD 97”. Czteromiligramowa pastylka decadronu.
Wdzieczny ksztalt, jak na pigulke; zaden tam nudny krazek albo torpedowata kapsulka, jak cale mnostwo innych lekow. W ksztalcie decadronu widac wyobraznie, iskre fantazji.
Wyobrazam sobie facetow od marketingu u Mercka, jak siedza wokol stolu konferencyjnego i zadaja sobie pytanie: Co zrobic, zeby mozna bylo od razu rozpoznac ten specyfik?
I rezultatem narady jest ta pieciokatna tabletka, ktora trzymam w dloni jak klejnot. Uratowalem ja, umiesciwszy w malenkim naddarciu materaca, czekajac na wlasciwy moment, zeby wykorzystac jej magie. Czekalem na znak.
Siedze skulony na pryczy w mojej celi, z ksiazka na kolanach.
Kamera podgladowa ukazuje wzorowego wieznia, czytajacego „Komplet dziel Williama Szekspira”, ale nie potrafi przeniknac przez okladke ksiazki. Nie potrafi rowniez pokazac, co ukrywam w dloni.
Na dole, w pomieszczeniu dziennym, telewizor grzmi reklamami, a pileczka pingpongowa stuka miarowo o stol. Kolejny pasjonujacy dzien w bloku C ma sie ku koncowi. Za godzine glosniki interkomu zapowiedza wylaczenie swiatla, wowczas mezczyzni, dzwoniac butami na metalowych schodach, wroca do swoich cel.
Wejda do swoich klatek, niczym wytresowane szczury na dzwiek glosu swojego pana. Do komputera w kabinie straznikow zostanie wprowadzony rozkaz, ktory spowoduje jednoczesne zasuniecie wszystkich drzwi, zamykajac na cala noc szczury w celach.
Pochylam sie jeszcze bardziej do przodu, zblizajac twarz do ksiazki, jak gdyby druk byl za drobny. Patrze z zarliwym zainteresowaniem na strone: „Noc dwunasta, scena trzecia. Ulica. Nadchodza Antonio i Sebastian…”.
Nie ma sie czemu przygladac, przyjaciele. Widac tylko mezczyzne siedzacego na pryczy i czytajacego ksiazke. Mezczyzne, ktory nagle zanosi sie kaszlem, przy czym odruchowo zaslania dlonia usta. Kamera nie jest w stanie zarejestrowac malej tabletki, ktora trzymam w dloni. Nie widzi szybkiego wysuniecia jezyka ani przywartej do niego pigulki. Przelykam ja na sucho, bez popicia. Jest tak mala, ze robie to bez trudnosci. Nim jeszcze zdazyla sie rozpuscic w zoladku, mysle o jej wplywie na krazenie.
Decadron jest firmowa nazwa deksametazonu, steroidu kory nadnercza, o silnym oddzialywaniu na wszystkie organy ciala ludzkiego. Glikokortykoidy, takie jak decadron, dzialaja na wszystko, poczawszy od regulowania poziomu cukru we krwi, po zatrzymywanie plynow w ustroju. Ich brak powoduje zapasc organizmu, pomagaja bowiem utrzymac cisnienie krwi, zwalczaja skutki ran i zakazen, wplywaja na wzrost kosci, plodnosc, rozwoj miesni i ogolna odpornosc. Procz tego zmieniaja sklad chemiczny krwi.
Kiedy w koncu drzwi klatek sie zamykaja i swiatla gasna, leze na pryczy, sluchajac wlasnego tetna. Wyobrazam sobie krwinki przedzierajace sie przez moje zyly i tetnice. Tysiace razy obserwowalem krwinki pod mikroskopem; wiem, jaki maja ksztalt i jaka kazda z nich pelni funkcje.
Wystarczy mi jedno spojrzenie przez okular, zeby ocenic, czy wymaz krwi jest normalny. Potrafie przeanalizowac pole i natychmiast okreslic procent leukocytow, czyli krwinek bialych, ktore chronia organizm przed infekcja. To badanie nosi nazwe testu odsetkowego bialych krwinek. Bedac laborantem, wykonalem je niezliczona ilosc razy.
Mysle o leukocytach krazacych w moich zylach. W tej chwili wzor odsetkowy moich leukocytow ulega zmianie.
Tabletka decadronu, ktora polknalem przed dwiema godzinami, juz sie rozpuscila w zoladku, a krazacy w moim organizmie hormon zaczyna objawiac swoje magiczne dzialanie. Pobrana z mojej zyly probka krwi wykaze zdumiewajaca nienormalnosc: przytlaczajaca liczbe krwinek bialych o wieloplatowych, ziarniscie nakrapianych jadrach. Sa to krwinki biale obojetnochlonne, ktore automatycznie wkraczaja do akcji, gdy organizm zostaje dotkniety ogolna infekcja.
Kiedy slychac tetent kopyt, myslcie o koniach, nie o zebrach – mowi sie na wykladach studentom medycyny.
Lekarz, ktory bedzie liczyl moje krwinki, z pewnoscia pomysli o koniach. Dojdzie do jedynej, logicznie poprawnej konkluzji. Nie przyjdzie mu do glowy, ze w moim wypadku galopuja nie konie, lecz zebry.
W szatni prosektorium Rizzoli nalozyla fartuch, ochraniacze na buty, rekawiczki i papierowy czepek.
Od czasu poszukiwan w rezerwacie Stony Brook nie miala czasu wziac prysznica, wiec teraz, w wyziebionym pomieszczeniu, pot chlodzil jej skore jak szron. Krecilo jej sie w glowie z glodu, bo nie zdazyla zjesc kolacji.
Po raz pierwszy w zyciu zastanawiala sie, czy nie posmarowac nozdrzy olejkiem eterycznym Vicksa, zeby nie czuc odoru, ale oparla sie pokusie.
Do tej pory nigdy nie uciekala sie do korzystania z olejku, nie chcac okazac slabosci. Uwazala, ze funkcjonariusz policji kryminalnej powinien panowac nad soba w rozmaitych okolicznosciach sluzbowych, ktore bywaja nieprzyjemne, i choc jej koledzy uczestniczacy w sekcjach zwlok oszczedzali sie, uzywajac mentolu, ona uparcie pokonywala odrazajace zapachy prosektorium.
Zaczerpnela nieskazonego powietrza i weszla do sasiedniego pomieszczenia.
Wiedziala, ze zastanie tam czekajacych na nia doktor Isles i Korsaka, lecz nie spodziewala sie Gabriela Deana.
Stal naprzeciw niej, po drugiej stronie stolu, w fartuchu chirurgicznym, oslaniajacym nieskazitelnie czysta koszule i krawat.
Z twarzy Korsaka i jego bezwladnie zwisajacych ramion mozna bylo odczytac wyczerpanie, natomiast agent Dean nie zdradzal sladu zmeczenia ani przygnebienia wypadkami dnia; oprocz cienia popoludniowego zarostu na szczekach nic nie psulo jego nieskazitelnej prezencji. Patrzyl na nia niespeszony, jak ktos, kto ma wszelkie prawa, zeby byc tam, gdzie ona.
W jasnym swietle lamp cialo wygladalo znacznie gorzej, niz kiedy je ogladala przed paroma zaledwie godzinami.
Z ust i nosa wyciekal plyn, pozostawiajac na twarzy krwawe struzki. Brzuch byl wzdety do tego stopnia, ze przywodzil na mysl ostatnie stadium ciazy, a skora usiana przezroczystymi, wypelnionymi ciecza pecherzykami odchodzila calymi platami, pod piersiami zas byla pomarszczona niczym zmiety pergamin.
Rizzoli zauwazyla zabarwione opuszki palcow.
– Widze, ze zdjeliscie juz odciski.