To byla prawda, lecz ta prawda okazala sie niestosowna. Zorientowala sie natychmiast, gdy tylko to powiedziala. Zobaczyla zazenowanie na twarzy Mikea i rumieniec wstydu u ojca.
– Nie mialas czasu! – oburzyla sie Angela.
Jane probowala zazartowac.
– Procz tego moje torty sa zawsze rozpaprane.
– Nie mialas czasu! – powtorzyla Angela.
– Nalozyc ci lodow, mamo? Moze zjesz…
– Skoro jestes taka zajeta, moze powinnam pasc na kolana i podziekowac ci za to, ze w ogole pofatygowalas sie na urodziny twojej jedynej matki.
Jane nie odpowiedziala.
Stala przed matka, zaczerwieniona, starajac sie powstrzymac lzy. Goscie wrocili do energicznego palaszowania tortu, nikt nie smial patrzec na kogokolwiek.
Raptem zadzwonil telefon. Wszyscy znieruchomieli.
Frank senior podniosl sluchawke.
– Twoja matka jest tutaj – powiedzial, wreczajac sluchawke Angeli.
Chryste, Frankie, dlaczego tak pozno?
Jane odetchnela z ulga i zaczela zbierac zuzyte papierowe talerze i plastikowe widelczyki.
– Jaki prezent? – zapytala matka.
– Nie dostalam go.
Rizzoli skurczyla sie.
Tylko nie to, Frankie.
Nie probuj zrzucic na mnie winy.
W ciagu kilku sekund z glosu matki wyparowala cala zlosc.
– Frankie, skarbie, rozumiem. Wy, marines, pracujecie tak ciezko.
– Rizzoli, krecac glowa, chciala pojsc do kuchni, gdy matka zawolala: – Chce z toba porozmawiac!
– Ze mna?
– Tak powiedzial.
Wziela sluchawke.
– Czesc, Frankie.
– No i co, kurwa? – uslyszala.
– O czym ty mowisz?
– Dobrze wiesz o czym.
Poszla natychmiast do kuchni, zabrawszy z soba telefon.
Odczekala, az zamkna sie za nia wahadlowe drzwi.
– Prosilem cie o jedna pieprzona przysluge – powiedzial.
– Masz na mysli prezent?
– Dzwonie, zeby jej zlozyc zyczenia urodzinowe, a ona na mnie napada.
– Mogles sie tego spodziewac.
– Chcesz, zeby mnie miala za gowno?
Tak bardzo ci na tym zalezy?
– Zasluzyles sobie, chociaz wyglada na to, ze znow ci sie udalo odzyskac jej wzgledy.
– I to cie wkurza?
– Raczej nie interesuje, Frankie.
To sprawa miedzy toba a mama.
– Owszem, ale ty jestes na miejscu i robisz za moimi plecami wszystko, bylebym zle wypadl w jej oczach.
Nie chcialas nawet dodac mojego pieprzonego imienia do twojego pieprzonego prezentu.
– Moj prezent byl juz doreczony.
– Wiec podarowanie czegos malego ode mnie sprawiloby ci taki klopot?
– To bylby klopot. Nie jestem od tego, zeby podcierac ci tylek. Pracuje osiemnascie godzin na dobe.
– Slysze to od dawna: „Biedna jestem. Mam tyle pracy, ze zostaje mi pietnascie minut na sen”.
– W dodatku nie zwrociles mi pieniedzy za poprzedni prezent.
– Zwrocilem.
– Nie zwrociles.
– Wkurza mnie, kiedy mama mowi: „Jaka sliczna lampe dostalam od Frankego”.
– Wiec chodzi ci o pieniadze?
Zaterkotal jej pager przypiety do paska.
Spojrzala na numer.
– Nie dbam o pieniadze. Lecz denerwuje mnie to, ze wszystko uchodzi ci na sucho. W jakis sposob ci sie udaje, choc nawet sie nie starasz.
– Czy to nastepny akt w sztuce „Kopciuszek”?
– Koncze rozmowe, Frankie.
– Daj mi mame.
– Musze najpierw odpowiedziec na wezwanie pagerem. Zadzwon za chwile.
– Po kiego diabla? Nie bede sie rujnowal na nastepna miedzymiastowa…
Rozlaczyla sie.
Odczekala chwile, chcac ochlonac ze zdenerwowania, po czym wybrala numer zarejestrowany na wyswietlaczu.
Zglosil sie Darren Crowe.
Nie miala nastroju do rozmowy z kolejnym drazniacym facetem, wiec warknela: – Tu Rizzoli.
Dzwoniles do mnie.
– Chryste, zazyj troche midolu, dobrze?
– Powiesz mi, o co chodzi, czy nie?
– Tak.
Mamy dziesiec-piecdziesiat-cztery. Beacon Hill. Sleeper i ja jestesmy tu od pol godziny.
Z salonu matki dobiegaly glosne smiechy.
Spojrzala w kierunku zamknietych drzwi. Pomyslala o scenie, ktora ja czekala, kiedy bedzie wychodzila z przyjecia urodzinowego Angeli.
– To cie bardzo zainteresuje – dodal Crowe.
– Dlaczego?
– Przekonasz sie, kiedy przyjedziesz.
Rozdzial 10
Zatrzymujac sie na frontowej werandzie, Rizzoli poczula wydobywajacy sie z wnetrza domu zapach smierci.
Zawahala sie, chcac odwlec moment, w ktorym bedzie musiala wejsc do srodka,