Moglabym opracowac plan ucieczki dla ktoregos z wiezniow i wyslac mu w urzedowej kopercie biura, powiedzmy, senatora Conwaya.

– Wybrany przez nia przyklad nie byl przypadkowy.

Obserwowala Deana, ktoremu na dzwiek nazwiska senatora drgnal policzek.

Oxton sie zawahal.

– Takiej ewentualnosci nie mozna wykluczyc, ale kara za to jest…

– A wiec to sie juz zdarzalo.

Oxton skinal niechetnie glowa.

– Bylo kilka takich wypadkow.

Pod pozorem korespondencji handlowej przyslano informacje o tresci kryminalnej. Jestesmy na to uczuleni, ale czasem cos uchodzi naszej uwagi.

– A co z korespondencja wychodzaca? Z listami, ktore napisal Hoyt? Przeswietlaliscie je?

– Nie.

– Ani jednego?

– Nie mielismy powodu.

Nie sprawial nam klopotow. Byl chetny do wspolpracy, spokojny, uprzejmy…

– Po prostu wzorowy wiezien – przerwala mu Rizzoli.

Otton obrzucil ja lodowatym spojrzeniem.

– Mamy tu wiezniow, pani detektyw, zdolnych powyrywac komus rece dla czystej zabawy.

Mezczyzn, ktorzy zlamia straznikowi kark, bo nie bedzie im smakowala jakas potrawa. Na takich wiezniow jak Hoyt nie trzeba bylo zwracac uwagi.

Dean spokojnie skierowal rozmowe na poprzedni tor.

– Wiec nie wiemy, do kogo pisywal?

Rzeczowe pytanie przyhamowalo wzrastajaca irytacje dyrektora.

Oxton odwrocil sie do Deana.

Mezczyzna odpowiedzial mezczyznie: – Nie, nie wiemy.

Mogl napisac do kogokolwiek.

W pokoju konferencyjnym, oddalonym o dlugosc korytarza od biura Oxtona, Rizzoli i Dean, nalozywszy lateksowe rekawiczki, poukladali na stole koperty zaadresowane do Warrena Hoyta.

Ujrzala caly wachlarz papeterii w pastelowych kolorach, czesc w kwieciste wzorki. Na jednej z kopert widnial nadruk: Jezus zbawia!

Najbardziej niedorzeczne byly koperty ozdobione obrazkami baraszkujacych kociat. Wyobrazila sobie, jak musialy ubawic Chirurga. Otworzyla koperte z kocietami i znalazla w niej zdjecie usmiechnietej kobiety o ufnym spojrzeniu.

Koperta zawierala rowniez list napisany dziecinnym charakterem. Kropki nad „i” zastapione byly wesolymi koleczkami.

Pan Warren Hoyt, wiezien Zaklad Karny Stanu Massachusetts Drogi Panie Hoyt!

Widzialam Pana dzis w telewizji, jak prowadzili Pana do sadu. Potrafie dobrze ocenic charakter czlowieka, i kiedy ujrzalam Panska twarz, zobaczylam w niej smutek i bolesc. Och, ilez bolesci! Jest w Panu dobro, wiem to z cala pewnoscia. Gdyby tylko mial Pan kogos, kto pomoglby Panu odnalezc to dobro w sobie…

Rizzoli nagle sie zorientowala, ze z wscieklosci gniecie kartke.

Miala ochote zlapac te glupia kobiete i potrzasnac nia. Miala ochote zmusic ja do obejrzenia zdjec z sekcji zwlok ofiar Hoyta, kazac jej przeczytac relacje lekarza sadowego o torturach, przez ktore przeszly ofiary, zanim smierc litosciwie zakonczyla ich cierpienia.

Wzdragala sie przed przeczytaniem reszty listu, cukierkowego apelu do ludzkich uczuc Hoyta i do „dobra, ktore tkwi w nas wszystkich”.

Wziela do reki nastepny list.

Koperta byla prosta, biala, bez kotkow i ozdob, a list napisany na liniowanym papierze. Byl rowniez od kobiety, ktora dolaczyla swoje zdjecie przedstawiajace zezowata, tleniona blondynke w wyzywajacej pozie.

Drogi Panie Hoyt!

Czy moglby mi Pan przyslac swoj autograf? Mam juz cala kolekcje od ludzi takich jak Pan. Mam nawet autograf Jeffryego Dahmera. Gdyby Pan do mnie pisywal, byloby super.

Panska przyjaciolka Glori.

Rizzoli patrzyla tepo na list, nie mogac uwierzyc, ze czlowiek o zdrowych zmyslach mogl napisac cos takiego. Byloby super. Panska przyjaciolka.

– Jezu Chryste – westchnela.

– One musza byc stukniete.

– Magia slawy – stwierdzil Dean.

– Nie maja wlasnego zycia, czuja sie bezwartosciowe i bezimienne, wiec chca sie zblizyc do kogos, kto ma nazwisko. Chca sie chociaz otrzec o aureole slawy.

– Slawy?

Spojrzala na Deana.

– Nazywasz to slawa?

– Wiesz, co mam na mysli.

– Nie.

Nie potrafie tego pojac. Nie rozumiem, dlaczego kobiety pisuja do potworow. Szukaja romansu? Z facetem, ktory przyjdzie po to, zeby wypruc im flaki? Czy znajduja w tym podniecenie urozmaicajace zalosna egzystencje?

– Odsunela krzeslo, wstala i podeszla do zewnetrznej sciany, w ktorej szczeliny zastepowaly okna.

Objawszy sie ramionami, patrzyla na waska wstazke slonecznego swiatla, na niebieski pasek nieba. Cokolwiek, nawet ow kaleki krajobraz byl lepszy niz widok listow od wielbicielek Warrena Hoyta.

Rozglos z pewnoscia go cieszyl.

Kazdy nowy list dowodzil wladzy nad kobietami i upewnial, ze nawet tu, w zamknieciu, moze manipulowac ich umyslami, potrafi nimi zawladnac.

– To strata czasu – powiedziala z gorycza, patrzac, jak ptak przelatuje obok budynku, w ktorym za pretami klatek nie cwierkaja ptaszki, tylko rycza potwory.

– On nie jest glupi.

Z pewnoscia zniszczyl wszystko, co wskazywaloby na jego zwiazek z Hegemonem. Chroni swojego nowego wspolnika. Nie zostawilby niczego, co mogloby nas naprowadzic na jego slad.

– To, co robimy, moze nie jest pozyteczne, za to z pewnoscia poznawcze – odparl Dean, szeleszczac papierami.

– Doprawdy? Myslisz, ze mam ochote czytac to, co te zwariowane kobiety pisza do niego? Chce mi sie wymiotowac.

– Moze wlasnie o to mu chodzilo?

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату