Odwrocila sie i spojrzala na niego.

Promyk swiatla wpadajacego przez szczeline okienna przecial mu twarz, oswietlajac jasne, niebieskie oko. Zawsze uwazala, ze ma nad wyraz atrakcyjna powierzchownosc, ale jeszcze nigdy swiadomosc tego nie objawila jej sie z taka moca jak teraz, gdy stal po drugiej stronie stolu.

– Co chcesz przez to powiedziec?

– Czytanie listow jego wielbicielek przygnebia cie.

– Po prostu mnie wkurza. Nie widac tego po mnie?

– On to przewidzial.

Dean wskazal broda kupke listow.

– Wiedzial, ze to cie przygnebi.

– Wiec uwazasz, ze te listy to rozgrywka ze mna?

– Pojedynek na mozgi, Jane.

Zostawil je, wiedzac, ze dostana sie w twoje rece… sliczny wybor przesylek od jego najgoretszych wielbicielek. Wiedzial, ze w koncu dotrzesz tu i przeczytasz, co do niego pisza. Mozliwe, ze chcial ci pokazac, iz sa ludzie, ktorzy go adoruja. Ze mimo twojej pogardy dla niego istnieja kobiety, ktore, odwrotnie, czuja do niego pociag. Jest jak odrzucony kochanek probujacy wzbudzic w tobie zazdrosc. Chce cie wytracic z rownowagi.

– Nie staraj sie macic mi w glowie.

– Co wiecej, to jest skuteczne, prawda?

Spojrz na siebie.

Omotal cie tak dokladnie, ze nawet nie potrafisz spokojnie siedziec. Wie, jak toba manipulowac, potrafi kierowac twoimi myslami.

– Przeceniasz go.

– Czy rzeczywiscie?

Wskazala na listy.

– To wszystko tylko ze wzgledu na mnie? Mam sie uwazac za pepek jego swiata?

– Czy on nie jest pepkiem twojego? – odparl spokojnie.

Spojrzala na niego, nie mogac wymyslic stosownej riposty, gdyz to, co powiedzial, objawilo jej sie nagle jako niezaprzeczalna prawda.

Warren Hoyt byl centralna postacia jej swiata.

Krolowal niepodzielnie w jej snach jako krwiozerczy potwor, gotow w kazdej chwili wyskoczyc z szafy i wtargnac z powrotem w jej mysli rankiem, kiedy sie budzila.

Wtedy, w piwnicy, nacechowal ja jako swoja wlasnosc w sposob, w jaki napastnik naznacza swoja ofiare, a pieczec, ktora postawil, byla nie do starcia – wyrznal ja na jej dloniach, pozostawil trwaly slad w jej duszy.

Usiadla na powrot przy stole, zmuszajac sie do zakonczenia ich misji.

Kolejna koperta miala adres zwrotny: Doktor J. P. ODonnell, 1634 Brattle Street, Cambridge, MA.

Brattle Street, w sasiedztwie Uniwersytetu Harvarda, byla ulica pieknych domow, zamieszkanych przez elite intelektualna, ulica, na ktorej profesorowie uniwersytetu i emerytowani przemyslowcy pozdrawiali sie wzajemnie ponad przystrzyzonymi zywoplotami i biegali po tych samych chodnikach.

Trudno bylo podejrzewac, ze w takim otoczeniu mogl mieszkac admirator potwora. Rozwinela znajdujacy sie w kopercie list.

Zostal napisany przed szescioma tygodniami.

Drogi Warrenie.

Dziekuje za Twoj ostatni list i za podpisanie dwoch formularzy w sprawie zwolnienia. Zawarte w nim szczegoly w znacznym stopniu pomogly mi zrozumiec trudnosci, na ktore natrafiles. Mam jeszcze tyle innych pytan, wiec jestem Ci wdzieczna, ze zgadzasz sie ze mna zobaczyc, tak jak zaplanowalismy. Jesli nie masz nic przeciwko temu, chcialabym zarejestrowac wywiad z Toba na tasmie wideo. Nie musze Ci przypominac, ze Twoje wspoldzialanie jest podstawowym warunkiem powodzenia mojego planu.

Z pozdrowieniami Doktor O’Donnell.

– Kim, do diabla, jest J. P. O’Donnell? – zapytala.

Dean spojrzal na nia ze zdumieniem.

– Joyce O’Donnell?

– Na kopercie sa tylko inicjaly: Doktor J. P. O’Donnell, Cambridge, Massachusetts.

Chciala przeprowadzic wywiad z Hoytem.

Zasepil sie.

– Nie wiedzialem, ze sie przeniosla do Bostonu.

– Znasz ja?

– Jest neuropsychiatra. Czy ja znam?

Spotkalismy sie po przeciwnej stronie barykady, w sali sadowej.

Adwokaci ja uwielbiaja.

– Wystarczy, wiem.

Swiadek ekspert. Ma bzika na punkcie zloczyncow.

Skinal glowa.

– Niewazne, co zrobil jej klient, ilu ludzi zabil, pani doktor O’Donnell i tak wystawi mu usprawiedliwiajace swiadectwo.

– Zastanawiam sie, czemu pisze wlasnie do Hoyta.

– Przeczytala powtornie list.

Byl napisany z jawnym szacunkiem, z podziekowaniami za gotowosc wspolpracy.

Zaczela nienawidzic doktor O’Donnell.

Nastepna koperta byla rowniez od doktor O’Donnell, lecz nie zawierala listu, tylko trzy amatorskie zdjecia, wykonane polaroidem. Dwa z nich zostaly zrobione w plenerze, trzecie we wnetrzu. Nagle poczula, ze jeza jej sie wlosy na karku. Mozg bronil sie przed zarejestrowaniem tego, co widzialy oczy. Odskoczyla od stolu, zdjecia wypadly jej z rak, jakby dotknela rozzarzonych wegli.

– Jane? Co to?

– To ja – szepnela.

– Co?

– Sledzila mnie. Robila mi zdjecia. Poslala je jemu.

Dean wstal z krzesla, obszedl stol i stanal za nia.

Spojrzal jej przez ramie.

– Nie widac cie tu…

– Spojrz.

– Tutaj – wskazala na zdjecie ciemnozielonej hondy, zaparkowanej na ulicy.

– To moj samochod.

– Nie widac numeru rejestracyjnego.

– Potrafie poznac wlasny samochod!

Dean odwrocil zdjecie.

Na drugiej stronie widnial rysunek groteskowo usmiechnietej twarzy i zdanie napisane niebieskim flamastrem: Moj samochod.

Strach scisnal jej piers.

– Spojrz na to drugie – powiedziala.

Вы читаете Skalpel
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату