Wygladala na zrobiona niedawno. Para na zdjeciu sprawiala wrazenie bardzo szczesliwej.
Wchodzac z powrotem do pokoju z dwoma filizankami kawy i dzbanuszkiem smietanki na tacy, Alicja zastala Rollinsa z ta fotografia w rekach.
Postawila tace na stoliku.
– Nie moge znalezc cukru. Gosposia wyszla cos zalatwic. Wroci za godzine, a ja zazwyczaj… – Jej wzrok padl na fotografie.
– Mozna? – Wyciagnela reke.
Rollins oddal jej szybko zdjecie.
– Przejde od razu do rzeczy, pani Crane. Chyba czytuje pani gazety?
– Mowi pan o tym steku lgarstw? – Oczy zablysly jej na chwile.
– Coz, przyznam, ze to na razie tylko robocza hipoteza, ale wiele przemawia za tym, ze Roberte Reynolds zabil Thomas Donovan.
– Mowi pan o jego odciskach palcow i pistolecie?
– To sledztwo w sprawie zabojstwa w toku, pani Crane, a wiec nie moge zdradzac pani szczegolow, ale owszem, o tym mowie.
– Thomas muchy by nie skrzywdzil.
Rollins poprawil sie na sofie, siegnal po filizanke z kawa i dolal do niej troche smietanki z dzbanuszka.
– Ale byl u Roberty Reynolds – podjal.
Alicja zalozyla rece.
– Naprawde?
– Nie wspominal pani, ze zamierza sie z nia spotkac?
– Nic mi nie mowil.
Rollins zastanawial sie przez chwile.
– Prosze pani, natknelismy sie na pani nazwisko, przesluchujac automatyczna sekretarke w jego mieszkaniu. Pani glos na nagraniu zdradza zdenerwowanie, mowi mu pani, ze to, czym sie zajmuje, jest niebezpieczne. – Alicja nie polknela haczyka. – Poza tym ktos przeszukal jego mieszkanie. Zniknely wszystkie zapiski i materialy przechowywane na dyskietkach.
Alicje przeszedl dreszcz, mocniej scisnela porecze fotela, w ktorym siedziala.
– Moze upije pani choc lyk kawy, pani Crane. Nie najlepiej pani wyglada.
– Nic mi nie jest. – Siegnela jednak po filizanke i upila pare lyczkow. – No dobrze, skoro twierdzi pan, ze mieszkanie Thomasa zostalo przeszukane, to znaczy, ze ktos jeszcze jest w to zamieszany. Powinniscie zrobic wszystko, by ustalic, kto to byl, i aresztowac go.
– Zgadzam sie z pania, ale musze miec jakis punkt zaczepienia. Wie pani zapewne, ze pani Reynolds byla bardzo prominentna czlonkinia spolecznosci i juz wywierane sa na nas naciski, by szybko znalezc jej zabojce. Rozmawialem z pewnym dziennikarzem z „Tribune”. Powiedzial mi, ze Donovan pracowal nad artykulem o ludziach, ktorzy wygrali na loterii. A Roberta Reynolds do nich nalezala. Nie jestem dziennikarzem, ale tam, gdzie w gre wchodza takie pieniadze, moze sie tez znalezc motyw morderstwa.
Alicja usmiechnela sie przelotnie.
– Chce mi pani cos powiedziec?
Natychmiast spowazniala i pokrecila glowa.
– Pani Crane, w wydziale zabojstw pracuje od narodzin mojego najmlodszego syna, a on ma juz wlasne dzieci. Prosze mnie zle nie zrozumiec, ale widze, ze cos pani przede mna ukrywa, i chcialbym sie dowiedziec, co to takiego. Morderstwo to powazna sprawa. – Rozejrzal sie po elegancko urzadzonym pokoju. – Mordercy i ci, ktorzy im pomagaja, koncza w pomieszczeniach, ktorym daleko do tego.
– Co mi pan imputuje? – zachnela sie Alicja.
– Niczego pani nie imputuje. Przyszedlem tu, bo porzadkuje fakty. Slyszalem pani glos nagrany na automatyczna sekretarke Donovana. Powiedzial mi po pierwsze, ze bala sie pani o niego, i po drugie, ze bardzo dobrze pani wiedziala, dlaczego sie o niego boi.
Alicja nerwowo splatala i rozplatala dlonie. Kilka razy zamknela i otworzyla oczy. Rollins czekal cierpliwie.
Zaczela mowic szybko, jakby chciala wyrzucic z siebie wszystko naraz. Rollins notowal.
– Thomas postanowil napisac o loterii, bo byl przekonany, ze kilka czolowych firm inwestycyjnych wyludza od wygrywajacych pieniadze i topi je w nietrafionych przedsiewzieciach albo pobiera za swoje uslugi tak wysokie prowizje, ze wygrywajacy, zamiast zyskiwac, traca, i to czasem wszystko, co wygrali. Byl tez oburzony, ze rzad patrzy na ten proceder przez palce. Poza tym wielu wygrywajacych nie orientuje sie zupelnie w prawie podatkowym i nieswiadomie popada w konflikt z fiskusem, a ten, sciagajac potem bezwzglednie wszelkie zaleglosci, pozostawia ich bez srodkow do zycia.
– Co go doprowadzilo do takich wnioskow?
– Bankructwa – odparla. – Zauwazyl, ze wiekszosc wygrywajacych oglasza wczesniej czy pozniej bankructwo.
Rollins podrapal sie po glowie.
– Tak, czytuje o tym od czasu do czasu. Moim zdaniem to wynik rozrzutnosci. Wie pani, szastaja pieniedzmi na prawo i lewo, zapominaja o odprowadzeniu podatku i tak dalej. W ten sposob mozna szybko roztrwonic nawet najwieksza wygrana. Podejrzewam, ze na ich miejscu tez bym chyba stracil glowe.
– Thomas mial na ten temat inne zdanie. Ale potem cos odkryl. – Upila lyczek kawy.
– Co takiego? – spytal Rollins.
– Ze dwanascioro kolejnych zwyciezcow loterii nie oglosilo dotad bankructwa.
– No i?
– No i Thomas przyjrzal sie blizej zwyciezcom z ostatnich kilkunastu lat. Odkryl, ze przez caly ten okres stosunek wygrywajacych do liczby oglaszanych przez nich bankructw w zasadzie sie nie zmienial. Prawidlowosc ta zaklocona zostala w polowie tego okresu tylko raz, przez dwanascioro z rzedu zwyciezcow, z ktorych zadne nie zbankrutowalo. Malo tego, wszyscy oni pomnozyli swoje majatki.
Rollins potarl brode. Byl wyraznie nieprzekonany.
– Nadal nie widze tu tematu na artykul.
– Thomas nie wiedzial jeszcze, co sadzic o tym odstepstwie od reguly. Ale byl juz blisko odkrycia przyczyny. Dzwonil do mnie regularnie z trasy, opowiadal, jak mu idzie i co udalo mu sie ustalic. Dlatego tak sie zdenerwowalam, kiedy przestal telefonowac.
Rollins zajrzal do swoich notatek.
– No dobrze. W wiadomosci pozostawionej na automatycznej sekretarce Donovana wspomniala pani o jakims niebezpieczenstwie.
– Thomas odnalazl jedna z tych dwanasciorga osob, ktore wygraly na loterii i nie zbankrutowaly. – Alicja urwala i wytezyla pamiec. – LuAnn jakos tam. Tyler, tak, LuAnn Tyler. Powiedzial mi, ze byla podejrzana o zamordowanie kogos, zanim wygrala, a po odebraniu wygranej zniknela. Wytropil ja poprzez urzad podatkowy. Pojechal ja odwiedzic.
– Dokad? – Rollins znowu notowal.
– Do Charlottesville. Bardzo tam ladnie, a jakie piekne posiadlosci. Byl pan tam?
– Z moja pensja nie mam w tych okolicach czego szukac. I co dalej?
– Spotkal sie z ta kobieta.