czym wyjechala na szose, skrecajac w kierunku miasta.
Zaczynalo sie wyjasniac, na czym tak nagle wzbogacil sie Duane. Handel narkotykami to z pewnoscia zajecie o wiele bardziej dochodowe od obrabiania samochodow. Tylko ze Duane dal sie najwyrazniej poniesc zachlannosci i zatrzymal dla siebie troche za duzo albo bialego proszku, albo zielonych. Skonczony idiota! Trzeba zadzwonic na policje. Wprawdzie, jesli Duane zyje – w co raczej watpila – to i tak powedruje na dlugie lata za kratki, ale jesli jednak zyje, to przeciez nie moze go tak zostawic, zeby sie wykrwawil na smierc. Tamtego drugiego faceta miala gdzies. Zalowala tylko, ze mocniej mu nie przylozyla. Zerknela na Lise. Mala siedziala z szeroko otwartymi oczkami w nosidelku, z jej drzacych usteczek i policzkow nadal wyczytac mozna bylo przerazenie. LuAnn otoczyla coreczke kontuzjowana reka, zaciskajac zeby z bolu, o jaki przyprawil ja ten prosty gest. Szyja rwala tak, jakby przejechala po niej ciezarowka. I naraz jej oczy spoczely z blyskiem na telefonie komorkowym. Zjechala na pobocze i wyrwala go z uchwytu.
Doszla szybko, jak sie nim poslugiwac. Miala juz wybrac 911, ale w ostatniej chwili rozmyslila sie i powoli odwiesila telefon na miejsce. Popatrzyla na swoje palce. Drzaly tak silnie, ze nie mogla zwinac ich w piesc. Byly do tego popackane krwia, i to prawdopodobnie nie tylko jej wlasna. Uzmyslowila sobie teraz, ze moze zostac w to wszystko wplatana. Nie wiedziala przeciez, czy nieznajomy, choc zaczal dawac oznaki zycia, po jej wyjsciu nie zwalil sie z powrotem na podloge i nie wyzional ducha. Owszem, byloby to zabojstwo w samoobronie, ale jak by to udowodnila? Dealer narkotykow. Prowadzila jego samochod.
Rozejrzala sie szybko, czy ktos jej nie obserwuje. Nadjezdzalo kilka samochodow. Dach! Trzeba podniesc dach. Przeskoczyla na tylna kanape i wczepila sie palcami w sztywny material. Szarpnela w gore i po chwili, niczym zamykajaca sie muszla ostrygi, opuscil sie na nie wielki bialy dach kabrioletu. Zapiela zatrzaski, przeskoczyla z powrotem na fotel kierowcy i ruszyla ostro z miejsca.
Czy policja uwierzy, ze nie wiedziala, czym para sie Duane? Udalo mu sie jakos ukryc przed nia, ze handluje narkotykami, ale kto w to uwierzy? Sama sobie nie wierzyla. Swiadomosc tego splynela na nia z zywiolowoscia pozaru, ktory ogarnia domek z papieru. Nie widziala wyjscia z zaistnialej sytuacji. Ale zaraz! Na mysl o tym nieomal krzyknela. Przed oczyma stanela jej twarz matki. Z ogromnym wysilkiem otrzasnela sie z tej wizji.
– Przepraszam, mamo, nic innego mi nie pozostaje.
Chce czy nie, musi to zrobic; musi zatelefonowac do Jacksona.
Spuscila bezwiednie wzrok na deske rozdzielcza i zmartwiala. Na kilka sekund zaparlo jej dech w piersiach. Wpatrywala sie w lsniacy zegar i miala wrazenie, ze z jej zyl wyparowala do ostatniej kropelki wszystka krew.
Bylo piec po dziesiatej.
Przepadlo. Nieodwolalnie – powiedzial Jackson, i ani przez chwile nie watpila, ze nie zartowal. Zjechala znowu na pobocze, zatrzymala woz i zrozpaczona wsparla sie czolem o kierownice. Co sie stanie z Lisa, kiedy ona pojdzie do wiezienia? Durny, durny Duane. Dolowal ja za zycia, doluje i po smierci.
Uniosla powoli glowe i spojrzala na druga strone ulicy. Przetarla zalzawione oczy, zeby przywrocic sobie ostrosc widzenia: oddzial banku, przysadzisty, solidny, murowany budynek. Gdyby miala pistolet, na powaznie rozwazylaby ewentualnosc obrabowania go. Ale nie, to tez odpadalo. Byla niedziela, a w niedziele banki sa pozamykane. Sunela powoli wzrokiem po frontonie budynku i nagle serce zabilo jej zywiej. Zmiane nastroju, jaka w niej zaszla, porownac mozna bylo tylko z narkotykowym kopem.
Na zegarze nad wejsciem do banku byla za cztery dziesiata.
Bankierzy ciesza sie opinia statecznych, solidnych ludzi, na ktorych mozna polegac. W Bogu nadzieja, ze polegac mozna rowniez na ich zegarach. Porwala za telefon, druga reke wpychajac goraczkowo w kieszen po karteczke z numerem telefonu. Zdawalo sie, ze koordynacja ruchow zupelnie ja opuscila. Ledwie udalo jej sie przymusic palce do wystukania numeru na klawiaturze. W jej odczuciu uplynela cala wiecznosc, zanim odezwal sie pierwszy sygnal. Na szczescie dla jej nerwow sluchawke po tamtej stronie linii podniesiono, zanim przebrzmial.
– Zaczynalem juz tracic nadzieje, ze zadzwonisz, LuAnn – powiedzial Jackson.
Wyobrazila go sobie, jak spoglada na zegarek, podziwiajac prawdopodobnie zimna krew, z jaka przetrzymala go praktycznie do ostatniej chwili.
Starala sie uspokoic oddech.
– Zapomnialam, ktora godzina. Mnostwo spraw mialam na glowie.
– Twoja beztroska jest rozbrajajaca, chociaz przyznam szczerze, ze troche mnie zadziwia.
– I co teraz?
– Czy aby o czyms nie zapomnialas?
– O czym? – Na twarzy LuAnn odmalowala sie niepewnosc. Jej mozg byl bliski eksplodowania. Seria bolesnych skurczow szarpnela cialem. Jesli okaze sie teraz, ze to byl tylko zart…
– Zlozylem ci pewna oferte, LuAnn. Zeby umowa mogla nabrac skutkow prawnych, musze uslyszec z twoich ust, czy ja przyjmujesz. Moze to formalnosc, ale bede nalegal.
– Przyjmuje.
– Cudownie. Zapewniam cie, ze nigdy nie pozalujesz tej decyzji.
LuAnn rozejrzala sie nerwowo. Dwoje ludzi idacych druga strona szosy przypatrywalo sie samochodowi. Wrzucila bieg i ruszyla.
– I co teraz? – spytala znowu.
– Gdzie jestes?
– Bo co? – Obudzila sie w niej czujnosc. – W domu – dorzucila szybko.
– Swietnie. Pojdziesz do najblizszej kolektury przyjmujacej zaklady loteryjne. Wypelnisz jeden kupon.
– Jakie numery mam typowac?
– To bez znaczenia. Jak ci zapewne wiadomo, masz dwie mozliwosci. Albo grasz na chybil trafil, i wtedy maszyna przydziela ci losowo zestaw liczb, albo typujesz dowolne wlasne numery. W obu wypadkach twoja kombinacja przesylana jest natychmiast do centralnego komputera i w ciagu sekundy porownywana z zakladami zawartymi do tej pory przez innych graczy, a to celem sprawdzenia, czy taka sama kombinacja juz nie wystapila, bo zasady gry nie dopuszczaja sytuacji, w ktorej w jednym losowaniu biora udzial dwie identyczne kombinacje. To gwarantuje, ze zwyciezca, jesli w ogole padnie glowna wygrana, bedzie tylko jeden. Jesli zdecydujesz sie na samodzielne typowanie i okaze sie, ze zaklad z takim zestawem liczb zostal juz przez kogos zawarty, po prostu zmieniasz kombinacje.
– Nie bardzo rozumiem. Myslalam, ze powie mi pan, jakie numery typowac, zeby wygrac.
– Nie musisz wszystkiego rozumiec, LuAnn. – Glos Jacksona podniosl sie nieco. – Rob po prostu, co mowie. Kiedy bedziesz juz miala w reku swoja zatwierdzona kombinacje, oddzwonisz i przedyktujesz mi ja. Reszta sam sie zajme.
– A kiedy odbiore wygrana?
– Najpierw odbedzie sie konferencja prasowa…
– Konferencja prasowa?! – LuAnn omal nie zjechala na lewa strone jezdni. Przyciskajac sluchawke ramieniem do ucha, zdrowa reka walczyla rozpaczliwie o odzyskanie panowania nad kierownica.
Teraz Jackson juz wyraznie sie zniecierpliwil.
– Nigdy nie ogladalas tego w telewizji? Kazdy zwyciezca bierze udzial w konferencji prasowej, ktora odbywa sie zazwyczaj w Nowym Jorku. Telewizja transmituje ja na caly kraj, na caly swiat. Sfotografuja cie z ceremonialnym czekiem, a „potem dziennikarze beda cie wypytywali o twoje zycie osobiste, o dziecko, o marzenia, o cele, na jakie zamierzasz przeznaczyc wygrane pieniadze. Wiem, niedobrze sie