robi, ale Komisja Loteryjna przyklada do tego wielka wage. To dla nich ogromna reklama. Glownie dzieki temu od pieciu lat podwaja sie co roku liczba grajacych. Wszyscy kochaja zwyciezce, bo widza siebie na jego miejscu i wierza, ze kiedys i do nich szczescie sie usmiechnie.
– Naprawde musze?
– Slucham?
– Nie chce wystepowac w telewizji.
– Niestety nie masz wyboru. Nie zapominaj, ze bedziesz o piecdziesiat milionow dolarow bogatsza. Oni wychodza z zalozenia, ze za takie pieniadze mozesz sie poswiecic i pokazac na jednej konferencji prasowej. I szczerze mowiac, maja racje.
– Czyli musze?
– Bezwzglednie.
– A musze wystepowac pod prawdziwym nazwiskiem?
– A dlaczego mialabys uzywac innego?
– Mam swoje powody, panie Jackson. No wiec, musze?
– Tak! Istnieje pewna zasada, LuAnn, nazywana popularnie prawem do informacji. W wielkim skrocie stanowi ona, ze opinia publiczna ma prawo znac tozsamosc, prawdziwa tozsamosc, kazdego wygrywajacego na loterii.
LuAnn westchnela z rezygnacja.
– No trudno, ale kiedy odbiore te wygrana?
Jackson nie odzywal sie przez dluzsza chwile, a LuAnn zjezyly sie wloski na karku.
– Sluchaj pan, tylko bez zadnych kretactw! Co z ta przekleta wygrana?
– Spokojnie, LuAnn. Zastanawiam sie tylko, jak ci to w mozliwie najprostszy sposob wyjasnic. Pieniadze zostana przelane na wskazane przez ciebie konto.
– Ale ja nie mam zadnego konta. Nigdy nie mialam dosc forsy, zeby je sobie otworzyc.
– Uspokoj sie, LuAnn, zajme sie wszystkim. Nie musisz sie o to martwic. Ty masz tylko wygrac. Jedz z Lisa do Nowego Jorku, pokazuj do kamery ten wielki czek, usmiechaj sie, machaj do ludzi, odpowiadaj uprzejmie na pytania, i pocieszaj sie tym, ze reszte zycia spedzisz, wygrzewajac sie na plazy.
– A jak sie dostane do Nowego Jorku?
– Dobre pytanie, ale jestem na nieprzygotowany. W poblizu twojego miejsca zamieszkania nie ma zadnego lotniska, jest za to dworzec autobusowy. Wsiadziesz tam do autobusu i dojedziesz nim do stacji kolejowej w Atlancie. Tej na amtrakowskiej linii Crescent. Blizej mialabys do stacji w Gainsville, ale tam nie sprzedaja biletow rezerwowanych przez telefon. To dluga podroz, jakies osiemnascie godzin z licznymi przystankami, ale spora czesc drogi i tak przespisz. Za to dojedziesz tym pociagiem do Nowego Jorku bez przesiadek. Zalatwilbym ci przelot samolotem, ale to bardziej skomplikowane. Trzeba okazywac dowod tozsamosci, a zreszta nie chce, zebys znalazla sie w Nowym Jorku za wczesnie. Wszystko zalatwie. Na dworcu autobusowym i na stacji kolejowej beda na ciebie czekaly zarezerwowane bilety. Mozesz ruszac w droge natychmiast po ciagnieniu loterii.
LuAnn stanely przed oczyma sztywne ciala Duane’a i mezczyzny, ktory robil, co mogl, zeby ja zabic.
– Wolalabym nie czekac tutaj tak dlugo.
– Dlaczego? – zdziwil sie Jackson.
– To moja sprawa – odparowala opryskliwie, ale zaraz spuscila z tonu. – Po prostu nie chce tu byc, kiedy ludzie dowiedza sie, ze wygralam. Rzuciliby sie na mnie jak stado wilkow na owieczke, wie pan, o co mi chodzi.
– To ci nie grozi. Twoja tozsamosc, jako zwyciezczyni, ujawniona zostanie dopiero na nowojorskiej konferencji prasowej.
W Nowym Jorku bedzie na ciebie czekal ktos, kto zawiezie cie do siedziby loterii. Tam potwierdza autentycznosc twojego kuponu, a nastepnego dnia zwolana zostanie konferencja prasowa. Kiedys weryfikacja wygrywajacego kuponu ciagnela sie tygodniami. Przy dzisiejszym stanie techniki zajmuje to kilka godzin.
– A gdybym juz dzisiaj pojechala samochodem do Atlanty i wsiadla do pociagu?
– Masz samochod? Moj Boze, a co powie na to Duane? – W tonie Jacksona pojawily sie wyrazne nutki kpiny.
– To juz moje zmartwienie – fuknela gniewnie LuAnn.
– Wiesz co, LuAnn, moglabys okazac troche wdziecznosci. No, chyba ze ktos na co dzien robi cie bogata ponad wszelkie wyobrazenia.
LuAnn przelknela z trudem sline. Fakt, bedzie bogata. Za sprawa oszustwa.
– Jestem wdzieczna – powiedziala powoli. – Ale teraz, kiedy podjelam wreszcie decyzje, zaczyna do mnie docierac, ze wszystko sie zmieni. Cale moje zycie. I zycie Lisy rowniez. To troche frustrujace.
– Tak, rozumiem. Ale nie zapominaj, ze to zmiana zdecydowanie na lepsze. Przeciez nie idziesz do wiezienia ani nic w tym rodzaju.
LuAnn poczula dlawienie w gardle. Przygryzla dolna warge.
– To moge jeszcze dzisiaj wsiasc do pociagu?
– Zaczekaj chwileczke.
Odlozyl sluchawke. LuAnn spojrzala przed siebie. Na poboczu stal policyjny woz patrolowy z umocowanym do drzwiczek radarem. Automatycznie zerknela na predkosciomierz i chociaz nie przekraczala dozwolonej predkosci, na wszelki wypadek zwolnila. Odetchnela swobodnie dopiero kilkaset jardow dalej. W sluchawce znowu odezwal sie glos Jacksona. Przestraszyla ja szybkosc, z jaka wyrzucal z siebie slowa.
– Crescent odchodzi z Atlanty dzis wieczorem o siodmej pietnascie, a w Nowym Jorku jest jutro o pierwszej trzydziesci po poludniu. Do Atlanty masz od siebie dwie godziny jazdy samochodem. – Urwal na moment. – Ale beda ci potrzebne pieniadze na bilet, i chyba nie tylko na bilet. W podrozy wiele sie moze wydarzyc.
LuAnn bezwiednie pokiwala glowa.
– Wlasnie.
Poczula sie nagle bardzo podle, jak dziwka, ktora prosi klienta o dorzucenie paru centow za usluge.
– Przy stacji kolejowej jest oddzial Western Union. Przesle ci tam telegraficznie piec tysiecy dolarow. – LuAnn zatkalo, kiedy uslyszala sume. – Pamietasz moja poczatkowa oferte pracy? Potraktujemy to jako premie za wzorowe wywiazanie sie z obowiazkow. Pobierzesz te pieniadze za okazaniem jakiegos dowodu tozsamosci…
– Nie mam zadnego.
– Moze byc prawo jazdy albo paszport. Tyle im wystarczy.
LuAnn omal nie parsknela smiechem.
– Paszport? Zeby podrozowac miedzy Zadupiem a Pipidowka, nie trzeba paszportu. A prawa jazdy tez nie mam.
– Przeciez wybierasz sie do Atlanty samochodem. Zdumiony ton Jacksona jeszcze bardziej ja rozbawil. Facet organizuje przekret na wiele milionow dolarow, a nie miesci mu sie w glowie, ze LuAnn potrafi prowadzic samochod bez prawa jazdy.
– Zdziwilby sie pan, ile osob nie ma na to formalnego pozwolenia, a i tak to robi.
– No dobrze, ale nie wyplaca ci tych pieniedzy bez stosownego