– Ludzie wala drzwiami i oknami – powiedzial sprzedawca, ktory byl jej znajomym i mial na imie Bobby. – A tobie co sie stalo? – spytal, pokazujac na plaster.

– Upadlam i rozcielam sobie policzek – odparla szybko. – Ile jest tym razem do wygrania?

– Na razie okragle szescdziesiat piec baniek, a moze byc wiecej. – Bobby’emu pozadliwie zablysly oczy. – Sam wypelnilem tuzin kuponow. Czuje, ze tym razem trafie, LuAnn. Ogladalas ten film o gliniarzu, ktory oddal kelnerce polowe z tego, co wygral na loterii? LuAnn, skarbie, cos ci powiem. Jak wygram, to tez ci odpale polowe, jak babcie kocham.

– Doceniam to, Bobby, ale czego bys w zamian oczekiwal?

– No jak to, tego, ze za mnie wyjdziesz, oczywiscie. – Bobby usmiechnal sie, wreczajac jej potwierdzony kupon. – Moze ty tez bys sie ze mna podzielila po polowie, jak wygrasz? Jakbysmy sie potem chajtneli, cala kasa zostalaby w rodzinie.

– Chyba raczej zagram na wlasny rachunek. Zreszta wydawalo mi sie, ze jestes zareczony z Mary Anne Simmons.

– To bylo w zeszlym tygodniu. – Bobby zmierzyl ja od stop do glow pelnym uznania wzrokiem. – Alez duren z tego Duane’a.

LuAnn wepchnela kupon na samo dno kieszeni dzinsow.

– Czesto go ostatnio widujesz? – spytala niby od niechcenia.

Bobby pokrecil glowa.

– Nie, od jakiegos momentu chodzi wlasnymi sciezkami. Podobno spedza duzo czasu w okregu Gwinnett. Jakies interesy tam robi czy cos.

– Jakie interesy?

Bobby wzruszyl ramionami.

– Nie wiem. Nie chce wiedziec. Mam lepsze rzeczy do zrobienia, niz ogladac sie za takimi jak on.

– A nie wiesz czasem, czy Duane’owi trafila sie ostatnio jakas grubsza gotowka?

– Na to by wygladalo. Szpanowal tu wczoraj jakas forsa. Pomyslalem sobie, ze moze wygral na loterii. Jesli tak, to ja sie chyba zaraz zabije. A niech cie, ale ta mala do ciebie podobna! – Bobby delikatnie uszczypnal Lise w policzek. – Jak zmienisz zdanie w sprawie podzielenia sie wygrana albo wyjscia za mnie, to daj mi znac, pysiaczku. Koncze o siodmej.

– Na razie, ‘Bobby.

LuAnn wyszla ze sklepu i z najblizszej budki telefonicznej zadzwonila ponownie pod numer z karteczki. I tym razem Jackson odebral, zanim w sluchawce przebrzmial pierwszy sygnal. Podyktowala mu dziesiec numerow ze swojego kuponu. Slyszala, jak je skrzetnie zapisuje.

– Przedyktuj mi wszystkie jeszcze raz, powoli – poprosil. – Chyba rozumiesz, ze nie mozemy teraz popelnic najmniejszego bledu.

Podyktowala mu numery jeszcze raz, a potem on przeczytal jej, co zapisal.

– Dobrze – orzekl. – Bardzo dobrze. Najgorsze za nami. Teraz wsiadaj do pociagu. Przebrniesz jeszcze przez konferencje prasowa i swiat staje przed toba otworem.

– To ja juz jade na stacje.

– Z Penn Station ktos cie odbierze i zawiezie do hotelu.

– Myslalam, ze mam jechac do Nowego Jorku.

– Penn Station to nazwa stacji kolejowej w Nowym Jorku – wyjasnil ze zniecierpliwieniem Jackson. – Osoba, ktora bedzie tam na was czekala, sama rozpozna ciebie i Lise. – Urwal. – Zakladam, ze zabierasz ze soba coreczke.

– Bez niej nigdzie sie nie rusze!

– Zle mnie zrozumialas, LuAnn, oczywiscie, ze mozesz ja zabrac. Mam jednak nadzieje, ze w swoich planach podrozy nie uwzgledniasz Duane’a?

LuAnn przelknela z trudem sline na wspomnienie Duane’a w zakrwawionej koszuli staczajacego sie z kanapy i nieruchomiejacego na podlodze.

– Duane nie jedzie – mruknela.

– Wspaniale – powiedzial Jackson. – No to szerokiej drogi.

Do stacji kolejowej w Atlancie LuAnn z Lisa dojechaly autobusem. Po rozmowie telefonicznej z Jacksonem LuAnn kupila jeszcze dla siebie i Lisy troche podstawowych drobiazgow, ktore miala teraz w przewieszonej przez ramie torbie. Podarta bluzke zastapila nowa, kowbojski kapelusz i okulary sloneczne oslanialy twarz. W dworcowej toalecie dokladnie oczyscila sobie i opatrzyla rozciecie na policzku. Juz tak nie pieklo. Podeszla do kasy, zeby kupic bilet na pociag do Nowego Jorku. I tu popelnila powazny blad.

– Nazwisko, prosze – rzucila kasjerka.

– LuAnn Tyler – odpowiedziala automatycznie, zajeta uspokajaniem kapryszacej Lisy. I natychmiast ugryzla sie w jezyk. Spojrzala sploszona na kasjerke, ktora zdazyla juz wprowadzic jej dane do komputera. Za pozno, zeby sprostowac. Kobieta moglaby nabrac podejrzen. Odetchnela gleboko. Pozostawalo modlic sie do Boga, zeby to potkniecie nie przysporzylo jej w przyszlosci klopotow. Poniewaz podrozowala z dzieckiem, kasjerka polecila jej miejsce w luksusowym wagonie sypialnym.

– W skladzie jest tylko jeden taki. Prywatny natrysk i w ogole wszelkie wygody – oznajmila.

LuAnn skwapliwie przyjela propozycje i wyciagnela plik banknotow spod wysciolki nosidelka Lisy. Kilkoma zaplacila za drukujacy sie bilet, reszte wepchnela do kieszeni. Obserwujaca ja kasjerka uniosla wymownie brew.

LuAnn przechwycila spojrzenie kobiety.

– Moje pieniadze na czarna godzine – wyjasnila czym predzej z szerokim usmiechem. – Doszlam do wniosku, ze nie ma sensu na nia czekac. Jedziemy do Nowego Jorku zobaczyc troche swiata.

– Zycze dobrej zabawy – rzekla kobieta – ale ostroznie. Tam lepiej nie nosic przy sobie duzych sum w gotowce. Przed paroma laty przekonalismy sie o tym z mezem na wlasnej skorze. Okradziono nas piec minut po wyjsciu z pociagu. Musialam dzwonic do matki, zeby przyslala nam pieniadze na powrot.

– Dzieki za rade, bede uwazala.

Kasjerka spojrzala za plecy LuAnn.

– A gdzie pani bagaz?

– Och, nie lubie podrozowac objuczona. Zreszta mamy tam rodzine. Jeszcze raz dziekuje. – LuAnn odwrocila sie od kasy i ruszyla w kierunku peronow.

Kobieta odprowadzila ja wzrokiem i az podskoczyla z przerazenia, kiedy, spojrzawszy znowu na wprost, zobaczyla mezczyzne w czarnej skorzanej kurtce, ktory wyrosl jak spod ziemi przed okienkiem kasowym. Mezczyzna polozyl rece na ladzie.

– Bilet do Nowego Jorku w jedna strone poprosze – powiedzial grzecznie Anthony Romanello, zerkajac w kierunku, w ktorym oddalila sie LuAnn.

Obserwowal ja przez szybe wystawowa, kiedy wypelniala w sklepie kupon loteryjny. Potem widzial, jak dzwoni gdzies z budki telefonicznej, nie zaryzykowal jednak i nie podszedl na tyle blisko, by slyszec rozmowe. Fakt, ze udawala sie teraz w podroz do Nowego Jorku, rozpalil jego ciekawosc. Mial wiele powodow, by jak najszybciej wyniesc sie z tych stron. Teraz doszedl jeszcze jeden, bo chociaz jego misja dobiegla juz konca, postanowil ustalic, co kombinuje LuAnn Tyler i dlaczego jedzie do Nowego Jorku. Zreszta tak sie skladalo, ze tam mieszkal i bylo mu po drodze. Byc moze uciekala od trupow w przyczepie. Ale jemu cos mowilo, ze jest w tym cos wiecej. O wiele wiecej. Odebral bilet i skierowal sie do wyjscia na perony.

LuAnn odsunela sie daleko od torow, kiedy nieco opozniony pociag wtaczal sie z lomotem na stacje. Z pomoca konduktora znalazla swoj przedzial w luksusowym wagonie sypialnym.

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату