duchu pytanie, czy nie lepiej zostawic sprawe w spokoju. Wokol Catherine Savage dzialo sie cos niedobrego. On dosyc mial takich atrakcji i przeniosl sie do Charlottesville, by od nich uciec. Jednak reka sama powedrowala do galki u drzwi. Nie byly zamkniete na klucz.

Z latarka w jednej rece i z pistoletem w drugiej Riggs przekroczyl ostroznie prog. Byl wlasciwie przekonany, ze w srodku nikogo nie ma, ale takie zalozenie moglo sie skonczyc niepozadana podroza do kostnicy z karteczka dyndajaca przy duzym palcu u nogi. Z miejsca, w ktorym stal, widzial prawie caly parter. Przesunal powoli promieniem latarki po pokoju. Zauwazyl wylacznik swiatla na scianie, ale ani myslal z niego korzystac. Byla to jadalnia. Na zakurzonej podlodze odroznial slady swiadczace, ze jeszcze niedawno cos na niej stalo. Przejechal po tych miejscach palcem i ruszyl dalej. W kuchni uniosl sluchawke telefonu. Nie bylo sygnalu. Wrocil do jadalni.

Rozgladajac sie po pomieszczeniu, nie zauwazyl postaci w czerni stojacej za uchylonymi drzwiami sciennej szafy przy schodach.

Jackson, widzac jak promien latarki zbliza sie do jego kryjowki, zamknal oczy, zeby nie odbilo sie w nich swiatlo. Kiedy promien przesunal sie dalej, otworzyl z powrotem oczy i zacisnal dlon na rekojesci noza. Uslyszal Riggsa, zanim ten zdazyl postawic noge na ganku. Wiedzial, ze nie jest to mezczyzna, ktory wynajal chate. Tamten dawno sie stad wyniosl. Jackson przeszukal juz dokladnie wnetrze. Ten czlowiek rowniez przybyl tu na rekonesans. To pewnie ten Riggs – wywnioskowal Jackson. Riggs interesowal Jacksona prawie tak samo jak mezczyzna, ktorego przyszedl dzisiaj zabic. Przed dziesieciu laty Jackson przewidywal, ze z LuAnn beda klopoty, i teraz to sie sprawdzalo. Po rozmowie z Pembertonem sprawdzil wstepnie Riggsa. Zaintrygowal go bardzo fakt, ze niewiele mozna sie bylo na jego temat dowiedziec.

Kiedy Riggs mijal w odleglosci kilku stop jego kryjowke, Jackson gotow byl go zabic. Wystarczyloby jedno ciecie ostrym jak brzytwa nozem po gardle. Powstrzymal sie w ostatniej chwili. Usuwajac teraz Riggsa, nic by nie osiagnal. Rozluznil chwyt na rekojesci noza. Ten facet pozyje jeszcze jeden dzien. Nastepne spotkanie, jesli do takiego dojdzie, moze sie skonczyc inaczej. Nie lubil, kiedy ktos mieszal sie do jego spraw. Na razie postanowil dokladniej sprawdzic przeszlosc Riggsa.

Riggs wyszedl z chaty. Zrobiwszy pare krokow, przystanal i obejrzal sie. Jakis szosty zmysl podpowiadal mu, ze przed chwila niewiele brakowalo, by spotkalo go nieszczescie. Otrzasnal sie z tego uczucia. Kierowal sie kiedys instynktem, ale ten zdazyl sie juz przytepic od czasu zmiany zajecia. Zwyczajny opuszczony dom, i nic ponad to.

Jackson, obserwujac przez okno odwrot intruza, zauwazyl wahanie Riggsa, i to jeszcze bardziej rozbudzilo jego ciekawosc. Bedzie sie musial blizej zainteresowac tym czlowiekiem, ale wszystko po kolei. Na razie mial cos pilniejszego do zrobienia. Podniosl z podlogi szafy torbe podobna do lekarskiej. Przeszedl z nia do jadalni, przykucnal i wypakowal zawartosc – profesjonalny zestaw daktyloskopijny. Zblizyl sie do wylacznika gornego swiatla i skierowal na niego wiazke recznego lasera, ktory wyjal z kieszeni kurtki. Laserowy promien ujawnil kilka niewidocznych golym okiem odciskow palcow. Szczoteczka z wlokna szklanego naniosl na te miejsca czarny proszek, a nastepnie odkurzyl dokladnie caly wylacznik. Odciski nabraly wyrazistosci. Te sama procedure zastosowal wobec kuchennej lady, telefonu i galek u drzwi. Najwyrazniejsze odciski palcow zdjal z telefonu. Usmiechnal sie z satysfakcja. Prawdziwa tozsamosc Riggsa oraz osobnika, ktory tu sie zadomowil, juz niedlugo pozostanie tajemnica. Pozdejmowal wszystkie wykryte odciski palcow specjalna tasma i przeniosl kazdy na osobna karte identyfikacyjna. Nucac pod nosem, oznakowal karty specjalnymi symbolami i umiescil kazda w osobnym plastikowym pudeleczku. Na koniec zmiotl skrupulatnie pozostalosci proszku daktyloskopijnego ze wszystkich badanych powierzchni. Lubil pracowac metodycznie. Precyzja ponad wszystko. Po kilku minutach wychodzil juz ze spakowanym zestawem z chaty. Dotarl waska sciezka do miejsca, gdzie zostawil samochod, i odjechal. Nieczesto udaje sie upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Wygladalo na to, ze dzisiejszej nocy mial to szczescie.

ROZDZIAL TRZYDZIESTY SZOSTY

– Lubie tego pana Riggsa, mamo.

– Przeciez wcale go nie znasz.

LuAnn siedziala na brzegu lozka corki i bezwiednie ugniatala palcami rabek przescieradla.

– Mam w tych sprawach dobre wyczucie.

– Naprawde? To moze mi zdradzisz, co ci ono podpowiada.

– Kiedy on tu znowu przyjdzie?

LuAnn odetchnela gleboko.

– Liso, byc moze bedziemy musialy wkrotce wyjechac.

Ta nagla zmiana tematu zbila Lise z tropu. Usmiech spelzl jej z twarzy.

– Wyjechac?! Dokad?!

– Trudno powiedziec. To na razie nic pewnego. Naradzamy sie jeszcze z wujkiem Charliem.

– Mnie tez bierzecie pod uwage w tych swoich naradach?

Obcy ton w glosie corki zmrozil LuAnn.

– O czym ty mowisz?

– Ile razy sie przeprowadzalismy przez ostatnie szesc lat? Osiem? Tyle mniej wiecej pamietam. Nie wiadomo, ile bylo tych przeprowadzek wczesniej, kiedy bylam jeszcze malutka. To nie fair. – Na policzki Lisy wystapil rumieniec, glos jej drzal.

LuAnn otoczyla ja ramieniem.

– Sloneczko, ja nie powiedzialam, ze to juz postanowione. Powiedzialam tylko, ze byc moze.

– Wszystko jedno. Jak nie teraz, to moze za miesiac oswiadczysz: „Przeprowadzamy sie”, i nie bedzie dyskusji.

LuAnn zaglebila twarz w dlugich, puszystych wlosach Lisy.

– Wiem, ze ci z tym ciezko, dziecko.

– Nie jestem juz dzieckiem, mamo. I naprawde chcialabym sie wreszcie dowiedziec, przed czym uciekamy.

– Przed niczym nie uciekamy. Niby przed czym mielibysmy uciekac?

– Mialam nadzieje, ze ty mi to powiesz. Podoba mi sie tutaj, nie chce wyjezdzac, i jesli nie wyjasnisz mi, dlaczego musimy to zrobic, nie wyjade.

– Liso, masz dopiero dziesiec lat i pomimo calej swojej inteligencji i dojrzalosci jestes jeszcze dzieckiem. A wiec twoje miejsce jest przy mnie.

Lisa odwrocila glowe.

– Ustanowilas dla mnie fundusz powierniczy?

– Tak, czemu pytasz?

– Bo kiedy skoncze osiemnascie lat, kupie sobie wlasny dom i bede w nim mieszkala az do smierci. A ciebie nigdy do siebie nie zaprosze.

– Liso! – LuAnn poczerwieniala.

– Zobaczysz. I znajde sobie przyjaciol, i bede robila, co zechce.

– Liso Mario Savage, zwiedzilas caly swiat. Widzialas tyle, ile inni ludzie nie zobacza przez cale zycie.

– Wiesz co?

– Co?

– Bez wahania zamienilabym sie z nimi teraz miejscami. – Lisa polozyla sie na lozku i przykryla sie az po glowe kocem. – I chce byc teraz sama.

Вы читаете Wygrana
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату