– Obawiam sie, ze musze.
LuAnn stanal przed oczyma pan Tecza. Nie chciala miec kolejnego trupa na sumieniu. Nie byla tego warta.
– Jesli znowu sie pojawi, wyjedziemy z kraju.
Jackson zlozyl z powrotem kartke, schowal ja do kieszeni i zlaczyl palce obu dloni.
– Widze, ze nie ogarniasz w pelni sytuacji. Gdyby chodzilo tylko o ciebie, twoje uproszczone rozwiazanie zazegnaloby moze niebezpieczenstwo, przynajmniej tymczasowo. Jednak ten czlowiek ma na swojej liscie nazwiska jeszcze jedenastu osob, z ktorymi wspolpracowalem. Podejrzewam, ze niemal jednoczesnej ucieczki z kraju was wszystkich po prostu nie da sie zorganizowac.
– Moge zaplacic temu czlowiekowi – zaproponowala szybko LuAnn. – Ile w koncu moze zazadac? To zalatwi sprawe.
Jackson usmiechnal sie ironicznie.
– Szantazysci to wyjatkowo wredne plemie. Nigdy nie popuszczaja ofierze – dorzucil ostro – jesli nie zastosuje sie wobec nich zdecydowanych srodkow perswazji.
– Panie Jackson, prosze tego nie robic – powtorzyla.
– Czego mam nie robic, LuAnn?! Nie walczyc o twoje przetrwanie?! – Rozejrzal sie. – A co z tym wszystkim?! – Znowu zatrzymal wzrok na niej. – A przy okazji, jak sie miewa Lisa? Tak samo piekna jak matka?
Strach scisnal LuAnn gardlo.
– Dobrze, dziekuje.
– To sie ciesze. Zadbajmy, zeby tak pozostalo.
– Nie moze pan zostawic tego mnie?
– LuAnn, mielismy juz przed laty jednego niedoszlego szantazyste. Rozwiazalem tamten problem i tak samo rozwiaze obecny. Takie sprawy wole zalatwiac sam. A ty ciesz sie, ze pozostawiam przy zyciu tego Riggsa. Na razie.
– Ale ten czlowiek nie moze nam niczego udowodnic. A nawet gdyby mogl, to panu i tak nic nie grozi. Ja moze pojde do wiezienia, ale nie pan. Do diabla, nawet nie wiem, kim pan jest!
Jackson wstal i wydal wargi. Przez chwile gladzil krawedz narzuty na lozko.
– Piekna robota – skomentowal. – Indianska, prawda?
I nagle LuAnn zobaczyla wymierzonego w siebie dziewieciomilimetrowca z nakreconym na lufe tlumikiem.
– Potencjalnym rozwiazaniem byloby usmiercenie calej waszej dwunastki. Nasz wscibski przyjaciel uderzylby wtedy glowa w mur. Nie zapominaj, ze uplynal dziesiecioletni okres obowiazywania naszej umowy. Kapital w postaci wygranej na loterii zostal juz przelany na konto w szwajcarskim banku, ktore otworzylem na twoje nazwisko. Odradzalbym ci zdecydowanie transfer tych pieniedzy do Stanow Zjednoczonych. – Wyjal z kieszeni inna kartke i polozyl ja na lozku. – Oto kody upowaznienia i inne informacje o tym koncie, ktore umozliwia ci dostep do niego. Pochodzenia tych pieniedzy nie da sie przesledzic. Sa twoje. Tak jak sie umawialismy. – Jackson zagial palec na spuscie pistoletu. – Ale teraz nie jestes mi juz do niczego potrzebna, prawda? – Ruszyl w jej strone. LuAnn scisnela mocniej rekojesc noza do papieru.
– Odloz go, LuAnn. Wiem, ze jestes wysportowana, ale pocisk jest szybszy. Odloz go, mowie. Natychmiast!
Wypuscila z reki noz do papieru i cofnela sie pod sciane.
Jackson zatrzymal sie tuz przed nia. Przylozyl jej lufe pistoletu do lewego policzka, a dlonia w rekawiczce poglaskal po prawym. Nie bylo w tym zadnego seksualnego podtekstu. Nawet poprzez rekawiczke LuAnn wyczuwala czysto kliniczny chlod jego dotyku.
– Powinnas byla rzucic nim od razu, LuAnn. Naprawde powinnas. – W jego oczach czaila sie kpina.
– Nie potrafie zabic kogos z zimna krwia.
– Wiem. I jest to twoja najwieksza wada, bo tak wlasnie trzeba zabijac. – Cofnal reke. – Przed dziesiecioma laty przeczuwalem, ze staniesz sie najslabszym ogniwem w lancuchu. Ale potem wszystko szlo gladko i moje obawy sie rozwialy. Teraz stwierdzam, ze tamte przeczucia mnie nie mylily. Nawet gdyby nie wisialo nade mna bezposrednie niebezpieczenstwo wpadki, nie moglbym patrzec przez palce, jak ten czlowiek cie szantazuje, a moze nawet rozszyfrowuje mechanizm manipulowania loteria. Bo to znaczyloby, ze przegralem. A ja nie przegrywam. Nigdy. I nie pozwole nikomu na jakakolwiek ingerencje w moje plany. Taka sytuacja, sama w sobie, bylaby porazka. Poza tym nie moge dopuscic do zepsucia takiej genialnej inscenizacji. Pomysl tylko, jakie wspaniale zycie ci podarowalem, LuAnn! Pamietasz, co ci kiedys obiecalem? Ze bedziesz mogla wyjechac, dokad zechcesz, stac sie, kim zechcesz? Dotrzymalem slowa. Dokonalem niemozliwego. Spojrz na siebie teraz. Nieskazitelna uroda.
Bez pospiechu rozwiazal jej pasek u szlafroka i ten sie rozchylil, odslaniajac jedrne piersi LuAnn. Jackson zsunal jej go z ramion i szlafrok opadl na podloge.
– Oczywiscie najrozsadniej byloby cie zabic. Tu i teraz. Zreszta, pal licho. – Przystawil jej pistolet do czola i nacisnal spust.
LuAnn szarpnela glowa, zacisnela mocno powieki. Otwierajac znowu oczy, napotkala wzrok Jacksona, ktory z zainteresowaniem studiowal jej reakcje. Dygotala na calym ciele. Jej serce walilo jak mlotem, brakowalo tchu. Jackson pokrecil glowa.
– Nie panujesz juz tak nad swoimi nerwami jak kiedys podczas naszego ostatniego spotkania, LuAnn. A wlasnie mocne nerwy, czy tez raczej ich brak, to sedno sprawy. – Patrzyl przez chwile na pistolet, potem przesunal dzwigienke bezpiecznika i podjal: – Jak mowie, slabe ogniwo najrozsadniej jest usunac. – Zawiesil na chwile glos. – Ale nie zrobie tego z toba, przynajmniej na razie. Pomimo ze mnie nie posluchalas, ze przez ciebie wszystko sie skomplikowalo. Chcesz wiedziec, dlaczego?
LuAnn bala sie poruszyc, przyklejona do sciany wlepiala w niego przerazony wzrok.
Uznal jej milczenie za odpowiedz twierdzaca.
– Bo przeczuwam, ze przeznaczone ci odegrac wielka role. Dramatycznie powiedziane, ale taki juz jestem. Chyba sobie na to pozwole. Zreszta jesli sie dobrze zastanowic, sam cie przeciez stworzylem. Czy mieszkalabys w tym domu, mowila i myslala jak osoba wyksztalcona, podrozowala po swiecie, ile dusza zapragnie, gdyby nie ja? Oczywiscie, ze nie. Zabijajac ciebie, zabilbym w efekcie czastke siebie. A tego wolalbym uniknac. Tak czy inaczej pamietaj, ze dzikie zwierze schwytane w potrzask, jesli nie ma juz innego wyjscia, poswieci konczyne, by odzyskac wolnosc i przetrwac. Niech ci sie nie wydaje, ze nie jestem do takiego poswiecenia zdolny. Jesli tak myslisz, to jestes glupia. Mam szczera nadzieje, ze jakos zdolamy wyciagnac cie z tych drobnych klopotow. – Pokrecil wspolczujaco glowa, tak jak przed laty, podczas ich pierwszego spotkania. – Naprawde, LuAnn. Jesli jednak nie zdolamy, to trudno. W interesach ciagle natrafia sie na problemy i licze, ze ze swojej strony zrobisz wszystko, zebysmy sie z tego pomyslnie wyplatali. – Znowu mowil formalnym tonem, wyliczajac swoje instrukcje na palcach. – Nie wyjedziesz z kraju. Na pewno zadalas sobie wiele trudu, zeby do niego wrocic, zostan wiec tu jeszcze jakis czas i baw sie dobrze. Bedziesz mnie natychmiast powiadamiala o jakimkolwiek nowym zetknieciu z naszym tajemniczym osobnikiem. Mozesz mnie nadal lapac pod numerem telefonu, ktory dalem ci przed dziesiecioma laty. Ja bede sie z toba kontaktowal tak jak zwykle. Musisz sie precyzyjnie stosowac do wszelkich dodatkowych instrukcji, jakie ci wydam. Zrozumiano?
Kiwnela szybko glowa.
– Mowie w tej chwili powaznie, LuAnn. Jesli znowu mnie nie posluchasz, zabije cie. A umierac bedziesz powoli i w niewyobrazalnych meczarniach. – Delektowal sie przez chwile jej reakcja na te slowa. – Teraz idz do lazienki i doprowadz sie do porzadku.
Oderwala sie od sciany i odwrocila jak w transie.
– Aha, LuAnn, jeszcze jedno. Obejrzala sie.
– Miej na uwadze, ze jesli nie uda sie nam zazegnac tego problemu i bede musial wyeliminowac slabe ogniwo, nic mnie nie powstrzyma. – Zerknal zlowieszczo na sciane sypialni, za