popatrujac gniewnie na LuAnn pakujaca w pospiechu jej bagaz.
– Przykro mi, Liso, ale musisz mi zaufac.
– Zaufac, ha, i kto to mowi! – Lisa spojrzala na nia wyzywajaco spod przeciwleglej sciany.
– Nie czas teraz na tego rodzaju rozmowy, moja panno.
– A ja nigdzie nie jade. – Lisa usiadla na lozku i zalozyla rece na piersi.
– Wujek Charlie juz czeka, pospiesz sie.
– Jutro mamy w szkole zabawe. Nie mozna tego odlozyc chociaz na jeden dzien?
LuAnn zatrzasnela wieko walizki.
– Nie, Liso, nie mozna.
– Kiedy to sie skonczy? Kiedy przestaniesz mnie wreszcie ciagac z miejsca na miejsce?
LuAnn przejechala drzaca dlonia po wlosach i usiadla obok roztrzesionej corki, obejmujac ja ramieniem. Wyczula pod reka drzenie malego ciala. A co to bedzie, kiedy Lisa dowie sie w koncu prawdy? LuAnn zacisnela piesc i przylozyla ja do prawego oka. Puszczaly jej nerwy.
– Liso? – Dziewczynka uparcie odwracala wzrok.
– Liso, spojrz na mnie, prosze.
Mala wreszcie posluchala. Mieszanina gniewu i zawodu malujaca sie na jej buzi rozdarla Lu Ann serce.
Zaczela powoli. Jeszcze przed godzina nawet przez mysl by jej nie przeszlo, zeby podjac ten temat. Ale wizyta Jacksona wiele zmienila.
– Obiecalam, ze pewnego dnia, juz niedlugo, powiem ci wszystko, co chcesz wiedziec. O mnie, o sobie, o wszystkim. Pamietasz?
– Ale dlaczego…
LuAnn zakryla corce usta.
– A teraz uprzedzam cie, ze kiedy to uczynie, bedziesz wstrzasnieta i byc moze nigdy nie zrozumiesz, dlaczego zrobilam to, co zrobilam, ani sie z tym nigdy nie pogodzisz. Mozesz mnie nawet znienawidzic, mozesz pozalowac, ze jestem twoja matka… – urwala i przygryzla mocno warge – ale wiedz, ze w owym czasie uwazalam, ze postepuje slusznie. Ze robie to dla twojego dobra. Bylam bardzo mloda i naprawde nie mialam nikogo, kto pomoglby mi powziac decyzje.
Wziela corke pod brode i uniosla jej glowe. Lisa miala lzy w oczach.
– Wiem, ze sprawiam ci bol. Nie chce, zebys wyjezdzala, ale predzej umre, niz pozwole, zeby spotkalo cie cos zlego. Tak samo wujek Charlie.
– Mamo, ja sie boje.
LuAnn chwycila Lise obiema rekami.
– Kocham cie, Liso. Ponad wszystko.
– Nie chce, zeby cos ci sie stalo. – Lisa dotknela twarzy matki. – Nic ci nie grozi, mamusiu?
LuAnn zdobyla sie na pokrzepiajacy usmiech.
– Kotka spada zawsze na cztery lapy, sloneczko. Mamusia tez.
ROZDZIAL TRZYDZIESTY SIODMY
Nazajutrz LuAnn wstala wczesnie po prawie nie przespanej nocy. Pozegnanie z corka bylo rozdzierajace. Zdawala sobie jednak sprawe, ze to jeszcze nic w porownaniu z dniem, w ktorym wyjawi jej prawde o swoim zyciu, oczywiscie, o ile bedzie miala po temu okazje. Ale kiedy poprzedniego wieczoru odprowadzala wzrokiem oddalajace sie swiatla pozycyjne range rovera, splynela na nia fala ulgi.
Teraz najwazniejsze to znalezc taki sposob zblizenia sie do Riggsa, ktory nie wzbudzi w nim jeszcze wiekszych podejrzen. Gorzej, ze czasu jest niewiele. Jesli wkrotce nie przekaze Jacksonowi jakichs informacji, ten powaznie zainteresuje sie Riggsem. Nie chciala, zeby do tego doszlo.
Snujac te rozwazania, rozsunela kotary w oknach sypialni i wyjrzala na trawnik za domem. Sypialnia znajdowala sie na drugim pietrze i roztaczal sie z niej wspanialy widok na okolice. Balkonowe okna prowadzily na taras. Ciekawe, czy to tedy dostal sie tu wczoraj Jackson? Alarm antywlamaniowy wlaczala zazwyczaj tuz przed pojsciem do lozka. Teraz zacznie to moze robic wczesniej, watpila jednak, by jakikolwiek system bezpieczenstwa stanowil dla tego czlowieka przeszkode. On chyba potrafil wspinac sie na mury i przechodzic przez sciany.
Zaparzyla dzbanek kawy w malej kuchence sasiadujacej z garderoba. Potem wlozyla jedwabny szlafrok i z parujaca filizanka w rece wyszla na taras. Stal tam stolik i dwa krzesla, ona przysiadla jednak na marmurowej balustradzie. Rozejrzala sie po swoich wlosciach. Wschodzilo slonce i jego zlotorozowe promienie przebijaly sie przez gestwe przybranego w barwy jesieni listowia. Ten widok podnosil na duchu… Nie, to niemozliwe! Lu Ann o malo nie spadla z balkonu.
W trawie, w poblizu miejsca, gdzie chciala wzniesc swoje studio, kleczal Matthew Riggs. Trzymal przed soba wielka plachte planow i badal wzrokiem uksztaltowanie terenu. LuAnn wdrapala sie na balustrade i przytrzymujac sie ceglanej sciany domu, stanela na palcach, zeby lepiej widziec. Teraz dostrzegla las wbitych w ziemie palikow. Riggs wyciagnal z kieszeni klebek sznurka i przywiazawszy koniec do jednego z palikow, przystapil do wytyczania zarysu fundamentow budynku.
Zawolala, ale nie uslyszal. Odleglosc byla za duza.
Zeskoczyla z balustrady i nie zawracajac sobie glowy wkladaniem butow, w paru susach przeciela sypialnie. Biorac po dwa stopnie naraz, zbiegla na dol, wypadla na dwor i pognala boso po mokrej od rosy trawie. Jedwabny szlafrok lgnal do ciala, odslaniajac zarysy jej dlugich nog.
Zasapana, rozsiewajac wokol pare oddechu, zatrzymala sie tam, gdzie przed chwila widziala Riggsa, i ciasniej owinela sie cienkim szlafrokiem.
Gdzie on sie, u licha, podzial? Cos nieprawdopodobnego. Paliki sa, sznurek jest, a on jakby sie pod ziemie zapadl. Patrzyla na te paliki i na przeciagniety miedzy nimi sznurek, jakby spodziewala sie, ze wyjawia miejsce pobytu tego, kto je tu rozmiescil.
– Dzien dobry.
Odwrocila sie na piecie. Riggs wychodzil spomiedzy drzew z wielkim kamieniem w rece. Polozyl go uroczyscie posrodku obwiedzionego palikami miejsca.
– Twoj kamien wegielny – oznajmil z usmiechem.
– Co ty wyprawiasz? – wysapala LuAnn.
– Zawsze biegasz w takim stroju? Zapalenia pluc sie nabawisz. – Odwrocil dyskretnie wzrok, bo w tym momencie slonce wychynelo sponad wierzcholkow drzew i w jego promieniach cienki szlafroczek stal sie praktycznie przezroczysty. Pod spodem nic nie miala. – Nie wspominajac juz, jak to na mnie dziala – mruknal pod nosem.
– Nie co dzien widuje na swoim terenie ludzi wbijajacych o swicie paliki w ziemie.
– Robie, co mi kazano.
– To znaczy, co?
– Chcialas miec studio, no to je buduje.
– Powiedziales, ze przed zima nie ma sensu zaczynac. I ze musisz zalatwic plany i zezwolenia.
– Tak bardzo podziwialas moja samotnie, ze wpadlem na genialny pomysl wykorzystania tych samych rysunkow. To oszczedzi sporo czasu. Mam poza tym znajomosci w biurze inspektora budowlanego, a wiec mozemy przyspieszyc tez proces zatwierdzania. – Urwal i patrzyl przez chwile na