zadam.
– Nie moze pan kierowac moim zyciem.
Jackson rozejrzal sie znowu po pokoju i wstal.
– Jeszcze do tego wrocimy. Teraz opowiedz mi o tym czlowieku.
– Potrafie to sama zalatwic.
– Doprawdy? O ile mi wiadomo, popelniasz jedna gafe za druga.
– Prosze wyjsc! Wynos sie pan w cholere z mojego domu!
Jackson pokrecil spokojnie glowa.
– Czas nie ostudzil ani troche twojego temperamentu. Nieograniczony doplyw gotowki nie ma widocznie wplywu na maniery i takt, prawda?
– Idz pan do diabla.
Jackson wsunal reke do kieszeni.
W tej samej chwili LuAnn porwala z sekretarzyka noz do papieru i zamierzyla sie nim.
– Potrafie cie tym zabic z odleglosci dwudziestu stop. Za pieniadze mozna sie wiele nauczyc.
Jackson pokrecil ze smutkiem glowa.
– Wyszukalem cie przed dziesieciu laty, mloda dziewczyne z glowa na karku, w bardzo trudnej sytuacji zyciowej. Bylas wtedy nedzarka z marginesu, LuAnn. I stwierdzam z przykroscia, ze stare odruchy trudno wykorzenic. – Wysunal powoli reke z kieszeni. Trzymal w niej karteczke. – Odloz te zabawke. Nie bedzie ci potrzebna. – Patrzyl na nia ze spokojem, ktory ja paralizowal. – W kazdym razie nie dzisiaj. – Rozlozyl kartke. – No wiec tak. Slyszalem, ze w twoim zyciu pojawili sie ostatnio dwaj mezczyzni. Jednym z nich jest niejaki Matthew Riggs. Drugi pozostaje na razie niezidentyfikowany.
LuAnn opuscila powoli reke, ale nie wypuszczala z niej noza. Jackson spojrzal na nia znad karteczki.
– W moim interesie lezy, zeby twoja tajemnica nie wyszla na jaw. Prowadze rozliczne interesy i ponad wszystko cenie sobie anonimowosc. Jestes pierwsza w rzedzie kostek domina. Kiedy raz zaczna sie przewracac, nie przestana, az padnie ostatnia. Ta ostatnia jestem ja. Rozumiesz?!
LuAnn poprawila sie na krzesle i zalozyla noge na noge.
– Tak – burknela.
– Wracajac do Stanow, niepotrzebnie skomplikowalas mi zycie. Czlowiek, ktory cie sledzi, zdemaskowal cie czesciowo, docierajac do twojego zeznania podatkowego. Wlasnie w obawie przed tym zabronilem ci wracac.
– Chyba rzeczywiscie nie powinnam – przyznala LuAnn. – Ale niech pan sprobuje co szesc miesiecy przenosic sie do innego kraju, do innego obszaru jezykowego. I niech pan sprobuje to robic z mala dziewczynka.
– Rozumiem twoje trudnosci. Zalozylem jednak, ze wynagrodzi je z nawiazka pozycja jednej z najbogatszych kobiet swiata.
– Sam pan powiedzial, ze za pieniadze nie mozna kupic wszystkiego.
– Nigdy wczesniej nie spotkalas tego czlowieka podczas swoich wojazy? Jestes tego absolutnie pewna?
– Tak, bo zapamietalam wszystko, co wydarzylo sie w ciagu ostatnich dziesieciu lat – powiedziala cicho.
Jackson przygladal jej sie uwaznie.
– Wierze ci. Czy masz powody przypuszczac, ze on wie o loterii?
– Nie – odparla LuAnn po chwili wahania.
– Klamiesz. Mow prawde, bo zabije wszystkich w tym domu, poczynajac od ciebie.
Ta niespodziewana pogrozka rzucona spokojnym, beznamietnym tonem zaparla jej dech w piersiach. Przelknela z trudem sline.
– Mial liste. Liste z dwunastoma nazwiskami. Moim, Hermana Rudy’ego, Bobbie Jo Reynolds i paru innych osob.
Jackson przyswoil sobie natychmiast te informacje i spojrzal na kartke.
– A ten Riggs?
– Co Riggs?
– Jego przeszlosc jest niejasna.
– Kazdy ma swoje sekrety.
Jackson usmiechnal sie.
–
– Nie rozumiem.
– Riggs ma tajemnicza przeszlosc i dziwnym trafem zjawia sie akurat w chwili, kiedy ty potrzebujesz wsparcia. Slyszalem, ze ci pomogl.
LuAnn patrzyla na niego pytajaco.
– No tak, ale on mieszka tu juz od pieciu lat, sprowadzil sie na dlugo przede mna.
– Nie o to chodzi. Nie sugeruje, ze jest wtyczka. Sugeruje, ze mogl byc kiedys zupelnie kims innym, niz utrzymuje. A teraz przypadkowo zderza sie z twoim swiatem. To mnie niepokoi.
– Nie sadze, zeby to moglo byc cos innego niz przypadek. Zlecilam mu wykonanie pewnych robot. To zupelnie naturalne, ze tu byl, kiedy tamten czlowiek zaczal mnie scigac.
Jackson pokrecil glowa.
– Nie podoba mi sie to. Widzialem go dzis wieczorem. – LuAnn wyraznie zesztywniala. – W chacie. Z tej odleglosci. – Rozsunal rece na dwie stopy. – Zastanawialem sie nawet, czy go na miejscu nie zabic. Nie mialbym z tym zadnych trudnosci.
LuAnn pobladla. Oblizala wargi.
– Nie ma powodu, zeby to robic.
– Skad wiesz? Zamierzam go przeswietlic i jesli znajde w jego zyciorysie cos, co sugerowaloby, ze moze mi narobic klopotow, wyeliminuje go. Po prostu.
– Moge zdobyc dla pana te informacje.
– Slucham? – zdziwil sie Jackson.
– Riggs mnie lubi. Pomogl mi juz dwa razy, prawdopodobnie ocalil zycie. Chyba naturalne bedzie, jesli okaze mu wdziecznosc. Zblize sie do niego.
– Nie, nie podoba mi sie to.
– Riggs to nikt. Miejscowy przedsiebiorca budowlany. Po co sie nim zajmowac. Szkoda czasu.
Jackson przygladal jej sie bacznie przez chwile.
– Dobrze, LuAnn, zrob tak – zadecydowal w koncu. – Ale wszystko, czego sie dowiesz, masz natychmiast mi przekazac, bo inaczej, z calym szacunkiem dla pana Riggsa, wezme sprawe w swoje bardzo sprawne rece. Jasne?
LuAnn odetchnela.
– Jasne.
– Naturalnie tego drugiego sam musze odszukac. Nie powinno to byc takie trudne.
– Niech pan tego nie robi.
– Slucham?
– Nie musi pan go szukac.