podzielenia sie z nim informacjami, ktorych nie powinien byl zdradzac nikomu. Byc moze to dziwne uczucie duchowej bliskosci wynikalo z faktu, ze czlowiek ten byl w podobnym wieku… Z drugiej strony, jak wspanialy mogl to byc kamuflaz dla wtyczki z Pekinu! Ozeniony z bogata Angielka i dzieki temu czlonek jachtklubu, do ktorego nalezeli bogaci i wplywowi przedstawiciele spolecznosci Hongkongu, ludzie wysoko usytuowani w hierarchii towarzyskiej. Byl zawsze na miejscu, wcielona doskonalosc. Linowi, jego najblizszemu koledze, wydawalo sie niewiarygodne, ze do tego starszego mezczyzny, ktory prowadzil takie stateczne zycie, a mimo to chcial kiedys aresztowac australijskiego rozrabiake za to, ze narazil na szwank reputacje grupy,,Wazka”, mogl dotrzec Sheng Chouyang i skorumpowac go… Nie, to niemozliwe! Moze, pomyslal major, powinienem wrocic i zajac sie tym wesolym, urlopowanym na dobe agentem, proszacym, aby wszystkich klientow informowano, ze zostal wyslany na Antarktyde, albo tym przepracowanym ojcem trojaczkow, ktory gotow byl nawet odbierac telefony, zeby tylko wymigac sie od domowych obowiazkow.

Te rozwazania nie mialy sensu! Lin Wenzu potrzasnal glowa, jakby chcac uwolnic sie od tych mysli. Tu. Teraz. Skup sie! Nagle spojrzal na schody i podjal decyzje. Skierowal sie w ich strone i wszedl na balkon. Kabina projekcyjna znajdowala sie dokladnie na wprost niego. Zastukal raz i wszedl do srodka, ciezarem ciala wylamujac tania, slaba zasuwke w drzwiach.

– Tingzhi! – krzyknal kinooperator. Reke trzymal pod spodnica siedzacej mu na kolanach kobiety, ktora zerwala sie gwaltownie i odwrocila twarza do sciany.

– Policja – powiedzial major, okazujac legitymacje. – Prosze mi wierzyc, nie chce nikomu z panstwa zaszkodzic.

– Nie powinien pan tu wchodzic – odparl kinooperator. – To nie jest zbyt pobozne miejsce.

– Mozna dyskutowac na ten temat, ale z cala pewnoscia to nie kosciol.

– Uzyskalismy licencje na nasza dzialalnosc i oplacilismy ja co do grosza…

– Wcale temu nie przecze, drogi panie – przerwal Lin. – Po prostu policja chcialaby, aby wyswiadczyl jej pan pewna przysluge, a spelnienie tej prosby z cala pewnoscia nie zaszkodzi panskim interesom.

– A o co chodzi? – zapytal mezczyzna wstajac. Ze zloscia zauwazyl, ze kobieta wymyka sie za drzwi.

– Niech pan zatrzyma film na, powiedzmy, trzydziesci sekund i wlaczy swiatlo na widowni. Prosze poinformowac ludzi, ze nastapila awaria, ktora zostanie wkrotce usunieta.

Operator skrzywil sie. – Film juz sie prawie konczy! Beda krzyki!

– Dopoki nie zgasnie swiatlo. Prosze to zrobic! Projektor zatrzymal sie z pomrukiem, zapalily sie lampy i komunikat zostal nadany przez glosnik. Operator mial racje. W kinie rozlegly sie wrzaski, ludzie wymachiwali rekami, wystawiajac srodkowe palce swych dloni. Oczy Lina przebiegly po widowni – tam i z powrotem, rzad po rzedzie.

Jego czlowiek tu byl… A wlasciwie dwoch ludzi. Agent pochylal sie do przodu mowiac cos do czlowieka, ktorego Lin Wenzu widzial po raz pierwszy. Major spojrzal na zegarek, a potem odwrocil sie do operatora. – Czy na dole jest automat telefoniczny?

– Tak. Ale przewaznie jest zepsuty.

– A teraz?

– Nie wiem.

– W ktorym miejscu?

– Pod schodami.

– Dziekuje. Moze pan wznowic projekcje za szescdziesiat sekund.

– Przedtem powiedzial pan, ze za trzydziesci!

– Zmienilem zdanie. Chyba dzieki licencji nie narzeka pan na prace?

– Ci tam na dole to zwierzeta!

– Niech pan zastawi drzwi krzeslem – poradzil Lin, wychodzac. – Zasuwka jest wylamana.

Major minal wiszacy w holu pod schodami automat telefoniczny. Prawie w biegu zerwal przewod laczacy sluchawke z aparatem i wyszedl na zewnatrz, kierujac sie w strone swojego samochodu. Zatrzymal sie na widok automatu telefonicznego po drugiej stronie ulicy. Podbiegl do niego, odczytal numer i natychmiast go zapamietal, a nastepnie biegiem wrocil do samochodu. Usiadl za kierownica i spojrzal na zegarek. Potem na wstecznym biegu wyjechal na ulice i zaparkowal woz obok jakiegos samochodu kilkadziesiat metrow od markizy nad drzwiami do kina. Zgasil reflektory i obserwowal wejscie.

Minute i pietnascie sekund pozniej pojawil sie uciekinier z Pekinu i najwyrazniej podenerwowany rozejrzal sie w prawo i w lewo. Potem spojrzal przed siebie i zobaczyl to, czego szukal, a Lin wiedzial, czego on szuka, poniewaz telefon w kinie nie dzialal. Byl to automat telefoniczny po drugiej stronie ulicy. Lin nakrecil numer, podczas gdy jego podkomendny podbiegl do automatu i wsunal glowe do plastikowej muszli, w ktorej znajdowal sie aparat. Telefon zaczal dzwonic, zanim jeszcze agent zdazyl wlozyc do niego monety.

– Xunsu! Xiaoxi – szepnal Lin, a potem zaczal kaszlec. – Wiedzialem, ze znajdziesz telefon! Sheng! Skontaktuj sie natychmiast! Szafir przepadl! – Odlozyl sluchawke, ale nie zdejmowal z niej dloni spodziewajac sie, ze za chwile, gdy agent zadzwoni na jego prywatny numer, bedzie musial znowu odebrac telefon.

Ale telefon nie zadzwonil. Lin odwrocil sie w fotelu i spojrzal na plastikowa muszle oslaniajaca automat telefoniczny po drugiej stronie ulicy. Agent nakrecil wprawdzie numer, ale nie dzwonil do niego. Juz nie bylo potrzeby jechac do Aberdeen.

Major bezszelestnie wysiadl z samochodu, przeszedl przez jezdnie i kryjac sie w cieniu na przeciwleglej stronie ulicy ruszyl w kierunku automatu telefonicznego. Szedl wolnym krokiem starajac sie ukryc w mroku swoja potezna posture i klal, jak to mu sie czesto zdarzalo, swoje geny, ktorym zawdzieczal tak wybujala sylwetke. Nie wychodzac z zacienionych miejsc, zblizyl sie do telefonu. Uciekinier znajdowal sie dwa i pol metra od niego. Stal odwrocony plecami i mowil z podnieceniem i irytacja.

– Kim jest ten Szafir? Dlaczego na ten telefon? Dlaczego skontaktowal sie ze mna?… Nie, mowie ci, uzyl nazwiska przywodcy!… Tak, owszem, nazwiska! Nie pseudonimu, nie szyfru! To bylo szalenstwo!

Lin Wenzu uslyszal wszystko, co chcial uslyszec. Wyciagnal sluzbowy pistolet i szybkim krokiem wyszedl z ciemnosci.

– Film sie zerwal i zapalili swiatla! Moj lacznik i ja bylismy…

– Odloz sluchawke! – rozkazal major.

Zdrajca odwrocil sie gwaltownie. – Ty! – wrzasnal.

Lin runal na niego. Olbrzymim cialem wdusil podwojnego agenta w plastikowa muszle. Chwycil sluchawke i cisnal nia w metalowe pudlo aparatu. – Dosc! – ryknal.

I nagle poczul lodowaty zar ostrza wbijajacego sie w dolna czesc jego brzucha. Agent skulil sie, trzymajac noz w lewej rece. Lin pociagnal za spust. Huk wystrzalu wypelnil cicha uliczke i zdrajca upadl na trotuar. Z przedziurawionego kula gardla pociekla krew plamiac jego ubranie i rozlewajac sie na betonie.

– Ni made! – bluznal przeklenstwem czyjs glos po lewej stronie majora. Byl to drugi mezczyzna, lacznik, z ktorym uciekinier rozmawial w kinie. Uniosl pistolet i wystrzelil w tej samej chwili, gdy major rzucil sie na niego. Potezny, zakrwawiony tors Li Wenzu runal na strzelajacego jak skala. Pod prawym obojczykiem Lina nagle pojawila sie dziura, ale zabojca stracil rownowage. Teraz wystrzelil major. Mezczyzna upadl chwytajac sie za prawe oko. Byl martwy.

Po drugiej stronie ulicy skonczyl sie film pornograficzny i ulice zaczal wypelniac tlum, ponury, zly, niezadowolony. Ciezko ranny Lin, resztkami swych niezwyklych sil podniosl dwa martwe ciala spiskowcow i na wpol ciagnac, na wpol niosac, zawlokl je do samochodu. Kilkoro sposrod wychodzacych z kina Pagoda widzow popatrzylo na niego bezmyslnym albo obojetnym wzrokiem. To, co widzieli, bylo rzeczywistoscia, ktorej nie pojmowali. Przekraczala bowiem waskie ramy ich wyobrazni.

Aleks Conklin wstal z krzesla i niezgrabnie, halasliwie pokustykal w strone ciemnego okna. – No i co, u diabla, chce mi pan powiedziec? – spytal odwracajac sie i patrzac na ambasadora.

– W zaistnialych okolicznosciach wybralem jedyne dostepne mi wyjscie, dzieki ktoremu moglem zwerbowac Jasona Bourne'a. – Hayilland uniosl reke. – Zanim pan sie odezwie, chcialbym wyznac calkiem szczerze, ze Catherine Staples nie zgadzala sie ze mna. Uwazala, ze powinienem zwrocic sie bezposrednio do Dawida Webba. W koncu byl uczonym zajmujacym sie problematyka dalekowschodnia, specjalista, ktory byl w stanie zrozumiec, o jaka stawke toczy sie gra i do jakiej tragedii moze dojsc.

– Jej pomysl byl niedorzeczny – odparl Aleks. – Webb powiedzialby panu, zeby sie pan wypchal.

– Dziekuje panu za to. – Dyplomata skinal glowa.

– Chwileczke – przerwal mu Conklin. – Powiedzialby to nie dlatego, ze uwazalby, iz nie ma pan racji, ale w

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату