– Co to byly za warunki? – przerwal czlowiek z CIA.

– Gdyby zatelefonowal, oznaczaloby to, ze ma oszusta, to byla umowa dwustronna.

– Jezu! Dwustronna?

– Obie strony na to przystaly.

– Wiem, co to oznacza! Wpychacie mnie w otchlan, to wszystko.

– Niech pan mowi ciszej… Jego warunek byl taki, ze jezeli w ciagu trzydziestu sekund nie przyprowadzimy jego zony, to ten, kto bedzie przy telefonie, uslyszy wystrzal, oznaczajacy, ze morderca nie zyje, ze Bourne go zabil.

– Dobry stary Delta. – Na ustach Conklina pojawil sie nikly usmiech. – Nigdy nie tracil okazji zastawienia pulapki. Przypuszczam, ze mial jeszcze jakies dodatkowe wymagania, zgadza sie?

– Tak – przyznal Havilland ponuro. – Miejsce wymiany ma byc ustalone wspolnie…

– Nie dwustronnie?

– Niech sie pan przymknie!… Bedzie mogl wowczas zobaczyc swoja zone idaca sama i o wlasnych silach. Gdy to go zadowoli, wyjdzie razem ze swoim wiezniem, ktorego bedzie prawdopodobnie trzymal pod strzalem, i wymiana dojdzie do skutku. Od pierwszego kontaktu do dokonania wymiany wszystko ma sie odbyc w ciagu kilkunastu minut, najwyzej pol godziny.

– W rytmie marsza, gdzie nikt nie wykona zadnego zbednego kroku – przytaknal Conklin. – Jezeli mu nie odpowiedzieliscie, to skad wiecie, ze nawiazal kontakt?

– Lin zablokowal numer telefonu i uruchomil drugie polaczenie z Yictoria Peak. Bourne'owi powiedziano, ze linia chwilowo nie dziala, a gdy usilowal to sprawdzic – co w tym wypadku musial zrobic – zostal polaczony z Victoria Peak. Trzymalismy go na linii wystarczajaco dlugo, aby namierzyc automat telefoniczny, z ktorego dzwonil. Wiemy, gdzie jest. Nasi ludzie sa teraz w drodze, maja rozkaz pozostac w ukryciu. Jezeli on cos wyczuje lub zauwazy, zabije ich.

– Trop? – Aleks wpatrywal sie w twarz dyplomaty niezbyt zyczliwie. – I on pozwolil sie wciagnac w te dluga rozmowe?

– Jest w stanie skrajnego podniecenia, na to liczylismy.

– Webb, mozliwe – stwierdzil Conklin – ale nie Delta. Nie wtedy, kiedy o tym mysli.

– Bedzie dzwonil – upieral sie Havilland. – Nie ma wyboru.

– Moze tak, a moze nie. Ile czasu minelo od jego ostatniego telefonu?

– Dwanascie minut – odrzekl ambasador spogladajac na zegarek.

– A od pierwszego?

– Okolo pol godziny.

– I za kazdym razem, kiedy dzwoni, pan o tym wie?

– Tak. Informacja jest przekazywana do McAllistera.

– Niech pan zadzwoni i dowie sie, czy Bourne telefonowal jeszcze raz.

– Czemu?

– Poniewaz, jak pan to ujal, znajduje sie w stanie skrajnego podniecenia i bedzie dzwonil nadal. Nie moze nad soba zapanowac.

– Co pan usiluje przez to powiedziec?

– Ze byc moze popelniliscie blad.

– Gdzie? W jaki sposob?

– Tego nie wiem, ale znam Delte.

– Co moglby zrobic, gdyby nie dotarl do nas?

– Zabijac – skwitowal Aleks.

Havilland odwrocil sie, rozejrzal po zatloczonym korytarzu i ruszyl w strone recepcji. Powiedzial pare slow do pielegniarki; skinela glowa. Podniosl sluchawke. Rozmawial krotko. Wrocil do Conklina niezadowolony.

– To dziwne – zauwazyl. – McAllister ma podobne odczucia jak pan. Edward przypuszczal, ze Bourne bedzie dzwonil co piec minut, skoro czekal juz tak dlugo.

– Tak?

– Dano mu do zrozumienia, ze linia telefoniczna moze zaczac dzialac lada moment. – Ambasador pokrecil glowa z niedowierzaniem. – Wszyscy jestesmy zbyt spieci. Wytlumaczenia moga byc rozne – od monet do automatu az po rozstroj zoladka wlacznie.

W drzwiach dyzurki ukazal sie brytyjski lekarz.

– Panie ambasadorze?

– Co z Linem?

– To nadzwyczajny czlowiek. To, przez co przeszedl, zabiloby prawdopodobnie konia, ale przeciez nie ustepuje mu prawie wielkoscia, a poza tym zwierze nie wykazuje takiej woli zycia.

– Czy mozemy go zobaczyc?

– To nie mialoby sensu, jest nadal nieprzytomny. Budzi sie co pewien czas, ale nic nie kojarzy. Kazda minuta odpoczynku, gdy jego stan sie nie zmienia, daje nadzieje.

– Rozumie pan chyba, jakie to wazne, bysmy z nim porozmawiali.

– Tak, panie Havilland. Moze nawet bardziej, niz sie panu wydaje. Wie pan o tym, ze to ja ponosze wine za ucieczke tej kobiety…

– Wiem – przyznal dyplomata. – Mowiono mi tez, ze jesli udalo jej sie pana oszukac, znaczy to, ze oszukala najlepszego specjaliste w Klinice Mayo.

– Watpliwe, choc milo mi slyszec, ze jestem fachowcem. Niestety, czuje sie idiotycznie. Zrobie wszystko, co w mojej mocy, aby pomoc panu i memu przyjacielowi majorowi Linowi. To ja postawilem diagnoze, ja popelnilem blad, nie on. Jezeli przezyje nastepna godzine, jest szansa, ze bedzie zyl. W takim przypadku przywioze go do panow i bedziecie mogli go pytac, pod warunkiem jednak, ze pytania beda krotkie i proste. Jezeli uznam, ze jego stan sie pogarsza, rowniez panow zawiadomie.

– W porzadku, doktorze. Dziekujemy.

– Nie moglbym tego nie zrobic, bo tego wlasnie oczekiwalby ode mnie Wenzu. Pojde teraz do niego.

Zaczelo sie oczekiwanie. Havilland i Aleks Conklin osiagneli porozumienie. Gdyby Bourne ponownie usilowal polaczyc sie z Dama / Wezem, nalezalo mu powiedziec, ze linia bedzie odblokowana za dwadziescia minut. W tym czasie Conklin dostanie sie do zakonspirowanego domu na Yictoria Peak i bedzie czekal na telefon. Ustali warunki wymiany i powie Dawidowi, ze Marie jest bezpieczna, pod opieka Morrisa Panova. Dwaj mezczyzni wrocili do dyzurki policyjnej i usiedli naprzeciw siebie. Kazda minuta ciszy potegowala napiecie.

Minuty przeciagnely sie jednak w kwadranse, a te w przeszlo godzine. Ambasador laczyl sie z Peak trzy razy, aby sprawdzic, czy Jason Bourne sie odezwal. Nie odezwal sie. Dwa razy wyszedl angielski lekarz, aby powiadomic ich o stanie Wenzu. Nie zmienial sie, co bylo raczej optymistyczne. Raz zadzwonil telefon w dyzurce. Glowy obu mezczyzn gwaltownie zwrocily sie w kierunku aparatu, oczy znieruchomialy na pielegniarce, ktora spokojnie podniosla sluchawke. Telefon nie byl do ambasadora. Napiecie miedzy obu mezczyznami roslo. Co pewien czas spogladali na siebie, a w ich oczach pojawial sie ten sam wyraz. Cos bylo nie w porzadku. Cos wymknelo sie spod kontroli. Wyszedl lekarz Chinczyk i zblizyl sie do dwojga ludzi w koncu sali – mlodej kobiety i duchownego. Cos do nich po cichu powiedzial. Kobieta krzyknela, zaczela plakac i opadla w ramiona ksiedza. Kolejna wdowa po policjancie. Poprowadzono ja, aby po raz ostatni pozegnala sie z mezem.

Cisza.

Telefon odezwal sie znowu. I znowu dyplomata i czlowiek z CIA wpatrzyli sie w pulpit.

– Panie ambasadorze – odezwala sie pielegniarka – to do pana. Ten pan mowi, ze bardzo pilne.

Havilland wstal, podszedl spiesznie do biurka dziekujac pielegniarce skinieniem glowy i wzial sluchawke do reki.

Cokolwiek to bylo, stalo sie. Conklin obserwowal, nigdy nie przypuszczajac, ze ujrzy to, co teraz widzial. Zawsze bez zarzutu twarz dyplomaty nagle stala sie szara; jego waskie, zwykle napiete usta otworzyly sie, ciemne brwi wygiely sie w luk nad szeroko otwartymi, zapadnietymi oczami. Odwrocil sie i przemowil do Aleksa ledwo slyszalnym glosem, szeptem dlawionym przez strach.

– Bourne uciekl. Oszust uciekl. Dwoch ludzi odnaleziono zwiazanych i ciezko rannych. – Odwrocil sie, by dokonczyc przerwana rozmowe, a jego oczy zwezily sie, gdy sluchal. – O, Boze! – zawolal zwracajac sie znowu do Conklina. Conklina tam nie bylo.

Dawid Webb zniknal, zostal Jason Bourne. Jason Bourne, ktory byl jednoczesnie czyms wiecej i czyms mniej

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату