kantonskim. – Zabieraj swoje rzeczy i ubierz sie we frontowym pokoju. Zostaw drzwi otwarte, zebym widzial, jak wychodzisz.
– Jestes mi winien pieniadze! – szepnela kobieta piskliwie. – Jestes mi winien za dwa razy i podwojnie za to, co dla ciebie zrobilam na dole!
– Wystarczajaca zaplata jest to, ze byc moze nie kaze zwolnic twojego meza. A teraz wynos sie! Masz trzydziesci sekund, w przeciwnym razie twoj maz zostanie bez grosza.
– Nazywaja cie Swinia – powiedziala kobieta zbierajac swoje rzeczy i ruszajac ku drzwiom sypialni, gdzie odwrocila sie i popatrzyla na Su. – Swinia!
– Won!
Chwile pozniej Su powrocil do telefonu kontynuujac rozmowe po francusku. – Co sie stalo? Wiadomosci z Pekinu sa nieprawdopodobne. Podobnie wiesci z lotniska w Shenzhen. Zostales przez niego porwany!
– On nie zyje – odezwal sie glos z Makau.
– Nie zyje?
– Zastrzelony przez wlasnych ludzi. Wpakowali mu co najmniej piecdziesiat kul.
– A ty?
– Uwierzyli w moja historyjke. Bylem niewinnym zakladnikiem wzietym na ulicy i wykorzystanym jako tarcza, a takze jako przyneta. Traktowali mnie dobrze i w gruncie rzeczy trzymali z dala od prasy na moja prosbe. Oczywiscie staraja sie wyciszyc cala sprawe, ale nie sadze, zeby im sie to udalo. Na miejscu bylo wielu ludzi z prasy i z telewizji, tak ze przeczytasz o tym w porannych gazetach.
– O, moj Boze, gdzie to sie stalo?
– Posiadlosc na Yictoria Peak. Nalezy do konsulatu i jest zakonspirowana jak diabli. Dlatego wlasnie musze dotrzec do twojego najwyzszego przywodcy. Dowiedzialem sie rzeczy, o ktorych powinien wiedziec.
– Powiedz mnie.
Zabojca zasmial sie szyderczo.- Ja sprzedaje tego rodzaju informacje. Nie rozdaje ich – a juz na pewno nie swiniom.
– Bedziesz mial dobra ochrone – upieral sie Su.
– Zbyt dobra jak dla mnie.
– Kogo masz na mysli mowiac „najwyzszy przywodca”? – powrocil do tematu pulkownik Su Jiang ignorujac uwage.
– Twojego zwierzchnika, szefa, wielkiego koguta – jakkolwiek chcesz go nazwac. To tamten czlowiek, ktory w lesnym rezerwacie wyglaszal wszystkie mowy, prawda? Ten, ktory z taka wprawa uzywal swojego miecza, mezczyzna o dzikim spojrzeniu i krotkich wlosach, ten, ktorego probowalem ostrzec przed opozniajaca taktyka stosowana przez Francuza…
– Osmieliles sie…? Zrobiles to?
– Zapytaj go. Powiedzialem mu, ze cos jest nie w porzadku, ze Francuz go zwodzi. Chryste, zaplacilem za to, ze mnie nie sluchal. Powinien byl porabac tego francuskiego drania, kiedy go ostrzegalem! Teraz powiedz mu, ze chce z nim rozmawiac!
– Nawet ja z nim nie rozmawiam – powiedzial pulkownik. – Kontaktuje sie tylko z jego podwladnymi uzywajac ich pseudonimow. Nie znam prawdziwych…
– Masz na mysli ludzi, ktorzy przylatuja na wzgorza w Guang-dongu, zeby spotkac sie ze mna i przekazac mi zlecenia? – przerwal mu Bourne.
– Tak.
– Nie bede rozmawial z zadnym z nich! – wybuchnal Jason, udajac swojego sobowtora. – Chce rozmawiac wylacznie z tym czlowiekiem. I byloby lepiej, zeby on chcial rozmawiac ze mna.
– Najpierw bedziesz rozmawial z innymi, ale nawet jezeli chodzi o nich, musza byc ku temu bardzo wazne powody. Tylko oni wyznaczaja spotkania. Powinienes sie juz dotad tego nauczyc.
– Dobrze. Ty mozesz byc kurierem. Spedzilem z Amerykanami prawie trzy godziny, wciskajac im najlepsza historyjke, jaka udalo mi sie kiedykolwiek wymyslic. Wypytywali mnie szczegolowo i odpowiadalem im bez ogrodek – nie musze ci mowic, ze mam na calym terytorium swoich ludzi, zarowno mezczyzn, jak i kobiety, ktorzy przysiegna, ze jestem przedstawicielem handlowym i ze przebywalem z nimi w okreslonym czasie, niezaleznie od tego, kto bedzie dzwonil…
– Nie musisz mi tego wszystkiego mowic – przerwal mu Su. – Podaj mi tylko wiadomosc, ktora mam przekazac. Rozmawiales z Amerykanami – i co?
– Rowniez sluchalem. Ci kolonialisci maja glupi zwyczaj prowadzenia swobodnej rozmowy w obecnosci obcych.
– Tak jakbym slyszal teraz glos Brytyjczyka. Glos pelen wyzszosci. Wszyscy to znamy.
– Cholera, masz racje. Arabowie tego nie robia i Bog swiadkiem, ze wy, skosnoocy, tez nie.
– Prosze mowic dalej.
– Czlowiek, ktory mnie porwal, ten, ktory zostal zabity przez Amerykanow, sam byl Amerykaninem.
– Tak?
– Podpisuje sie pod swoimi morderstwami pewnym nazwiskiem. Nazwisko to ma dluga historie. Brzmi ono Jason Bourne.
– Wiemy o tym. I co?
– On byl tym prawdziwym! Tym Amerykaninem, ktorego oni poszukiwali przez blisko dwa lata.
– No i?
– Oni uwazaja, ze to Pekin go odnalazl i wynajal. Ktos z Pekinu, dla kogo najwazniejsza rzecza w zyciu stalo sie zabojstwo pewnego czlowieka z tamtego domu. Bourne jest do wynajecia i kazdy ma takie same szanse go kupic, jak mawiaja Amerykanie.
– Twoj jezyk jest wykretny. Prosze, mow jasniej!
– W tamtym pokoju razem z Amerykanami bylo jeszcze kilku innych ludzi. Chinczycy z Tajwanu, ktorzy powiedzieli otwarcie, ze sa przeciwnikami wiekszosci przywodcow tajnych ugrupowan z Kuomin-tangu. Byli wsciekli i mysle, ze rowniez wystraszeni. – Bourne przerwal. Zapanowala cisza.
– Tak? – naciskal zaniepokojony pulkownik.
– Mowili tez wiele innych rzeczy. Ciagle wspominali o kims, kto nazywa sie Sheng.
– Aiya!
– To jest ta wiadomosc, ktora przekazesz, a ja bede czekal na odpowiedz w kasynie w ciagu trzech godzin. Wysle kogos, zeby ja odebral i nie probuj zadnych glupstw. Mam tam ludzi, ktorzy moga wszczac burde rownie latwo, jak pociagnac za spust. Jakikolwiek podejrzany ruch, a twoi ludzie zgina.
– Pamietamy Tsimshatsui pare tygodni temu – powiedzial Su Jiang. – Pieciu z naszych wrogow zostalo zabitych w gabinecie na zapleczu, podczas gdy w kabarecie rozpetala sie bijatyka. Nie bedzie zadnych podejrzanych ruchow; nie jestesmy glupcami, kiedy mamy do czynienia z toba. Czesto zastanawialismy sie, czy ten prawdziwy Jason Bourne byl takim fachowcem jak jego nastepca.
– Nie byl. – Wspomnij o burdzie w kasynie, gdyby ludzie Shenga probowali zastawic na ciebie pulapke. Powiedz, ze zostana zabici. Nie musisz wdawac sie w szczegoly. Oni zrozumieja… Analityk dobrze wiedzial, o czym mowi. – Jedno pytanie – dodal Jason z nieklamanym zainteresowaniem. – Kiedy doszliscie do tego, ze ja nie jestem prawdziwym Jasonem Bourne'em?
– Zorientowalismy sie na pierwszy rzut oka – odparl pulkownik. – Lata robia swoje, czyz nie? Cialo moze pozostac sprawne, dzieki cwiczeniom mozna nawet poprawic swoja forme, ale na twarzy odciska sie pietno czasu; to nieuniknione. Twoja twarz nie moglaby byc twarza czlowieka z „Meduzy”. To bylo ponad pietnascie lat temu, a ty masz teraz niewiele ponad trzydziesci. Do „Meduzy” nie werbowano dzieci. Ciebie stworzyl Francuz.
– Haslem jest „Kryzys”. Masz trzy godziny – powiedzial Bourne odwieszajac sluchawke.
To szalenstwo! – Jason wyszedl z oszklonej kabiny w czynnym przez cala dobe centrum telefonicznym i spojrzal ze zloscia na McAllistera.
– Bardzo dobrze ci poszlo – pochwalil go analityk zapisujac cos w malym notesiku. – Ja zaplace rachunek. – Podsekretarz ruszyl w kierunku podwyzszenia, gdzie telefonistki przyjmowaly oplaty za rozmowy miedzynarodowe.
– Ty nie rozumiesz, w czym rzecz – ciagnal Bourne idac obok McAllistera, mowiac sciszonym, chrapliwym glosem. – To nie moze sie udac. Jest za bardzo wymyslne, zbyt oczywiste, by ktos mogl sie na to nabrac.
– Gdybys nalegal na spotkanie – to owszem, ale ty przeciez nie nalegasz. Chodzi ci tylko o rozmowe