– Zacznij od niego. Nazwiska, stopnie, stanowiska. I przeliteruj mi nazwisko tego bankiera z Hongkongu. A przede wszystkim, blagam cie, zwolnij!

Webb ponownie zacisnal palce na dloni, w ktorej trzymal sluchawke. Zaczal jeszcze raz, starajac sie mowic ze spokojem, ktorego wcale nie czul, ale i tak slowa gonily jedno za drugim coraz szybciej i szybciej. Wreszcie udalo mu sie wyrzucic z siebie wszystko, co pamietal, choc z przerazeniem uswiadomil sobie, ze nie bylo to wszystko. Czarne, puste przestrzenie pojawily sie znowu, napelniajac go nieopisanym bolem. Powiedzial wszystko, co mogl; nic nie pozostalo.

– Chce, zebys cos dla mnie zrobil, Dawidzie – odezwal sie po krotkim milczeniu Mo Panov. – Natychmiast.

– Co?

– Moze to cie zdziwi albo nawet wyda ci sie glupie, ale prosze cie, zebys poszedl teraz na spacer brzegiem morza. Pol godziny do czterdziestu pieciu minut, nie wiecej. Posluchaj szumu fal i huku przyboju.

– Chyba nie mowisz tego powaznie! – zaprotestowal Webb.

– Najpowazniej w swiecie – odparl Mo. – Kiedys zgodziles sie ze mna, ze sa w zyciu kazdego czlowieka chwile, kiedy musi dac troche odpoczac swojej glowie. Jeden Bog wie, ze ja sam robie to czesciej, niz powinien szanujacy sie psychiatra. Wydarzenia czasem przytlaczaja nas swoim ogromem i zanim podejmiemy jakiekolwiek dzialanie, musimy zrzucic z siebie choc czesc tego obciazenia. Zrob, o co cie prosze, Dawidzie. Zadzwonie do ciebie za godzine. Chce, zebys byl wtedy znacznie spokojniejszy niz teraz.

Rada wydawala sie zupelnie szalona, ale, podobnie jak w wielu innych, udzielanych przez Panova flegmatycznym, opanowanym glosem, bylo w niej sporo zdrowego rozsadku. Webb szedl przed siebie kamienista plaza, nie przestajac ani na moment myslec o tym, co sie wydarzylo, lecz czy to za sprawa otaczajacego go krajobrazu, swiszczacego wiatru, czy tez rytmicznego, gluchego odglosu uderzajacych o skaly fal z kazdym krokiem oddychal coraz glebiej i swobodniej, czujac, jak z napietych miesni ustepuje histeryczne drzenie. Zerknal na oswietlona blaskiem ksiezyca tarcze zegarka; spacerowal juz od trzydziestu dwoch minut. Nie odwazyl sie wystawic swojej cierpliwosci na powazniejsza probe. Skrecil w sciezke wijaca sie miedzy porosnietymi trawa wydmami i ruszyl w kierunku domu.

Usiadl przy biurku i nie spuszczal wzroku z telefonu. Poderwal sluchawke, zanim jeszcze zdolal przebrzmiec pierwszy dzwonek.

– Mo?

– Tak.

– Troche zmarzlem. Dziekuje.

– To ja dziekuje.

– Czego sie dowiedziales?

W tym momencie koszmar zaczal sie na nowo.

– Jak dawno temu zniknela Marie?

– Nie wiem. Godzine, dwie, moze wiecej. Jakie to ma znaczenie?

– Czy jestes pewien, ze nie poszla po zakupy? A moze poklociliscie sie i postanowila pobyc troche sama? Obaj wiemy, ze nie jest jej lekko. Ty sam wiele razy zwracales na to uwage.

– O czym ty gadasz, do cholery? Przeciez znalazlem list, a na scianie byla krew!

– Owszem, wspomniales o tym. Jak myslisz, dlaczego ktos moglby to zrobic?

– A skad mam wiedziec? Zrobil to, i juz! Zrobili to!

– Wezwales policje?

– Boze, nie! To nie jest sprawa dla policji, tylko dla nas, dla mnie! Nie rozumiesz? Powiedz mi, czego sie dowiedziales! Dlaczego rozmawiasz ze mna w taki sposob?

– Dlatego, ze musze. Podczas wszystkich naszych spotkan mowilismy sobie tylko prawde, poniewaz wylacznie prawda moze ci pomoc, Dawidzie.

– Na litosc boska, Mo! Tu chodzi o Marie!

– Prosze, pozwol mi skonczyc. Jesli oni klamia, tak jak klamali kiedys, dowiem sie o tym i ich zdemaskuje, ale teraz powtorze ci dokladnie to, co mi powiedzieli, co dal mi wyraznie do zrozumienia czlowiek numer dwa w Sekcji Dalekiego Wschodu, a co potwierdzil szef ochrony Departamentu Stanu po sprawdzeniu w oficjalnych raportach.

– W oficjalnych…?

– Tak. Jest tam napisane czarno na bialym, ze przeszlo tydzien temu zazadales natychmiastowego wzmocnienia swojej ochrony, bedac, jak zostalo to sformulowane, w „stanie znacznego podniecenia nerwowego”…

– Ja zazadalem?

– Tak jest, to wlasnie mi powiedzieli. Wedlug raportow twierdziles, jakoby ci grozono, mowiles w sposob „niespojny” i domagales sie podwojenia ochrony. Przez wzglad na twoj specjalny status zyczenie przekazano wyzej, a tam powiedzieli: „Dajcie mu, co chce, byle tylko sie uspokoil”.

– Nie wierze!

– To dopiero poczatek, Dawidzie. Pozwol mi dokonczyc, tak jak ja ci pozwolilem.

– W porzadku. Mow dalej.

– Tak juz lepiej. Kiedy dodatkowi goryle zjawili sie na miejscu – caly czas opieram sie na oficjalnych raportach, z ktorych korzystal szef ochrony Departamentu Stanu – dwukrotnie zglaszales skargi, ze nie wypelniaja swoich obowiazkow. Twierdziles, ze siedzac w samochodzie przed twoim domem pija alkohol, ze wysmiewaja sie z ciebie, kiedy towarzysza ci podczas zajec na uniwersytecie, a wreszcie, i tu zacytuje doslownie, „urzadzaja sobie kpiny z tego, co powinni robic”. Podkreslilem sobie to zdanie.

– Kpiny…?

– Tylko spokojnie. Zblizamy sie juz do konca. Kiedy po raz ostatni skontaktowales sie z Departamentem, zazadales stanowczo, zeby natychmiast usunieto wszystkich straznikow, bo oni wszyscy sa twoimi wrogami i to oni chca cie zamordowac. Mowiac krotko, przemieniles tych, ktorzy mieli za zadanie cie chronic, w tych, ktorzy dybali na twoje zycie.

– Jestem pewien, ze to zachowanie pasuje jak ulal do diagnozy, wedlug ktorej moje leki zaczely sie przeradzac w obsesyjna paranoje.

– Masz racje – potwierdzil Panov. – Pasuje znakomicie.

– A co powiedzial ci numer dwa w Sekcji Dalekiego Wschodu? Panov odpowiedzial dopiero po dluzszej chwili.

– Na pewno nic, co chcialbys uslyszec, Dawidzie, ale wyrazal sie jasno i dobitnie. Nigdy nie slyszal o zadnym bankierze ani wplywowym taipanie o nazwisku Yao Ming. Stwierdzil, ze gdyby taka postac istniala, znalby jej dossier na pamiec.

– Czy on uwaza, ze ja to wszystko sobie wymyslilem? Nazwisko, jego zone, powiazania z handlem narkotykami, miejsca, okolicznosci, reakcje Brytyjczykow? Na Boga, nie wymyslilbym tego, nawet gdybym chcial!

– Rzeczywiscie, musialbys sie niezle wysilic – przyznal lagodnie psychiatra. – Czy w takim razie mam rozumiec, ze wszystko, co ci przed chwila powiedzialem, slyszysz po raz pierwszy w zyciu i nie dostrzegasz w tym zadnego sensu? Ze ostatnie wydarzenia zapamietales w zupelnie inny sposob?

– Mo, to wszystko klamstwo! Nigdy nie telefonowalem do Departamentu Stanu. McAllister przyjechal do nas do domu i opowiedzial cala historie dokladnie tak, jak ci ja powtorzylem, wlacznie ze sprawa Yao Minga! Teraz zniknal bez sladu, a mnie podrzucono trop, zebym nim poszedl. Dlaczego? Na rany Chrystusa, czego oni od nas chca?

– Zapytalem ich o McAllistera – wtracil gniewnym tonem Panov. – Sprawdzili w komputerze i powiedzieli mi, ze dwa tygodnie temu polecial do Hongkongu, w zwiazku z czym nie mogl byc w twoim domu w podanym przez ciebie dniu.

– On tu byl!

– Chyba ci wierze.

– Co to ma znaczyc?

– Przede wszystkim slysze to w twoim glosie. Rowniez okreslenie „urzadzac sobie kpiny” rzadko kiedy pojawia sie w slownictwie podnieconego psychotyka, a na pewno nigdy nie slyszalem tego okreslenia u ciebie, nawet w najgorszych chwilach.

Вы читаете Krucjata Bourne’a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату