kramow kupila sandaly na plaskim obcasie, a w innym imitacje torby Gucciego z przekreconymi do gory nogami literami G. Zostalo jej czterdziesci piec dolarow USA i nie miala pojecia, gdzie spedzi noc. Na wizyte w konsulacie bylo zarazem zbyt pozno i zbyt wczesnie. Z pewnoscia podniesliby alarm, gdyby po polnocy zjawila sie tam Kanadyjka i poprosila o liste personelu. Nie miala poza tym czasu na wymyslanie bajeczki, ktora usprawiedliwialaby taka prosbe. Dokad mogla pojsc? Musiala sie wyspac. Nie przystepuj do dzialania, kiedy jestes zmeczona albo wyczerpana. Odpoczynek to bron. Nie zapominaj o tym.
Mijala zamykany wlasnie pasaz. Mloda amerykanska para ubrana w dzinsy targowala sie z wlascicielem stoiska z koszulkami.
– No, czlowieku, nie daj sie prosic – mowil chlopak. – Chcesz chyba jeszcze dzisiaj cos utargowac? Mozesz obnizyc troche cene. T tak zostanie ci w kieszeni pare dineros. Nie mam racji?
– Zadnych dineros – krzyknal handlarz usmiechajac sie. – Tylko dolary, a pan daje mi za malo. Mam dzieci. Odejmuje im pan jedzenie od ust!
– Pewnie ma jeszcze poza tym restauracje – zauwazyla dziewczyna.
– Chce pani do restauracji? Autentyczna chinska kuchnia?
– Jezu, mialas racje, Lacy!
– Moj kuzyn ze strony ojca ma budke z pysznymi potrawami, dwie przecznice stad. Bardzo blisko, bardzo tanio, bardzo smacznie.
– Niewazne – odezwal sie chlopak. – Cztery dolce amerykanskie za szesc koszulek. Bierzesz pan albo ide.
– Biore. Tylko dlatego, ze jest pan silniejszy ode mnie. – Handlarz zlapal pieniadze i zapakowal koszulki do papierowej torby.
– Jestes cudowny, Buzz. – Dziewczyna pocalowala swego towarzysza w policzek i zasmiala sie. – On i tak wyciaga z tego czterysta procent zysku.
– Tak jest z wami zawsze, spece od wielkiego biznesu. Nie liczy sie dla was strona estetyczna. Posmak klotni, satysfakcja, jaka daje slowna utarczka.
– Jesli kiedys za ciebie wyjde, bede cie utrzymywac do konca mego nieszczesnego zycia, moj ty wielki negocjatorze.
Sposobnosc sama sie nadarzy. Trzeba ja rozpoznac i wykorzystac. Marie podeszla do dwojga studentow.
– Przepraszam – odezwala sie, zwracajac najpierw do dziewczyny. – Uslyszalam przypadkiem wasza rozmowe…
– Czyz nie bylem wspanialy? – przerwal jej mlodzieniec.
– Bardzo sprytny – odparla Marie. – Ale obawiam sie, ze racje ma twoja dziewczyna. Za te koszulki placi sie w hurcie na pewno nie wiecej niz dwadziescia piec centow za sztuke.
– Czterysta procent – kiwnela glowa dziewczyna.
– Otaczaja mnie sami filistrzy – powiedzial mlodzieniec. – Jestem studentem historii sztuki. Ktoregos dnia zostane dyrektorem Metropolitan Museum!
– Nie wierz w te bajki – stwierdzila dziewczyna, zwracajac sie do Marie. – Nie przejmuj sie, nie jestesmy szurnieci, po prostu swietnie sie bawimy. Ale przerwalismy ci.
– Troche sie krepuje, naprawde, ale moj samolot spoznil sie o caly dzien i przepadla mi wycieczka do Chin. W hotelu nie ma wolnych miejsc i zastanawiam sie…
– Chcesz sie pewnie gdzies przespac? – przerwal jej student historii sztuki.
– No wlasnie. Zostaly mi pewne fundusze, ale prawde mowiac, sa ograniczone. Przyjechalam z Maine, jestem nauczycielka. Wykladam niestety ekonomie.
– Nie ma sie czego wstydzic – pocieszyla ja z usmiechem dziewczyna.
– Mozemy ci pomoc, prawda, Lacy?
– Pewnie, ze mozemy. Nasz college ma umowe z Uniwersytetem Chinskim w Hongkongu.
– Nie dostarczaja tam do pokoju szampana, ale cena jest calkiem umiarkowana – stwierdzil chlopak. – Trzy dolce za noc. Ale, niech ich ges kopnie, zwyczaje maja przedpotopowe.
– On ma na mysli to, ze obowiazuje tam nieco purytanski regulamin. Chlopcy i dziewczeta spia oddzielnie.
– ,,Razem chlopcy i dziewczeta…” – zanucil przyszly dyrektor Metropolitan Museum. – Takiego wala razem!
Mearie siedziala na polowym lozku rozstawionym w olbrzymim pomieszczeniu pod dwunastometrowym sklepieniem;
sypialnie urzadzono najwyrazniej w sali gimnastycznej. Wszedzie wokol niej spaly albo lezaly z otwartymi oczami mlode kobiety. Z kilku poslan rozlegalo sie chrapanie, ale wiekszosc dziewczyn zachowywala sie cicho, czesc palila papierosy. Co jakis czas ktoras przemykala sie do toalety, w ktorej bez przerwy palily sie swiatla. Marie znalazla sie miedzy dziecmi i zalowala, ze sama nie jest dzieckiem, wolnym od czajacych sie wszedzie strachow. Dawidzie, potrzebuje cie. Uwazasz, ze jestem taka silna, ale ja, kochanie, nie potrafie stawic czola rzeczywistosci. Co mam zrobic? Jak mam to zrobic!
Przypatruj sie wszystkiemu. Zawsze znajdziesz cos, czego bedziesz mogla uzyc. Jason Bourne.
ROZDZIAL 13
Lalo jak z cebra. Krople deszczu siekly piasek i blyskaly w snopach swiatla, ktore padalo na stojace przy Repulse Bay groteskowe posagi ogromnych, miotajacych sie w furii chinskich bogow, ktorzy zapelniaja pelna gwaltownosci mitologie Wschodu. Niektore z rzezb mialy prawie dziesiec metrow wysokosci. Ciemna plaza byla pusta, natomiast nieco wyzej, w starym hotelu i w pochodzacym z innej epoki pawilonie z hamburgerami po drugiej stronie drogi klebil sie tlum. Byli tam spacerowicze i smakosze, turysci i mieszkancy wyspy. Przybyli wieczorem nad zatoke, zeby cos wypic, zjesc albo tylko popatrzec na grozne posagi broniace dostepu do ladu wszelkiego rodzaju oblakanym duchom, ktore mogly wynurzyc sie z morza. Nagla ulewa zagonila spacerowiczow pod dach; zmotoryzowani czekali, az troche zelzeje, zeby wyruszyc z powrotem do domu.
Przemoczony do suchej nitki Bourne przykucnal w krzakach w polowie drogi na plaze, w odleglosci szesciu metrow od cokolu groznie wygladajacego bozka. Otarl deszcz z twarzy i wpatrywal sie w betonowe schody wiodace ku wejsciu do hotelu Colonial. Czekal na trzeciego czlowieka z listy taipana.
Pierwszy czlowiek z listy probowal go podejsc na pokladzie promu „Star”, uzgodnionym wczesniej miejscu spotkania, ale Jasonowi, ktory ubrany byl tak samo, jak w Miescie za Murami, udalo sie wypatrzyc dwoch czlonkow jego obstawy. Nie bylo to takie latwe, jak wysledzenie ludzi poslugujacych sie radiotelefonem, ale nie tak znowu trudne. W trakcie trzech kolejnych rejsow po wodach zatoki Bourne nie pojawil sie w umowionym miejscu – w oknie przy burcie. W tym czasie ci sami dwaj mezczyzni dwukrotnie mineli czlowieka, z ktorym sie kontaktowal, i po krotkiej wymianie zdan rozeszli sie w roznych kierunkach. Zaden z nich nie spuszczal wzroku z szefa. Jason poczekal, az prom zblizy sie do nabrzeza i pasazerowie rzuca sie hurmem ku dziobowi w strone wyjscia. Mijajac w tlumie pierwszego czlonka obstawy powalil go poteznym ciosem w nerke, a potem wyrznal w tyl glowy ciezkim mosieznym przyciskiem do papierow; w polmroku nikt nie zwrocil na to uwagi. Bourne ruszyl z powrotem, mijajac po drodze puste lawki. Dopadl drugiego goryla, wcisnal mu lufe w brzuch i poprowadzil na rufe. Tam przerzucil go przez reling i zepchnal za burte dokladnie w tej samej chwili, gdy prom zagwizdal w ciemna noc i przybil do nabrzeza Koulunu. Dopiero wtedy Jason wrocil do oczekujacego nan przy pustym oknie Chinczyka.
– Dotrzymal pan slowa – powiedzial. – Ja niestety troche sie spoznilem.
– To ty do mnie dzwoniles? – Chinczyk przygladal sie uwaznie obdartej garderobie Bourne'a.
– Ja.
– Nie wygladasz na kogos, kto obraca pieniedzmi, o ktorych mowiles przez telefon.
– Masz prawo tak sadzic. – Bourne wyciagnal zwitek amerykanskich banknotow, wsrod ktorych mozna bylo dostrzec tysiacdolarowe nominaly.
– Jestes tym, za kogo sie podajesz. – Chinczyk rzucil szybko okiem ponad jego ramieniem. – Czego chcesz? – zapytal z niepokojem w glosie.
– Informacji o najemniku, ktory nazywa siebie Jasonem Bour-ne'em.