pomoglbym wam obstawic starowke. Znam ja jak wlasna kieszen. Ale nie, ty jestes federalny, ty wszystko wiesz lepiej, bo to ty tu rzadzisz, nie?

– A zebys wiedzial, ze ja! Moi ludzie dzwonia juz na lotniska, stacje kolejowe, dworce autobusowe i do wypozyczalni samochodow. Wyrwe tego sukinsyna chocby spod ziemi!

– Nie badz smieszny. Nawet gdybys nie zwiazal mi rak, nie mam takich pelnomocnictw. Ale moi chlopcy tez przeczesuja teren i nie zapominaj, ze to nasz rysopis Bourne'a rozeslano na wszystkie przejscia graniczne.

Harris mial racje, mimo to Lindros nie przestal sie pienic.

– Chce wiedziec, po jaka cholere wciagnales w to tych z miejskiej. Jesli potrzebowales wsparcia, powinienes przyjsc z tym do mnie!

Niby dlaczego? Dasz mi chociaz jeden dobry powod? Dasz? Kim ty jestes? Moim kumplem? Wspolpracownikiem? Takiego wala. – Harris lypal na niego ponuro i z odraza. – I jeszcze jedno, dla wyjasnienia: to nic ja wezwalem miejska. Juz ci mowilem, facet wsiadl na mnie, jak tylko przyjechal, i z piana na gebie wyzwal mnie od najgorszych, bo niby wlazlem na jego podworko.

Lindros prawie go nie slyszal. Zawyla syrena i migajaca swiatlami karetka wreszcie odjechala, wiozac postrzelonego kierowce do szpitala. Zabezpieczenie terenu, oznakowanie miejsca wypadku i wydostanie rannego z szoferki zajelo im prawie czterdziesci piec minut. Przezyje czy umrze? Lindros wolal o tym nie myslec, przynajmniej nie teraz. Latwo byloby powiedziec, ze kierowca zostal ranny przez Bourne'a; wiedzial, ze na pewno powie tak Stary. Ale Stary mial skore zlozona z dwoch warstw pragmatyzmu i warstwy goryczy, dlatego on, Lindros, nie mial do niego startu. I dzieki Bogu. Bez wzgledu na to, jaki los czekal kierowce, cala odpowiedzialnosc ponosil on, i ta swiadomosc jeszcze bardziej go nakrecala. Fakt, nie mial skory Starego, ale nie zamierzal tez zadreczac sie czyms, czego juz nie mozna naprawic. Nie pozostawalo mu nic innego, jak upuscic troche jadu.

– Czterdziesci piec minut! – burknal, gdy karetka przebila sie przez zakorkowany wjazd do tunelu. – Ten biedny sukinsyn mogl w tym czasie dziesiec razy umrzec.

– Urzedasy na panstwowej posadce!

– O ile mnie pamiec nie myli, ty tez jestes na panstwowej posadzie – odparl zgryzliwie Lindros.

– A ty nie?

Lindros omal nie udlawil sie zolcia.

– Posluchaj, kutasie, ja to nie ty, jasne? Ja jestem z innej gliny. Moje wyszkolenie…

– Wyszkolenie gowno ci dalo! Dwa razy miales Bourne'a w reku i dwaj razy ci zwial!

– A co ty zrobiles, zeby mi pomoc?

Chan patrzyl, jak sie kloca. Nikt go nie zaczepial, nikt nie spytal nawet, co tu robi. W kombinezonie mechanika wygladal jak ci z miejskiego wydzialu ruchu drogowego. Stal tuz obok nich, przed ciezarowka, udajac, ze oglada miejsce, gdzie uderzyl w nia samochod. Po chwili w glebokim cieniu na scianie tunelu zauwazyl zelazna drabinke. Ciekawe, dokad prowadzi. Czy Bourne tez sie nad tym zastanawial, czy po prostu wiedzial? Chan rozejrzal sie, zeby sprawdzic, czy nikt nie patrzy w jego: strone, i szybko wskoczyl na drabinke, znikajac z oczu tym na dole. Znalazl wlaz w stropie i bez zdziwienia stwierdzil, ze rygiel jest otwarty. Pchnal klape i wyszedl z tunelu.

Stanawszy na rondzie, zaczal powoli obracac sie w prawo, uwaznie lustrujac okolice. Twarz smagal mu porywisty wiatr. Niebo jeszcze bardziej pociemnialo, jakby posiniaczyl je przytlumiony odlegloscia grzmot burzy przetaczajacej sie nad glebokimi kanionami ulic i szerokimi alejami miasta. Na zachodzie byly autostrady Rock Creek Parkway, Whitehurst Freeway i Georgetown. Na polnocy widnialy strzeliste gmachy ciagu hoteli: ANA, Grandu, Park Hyatta, Marriotta i Rock Creeka. Na zachod od nich, miedzy placem McPhersona i Parkiem Franklina, biegla K Street. Na poludniu byl Foggy Bottom, Uniwersytet Jerzego Waszyngtona i masywny gmach Departamentu Stanu. Nieco dalej, w miejscu gdzie skrecajacy na wschod Potomac rozszerza sie, tworzac spokojne rozlewisko Tidal Basin, zobaczyl srebrzysty punkcik, znieruchomialy na tle nieba samolot, ktory blyszczal jak lustro nad pokrywa gestniejacych chmur. Samolot schodzil do ladowania.

Chanowi zadrgaly nozdrza, jakby zweszyl zdobycz. Lotnisko. Bourne sprobuje dostac sie na lotnisko. Byl tego pewien, bo na jego miejscu zrobilby to samo.

David Webb i Jason Bourne to jedna i ta sama osoba: zlowieszczy cud. Ten cud nie dawal mu spokoju, odkad mu sie objawil. Mysl, ze on i Bourne wykonywali ten sam zawod, byla zniewaga, pogwalceniem wszystkiego, co z takim trudem dla siebie zbudowal. Bo to on – i tylko on – zdolal wyrwac sie z bagien azjatyckich dzungli. Cudem bylo juz samo to, ze przezyl w nich tyle nienawistnych lat. Ale przynajmniej tamte dni nalezaly wylacznie do niego. To, ze musial teraz podzielic sie scena, ktora tak bardzo chcial zawladnac, ze musial podzielic sie nia akurat z Davidem Webbem, bylo okrutne i do cna niesprawiedliwe. Bylo bledem, ktory musial naprawic, im szybciej, tym lepiej. Nie mogl sie juz doczekac, kiedy stanie z nim twarza w twarz, kiedy powie mu prawde, kiedy spojrzy mu w oczy, wiedzac, ze zanim Bourne wykrwawi sie na smierc, ta prawda go zniszczy.

Rozdzial 10

Hala odlotow miedzynarodowego lotniska w Waszyngtonie, wszedzie szklo i chrom. Bourne stal w cieniu. Tlumy biznesmenow z laptopami i dyplomatkami, rodziny z ciezkimi walizami, dzieci, plecaki z Myszka Miki, Power Rangersami i misiami, staruszki na wozkach, grupy mormonskich misjonarzy w drodze do krajow Trzeciego Swiata, objeci kochankowie z biletami do raju – prawdziwy dom wariatow. Ale mimo klebiacych sie tlumow na lotniskach panowala swoista pustka, dlatego Bourne dostrzegal jedynie puste spojrzenia pochlonietych soba ludzi, ktore sa instynktowna obrona przed straszliwa nuda.

Paradoksalnie na lotniskach, gdzie czekanie urastalo do rangi instytucji, czas stal w miejscu. Ale nie dla niego. Dla niego liczyla sie kazda minuta, bo kazda minuta grozila mu smiercia z rak tych, dla ktorych niegdys pracowal.

Dotarl tu przed kwadransem i przez ten czas zdazyl zauwazyc kilkunastu podejrzanych osobnikow. Jedni snuli sie bez celu po hali, palac, pijac cos z duzych papierowych kubkow i probujac nie rzucac sie w oczy. Rzecz w tym, ze wiekszosc z nich krecila sie w poblizu stanowisk odprawy bagazowej i obserwowala twarze pasazerow stojacych w kolejce po karte pokladowa. Bourne niemal natychmiast stwierdzil, ze nie wsiadzie na poklad zwyklego samolotu rejsowego. Jaki wiec pozostawal mu wybor? Musial jak najszybciej dostac sie do Budapesztu.

Byl w luznych brazowych spodniach, tanim plaszczu przeciwdeszczowym, czarnym golfie i zamszowych butach zamiast adidasow, ktore wychodzac z Wal- Martu, wrzucil do kosza na smieci wraz z reszta ubrania, Poniewaz go tam rozpoznano, musial jak najszybciej zmienic wyglad, lecz oceniwszy sytuacje w hali odlotow, nie byl z siebie zadowolony.

Unikajac agentow, wyszedl w deszczowa noc i wsiadl do autobusu jadacego do terminalu towarowego. Usiadl tuz za kierowca i wszczal z nim rozmowe. Kierowca mial na imie Ralph, a on przedstawil sie jako Joe. Gdy autobus zahamowal przed przejsciem dla pieszych, uscisneli sobie rece.

– W magazynie On Time czeka na mnie kuzyn – mowil Bourne – a ja, jak ten kretyn, zgubilem kartke z namiarami i nie wiem, gdzie to jest.

– Gdzie pracuje? – spytal Ralph, skrecajac na pas szybkiego ruchu.

– Kuzyn? Jest pilotem. – Bourne przysunal sie blizej. – Bardzo chcial latac w Americanie albo w Delcie, ale wiesz, jak to jest.

Ralph ze wspolczuciem kiwnal glowa.

– Bogaci sie bogaca, biedni biednieja. – Mial guzikowaty nos, strzeche wlosow na glowie i podkrazone oczy. – Mnie nie musisz tego mowic.

To jak? Powiesz mi, gdzie to jest?

Nie tylko powiem. – Ralph zerknal w dlugie lusterko i puscil do niego oko. – Koncze tam zmiane. Zawioze cie pod sam magazyn.

Chan stal na deszczu w krystalicznych swiatlach lotniska i intensywnie myslal. Bourne wyczulby tajniakow z CIA, zanim by ich spostrzegl. On sam naliczyl ponad piecdziesieciu, co oznaczalo, ze na calym lotnisku moze ich byc trzy razy tyle. Bourne wiedzial, ze nie wejdzie na poklad rejsowego samolotu bez wzgledu na rodzaj i wyrafinowanie przebrania. Rozpoznali go w Wal- Marcie, wiedzieli juz, jak wyglada – Chan podsluchal ich rozmowe w tunelu.

Czul, ze jego ofiara jest blisko. Siedzial obok Bourne'a na lawce w parku, znal jego wage, ulozenie kosci i

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату