czasu sie nad tym zastanawiac. Musial opracowac plan ucieczki.
Radiowozy zatrzymaly sie z piskiem opon, blokujac ruch, i natychmiast buchnal krzyk zirytowanych kierowcow. Dlaczego policja stanowa przeprowadza akcje poza obszarem swojej jurysdykcji? Bourne'owi przychodzil do glowy tylko jeden powod: stanowka wspolpracuje z CIA. Gdyby dowiedzieli sie o tym ci z policji stolecznej, wpadliby w furie.
Wyjal z kieszeni telefon Aleksa i wybral numer alarmowy.
– Detektyw Morran z wirginskiej policji stanowej – powiedzial. – Polaczcie mnie z dowodca okregu stolecznego.
– Dowodca trzeciego okregu stolecznego Burton Philips, slucham – odrzekl hardy glos.
– Philips? Mieliscie trzymac sie od nas z daleka, tak? Przed Wal- Martem na New York Avenue widze wasze radiowozy i zaraz szlag mnie trafi, bo…
– Jestes w centrum naszego okregu, Morran. Co wy tam, do diabla, robicie? Jakim prawem wlazicie na moje podworko?
– Nie twoja sprawa – warknal Bourne. – Wez ich za dupe i niech stad zjezdzaja.
– Morran, nie wiem, cos ty za kutas, ale nie ze mna te numery. Przysiegam, bede tam za trzy minuty i osobiscie wyrwe ci jaja!
Na ulicy zaroilo sie od policjantow. Zamiast cofnac sie w glab sklepu, Bourne usztywnil lewa noge w kolanie i spokojnie pokustykal przed siebie wraz z innymi klientami. Do sklepu wpadlo kilku mundurowych pod dowodztwem wysokiego detektywa o podkrazonych oczach i pochylonych ramionach; biegnac, przygladali sie twarzom wychodzacych. Kilkunastu policjantow rozstawilo sie na parkingu. Kilkunastu innych zabezpieczalo New York Avenue miedzy Dwunasta i Trzynasta ulica. Pozostali pilnowali, zeby wjezdzajacy na parking klienci nie wysiadali z samochodow, i z walkie- talkie w reku kierowali ruchem.
Zamiast pojsc do samochodu, Bourne skrecil w prawo, za rog, i znalazl sie na zapleczu. Kilkadziesiat metrow dalej, na rampach dostawczych, rozladowywano trzy czy cztery wielkie ciezarowki. Po przekatnej lezal Franklin Park. Bourne ruszyl w tamtym kierunku.
Ktos za nim krzyknal. Jason szedl dalej, jakby tego nie slyszal. Zawyly syreny. Spojrzal na zegarek. Policja stoleczna, Burton Philips i jego chlopcy. W sama pore. Znowu czyjs krzyk, tym razem bardziej stanowczy i rozkazujacy. Zaraz potem kilka podniesionych, chrapliwych glosow i wiazanka przeklenstw: klotnia.
Zerknal przez ramie i zobaczyl detektywa o pochylonych ramionach z rewolwerem w dloni. Tuz za nim biegl srebrzystowlosy, poteznie zbudowany Philips z pociemniala z gniewu twarza. Jak kazdemu dygnitarzowi, towarzyszylo mu dwoch osilkow, ktorzy lypali spode lba na wszystko i wszystkich. Rece trzymali na kaburach, gotowi rozniesc w pyl kazdego, kto osmieli sie sprzeciwic rozkazom szefa.
– Pan dowodzi tymi ze stanowki?! – zawolal Philips.
– Z wirginskiej policji stanowej, tak – odparl detektyw, marszczac brwi na widok mundurow policji stolecznej. – Co wy tu, do diabla, robicie? Wchodzicie mi w parade!
– My wam?! – Philips omal nie dostal apopleksji. – Zjezdzaj stad, wiesniaku pierdolony, ale juz!
Ze szczurzej twarzy detektywa odplynela krew.
– Jak mnie nazwales? Jak mnie nazwales?
Bourne ruszyl dalej. Park odpadal; zauwazono go i musial teraz poszukac innego sposobu ucieczki. Dotarl do konca budynku i szedl wzdluz rzedu stojacych tam ciezarowek, dopoki nie znalazl takiej, ktora juz rozladowano. Wsiadl do szoferki i przekrecil tkwiacy w stacyjce kluczyk. Ryknal silnik, woz ruszyl.
– Hej! A ty dokad?
Kierowca, olbrzym o szyi jak trzy debowe pniaki i takich samych ramionach, wskoczyl na stopien, otworzyl drzwiczki, siegnal na polke i chwycil dubeltowke z obcieta lufa. Bourne grzmotnal go piescia w nasade nosa. Buchnela krew, oczy olbrzyma zaszly mgla, dubeltowka wypadla mu z reki.
– Przepraszam, staruszku. – Jason przylozyl mu jeszcze raz i wielki jak wol kierowca stracil przytomnosc. Bourne wciagnal go za pasek na fotel pasazera, zatrzasnal drzwiczki i wrzucil jedynke.
W tym samym momencie zauwazyl, ze na scene wydarzen wkroczy ktos nowy. Klocacych sie policjantow probowal rozdzielic trzydziestokilkuletni mezczyzna. Bourne znal go: Martin Lindros, zastepca dyrektora CIA. A wiec to on. To on na niego polowal z upowaznienia Starego. Kiepsko. Bardzo kiepsko. Alex twierdzil, ze Lindros jest wyjatkowo bystry. Nielatwo go bedzie przechytrzyc, czego najlepszym dowodem byla siec, ktora umiejetnie zarzucil na starowce.
Ale teraz rzecz byla bezprzedmiotowa, bo Lindros zauwazyl wyjezdzajaca z parkingu ciezarowke i machal do niego reka.
– Stac! – krzyczal. – Stac!
Bourne wcisnal pedal gazu. Wiedzial, ze nie moze sobie pozwolic na bezposrednia konfrontacje. Nie z nim. Lindros byl doswiadczonym agentem i moglby go rozpoznac mimo przebrania.
Lindros dobyl broni. Wrzeszczac i wymachujac rekami, biegl w strone stalowej bramy, ktora Bourne musial przejechac.
Wypelniajac jego rozkazy, dwoch policjantow ze stanowki pospiesznie ja zamykalo, a ulica pedzil samochod, ktory przebiwszy sie przez blokade na New York Avenue, wyraznie chcial przeciac mu droge.
Bourne wcisnal pedal jeszcze mocniej i jak ranne zwierze ciezarowka szarpnela do przodu. Policjanci odskoczyli na bok. W ostatniej chwili, bo ulamek sekundy pozniej maszyna grzmotnela w brame i wyrwala ja z zawiasow, tak ze skrzydla poszybowaly w gore i spadly z hukiem na chodnik. Jason zmienil bieg, ostro skrecil w prawo i zwiekszyl predkosc.
Zerknal w wielkie lusterko wsteczne. Jadacy za nim samochod zwolnil. Otworzyly sie drzwiczki od strony pasazera, Lindros wskoczyl do srodka i woz pomknal przed siebie jak rakieta, bez trudu doganiajac ciezarowke. Bourne wiedzial, ze im nie ucieknie tym powolnym wozem, ale choc masa ciezarowki uniemozliwiala osiagniecie duzej predkosci, sam woz mial wiele innych zalet.
Policjanci bez ostrzezenia przyspieszyli i jechali teraz po jego lewej stronie. Jason zobaczyl Lindrosa. Skupiony, z zacisnietymi ustami, mierzyl do niego z pistoletu, ktory sciskal jedna reka i przytrzymywal druga. W przeciwienstwie do aktorow filmowych, umial strzelac z szybko jadacego pojazdu.
Juz mial pociagnac za spust, gdy Bourne gwaltownie skrecil w lewo. Huknelo, metal zazgrzytal o metal i Lindros zgial reke. Ich kierowca probowal zapanowac nad samochodem, zeby nie wpasc na wozy parkujace przy krawezniku.
Chwile pozniej udalo mu sie wyrownac i Lindros otworzyl ogien. Strzelal z niewygodnego kata i bardzo nim rzucalo, mimo to Jason musial skrecic w prawo. Jedna z kul roztrzaskala boczna szybe, dwie inne przebily siedzenie i utkwily w boku nieprzytomnego kierowcy.
– Niech cie szlag, Lindros – mruknal Bourne. Sytuacja byla niebezpieczna, ale nie chcial miec na rekach krwi Bogu ducha winnego czlowieka. Pedzil na zachod: szpital Waszyngtona przy Dwudziestej Trzeciej ulicy byl juz niedaleko. Skret w prawo, potem w lewo, w K Street. Wcisnal klakson. Kierowca na Osiemnastej pewnie zasnal za kierownica, bo przegapil ostrzezenie i jego woz wbil sie w prawa burte ciezarowki. Gwaltowne szarpniecie, ciezarowka niebezpiecznie zarzucila. Bourne wyrownal, wrocil na srodek jezdni i popedzil dalej. Lindros siedzial mu na ogonie – nie mogl go teraz wyprzedzic, bo rozdzielona pasem zieleni K Street byla za waska.
Skrzyzowanie z Dwudziesta; Bourne juz widzial wjazd do tunelu pod rondem Waszyngtona… Szpital byl ulice dalej. Zerknal w lusterko – samochod Lindrosa zniknal. Dwudziesta Druga ulica. Wlasnie mial skrecic, gdy zobaczyl, ze pedza nia tamci, dostrzegl wychylonego z okna Lindrosa, ktory strzelal do niego metodycznie i celnie.
Wdepnal pedal gazu. Nie mial wyboru, musial przejechac pod rondem i dotrzec do szpitala z innej strony. Kilkadziesiat metrow przed zjazdem do tunelu spostrzegl jednak, ze cos jest nie tak. Tunel pod rondem byl zupelnie ciemny, jakby go zaslepiono. Moglo to oznaczac tylko jedno: po drugiej stronie ustawiono blokade, gesty rzad duzych pojazdow w poprzek jezdni.
Wjechal do tunelu pelna predkoscia, zredukowal bieg i gdy pochlonela go ciemnosc, mocno wcisnal pedal hamulca. Przerazliwy pisk opon odbil sie echem od kamienia i betonu. Jason szarpnal kierownica w lewo. Z trzaskiem, zgrzytem i ogluszajacym piskiem ciezarowka uderzyla w barierka i znieruchomiala pod katem prostym do sciany tunelu. W tej samej chwili Bourne wyskoczyl z szoferki i kryjac sie za ostatnim samochodem, ktory zdazyl tamtedy przejechac, popedzil do betonowej sciany. Samochod zwolnil, kierowca chcial przyjrzec sie wypadkowi i przyspieszyl, gdy nadjechaly radiowozy. Ciezarowka blokowala obie jezdnie K Street. Jason dopadl wmurowanej w sciane stalowej drabinki – uzywala jej obsluga techniczna tunelu – i zaczal wspinac sie po