plynely blyszczace strugi wody. Lekko pochylony ruszyl pod wiatr zdecydowanym krokiem czlowieka, ktory zna sie na swojej robocie i chce ja wykonac szybko, sprawnie i dokladnie. Obszedl nos samolotu, kilka metrow dalej zobaczyl otwarta ladownie. Pompiarz wlasnie skonczyl tankowanie i wyjal dysze z wlewu.

Katem oka Jason dostrzegl jakis ruch z lewej strony. Drzwi do terminalu numer cztery otworzyly sie gwaltownie i wypadlo z nich kilkunastu pracownikow ochrony lotniska z bronia gotowa do strzalu. Ralph musial otworzyc klodke – czasu bylo coraz mniej. Nie zwalniajac kroku, Bourne spokojnie szedl w tym samym kierunku. Byl juz prawie przy luku ladowni, gdy uslyszal glos pompiarza:

– Hej, stary, ktora jest? Zegarek mi stanal.

Jason odwrocil glowe i momentalnie rozpoznal azjatyckie rysy twarzy czlowieka w kapturze. Chan trysnal mu w oczy strumieniem lotniczego paliwa. Dlawiac sie i krztuszac, oslepiony Bourne odruchowo podniosl rece.

Chan pchnal go na sliska burte samolotu, zadal dwa silne ciosy, jeden w splot sloneczny, drugi w skron, i gdy pod Jasonem ugiely sie nogi, wepchnal go do ladowni.

Szedl ku niemu ladunkowy. Chan podniosl reke.

– Zamykam! – krzyknal.

Mial szczescie, bo w rzesistym deszczu trudno bylo rozpoznac kombinezon, mundur czy twarz. Ladunkowy podziekowal mu gestem reki i zawrocil, cieszac sie, ze moze wreszcie uciec pod dach. Chan zatrzasnal i zaryglowal luk, wskoczyl do szoferki i odprowadzil cysterne nieco dalej, zeby nie wzbudzala podejrzen.

Ochroniarze, ktorych zauwazyl Bourne, szli wzdluz rzedu samolotow. Dawali znaki pilotom. Chan skryl sie za kadlubem transportowca, otworzyl luk i wszedl do srodka. Bourne stal juz na czworakach ze zwieszona glowa. Zaskoczony tym, ze tak szybko doszedl do siebie, Chan mocno kopnal go w zebra. Bourne jeknal glucho, upadl i chwycil sie za bok.

Azjata wyjal kawalek kabla. Przycisnal glowe Bourne'a do podlogi i zwiazal mu z tylu rece. W szumie deszczu uslyszal krzyk ochroniarzy, ktorzy kazali pilotom pokazac identyfikatory. Zostawiwszy unieruchomionego Bourne'a, Chan szybko zamknal luk.

Przez kilka minut siedzial po turecku w ciemnej ladowni. Bebnienie deszczu w kadlub samolotu przypominalo mu dzwiek tam- tamow w dzungli. Ilekroc je slyszal, robilo mu sie niedobrze. W jego trawionym goraczka mozgu odglos ten brzmial jak ryk samolotowych silnikow, jak szalenczy swist powietrza wypadajacego z dysz podczas stromego lotu nurkowego. Napawal go przerazeniem, bo budzil wspomnienia, ktore z takim trudem zepchnal na samo dno swiadomosci. Mocno goraczkowal i wszystkie zmysly mial wyostrzone do granicy bolu. Zdawal sobie sprawe, ze dzungla znowu ozyla, ze zlowieszcza formacja w ksztalcie klina ostroznie zmierzaja ku niemu mroczne sylwetki ludzi. Ostatnim swiadomym ruchem zdjal z szyi rzezbionego Budde, schowal go w plytkim, pospiesznie wygrzebanym dolku i przykryl liscmi. Uslyszal czyjes glosy i zrozumial, ze o cos go pytaja. Wytezyl wzrok, zeby zobaczyc ich w szmaragdowym swicie, ale tamci zawiazali mu piekace od potu oczy. Niepotrzebnie. Gdy dzwigneli go z miekkich lisci i galezi, natychmiast stracil przytomnosc. Dwa dni pozniej odzyskal ja w obozie Czerwonych Khmerow.

Gdy jeden z nich, niski, trupioblady mezczyzna o zapadnietych policzkach i lzawiacym oku, uznal, ze Chan jest zdrowy, rozpoczelo sie prze- sluchanie.

Wrzucili go do glebokiego dolu, gdzie roilo sie od stworzen, ktorych nie rozpoznalby nawet dzisiaj. W ciemnosc ciemniejsza od wszystkiego, co znal. I wlasnie ta ciemnosc, wszechogarniajaca i uciskajaca skronie niczym zlowrogi, stale rosnacy ciezar, napawala go najwiekszym przerazeniem.

Ciemnosc podobna do tej w brzuchu transportowca.

'I modlil sie Jonasz do Pana, swojego Boga, z wnetrznosci ryby,

Mowiac: Wzywalem Pana w mojej niedoli i odpowiedzial mi, z glebi krainy umarlych. Wolalem o pomoc i wysluchal mojego glosu. Wrzucil mnie na glebie posrod morza i porwal mnie wir; wszystkie twoje balwany i fale przeszly nade mna…' [2]

Wciaz pamietal ten fragment z wystrzepionej, poplamionej ksiegi, ktorej misjonarz kazal mu nauczyc sie na pamiec. Potworne! Potworne! Potworne, bo krwiozerczy Khmerzy wrzucili go w glab piekla, bo modlil sie – jesli mysli legnace sie w nieuksztaltowanym umysle mozna uznac za modlitwe – o zbawienie. Bylo to, zanim podetknieto mu pod nos Biblie, zanim zrozumial nauki Buddy, gdyz od samego poczatku otaczal go bezksztaltny chaos. Pan uslyszal wolanie Jonasza krzyczacego w brzuchu wieloryba, ale jego nie uslyszal nikt. Byl w ciemnosci zupelnie sam, a gdy tamci uznali, ze juz zmiekl, wyciagneli go i powoli, z zimnym wyrachowaniem, ktorego nauczyl sie dopiero wiele lat pozniej, zaczeli go dreczyc.

Zapalil latarke i siedzac nieruchomo, spojrzal na Bourne'a. Nagle wyprostowal noge i kopnal go w ramie tak mocno, ze Jason przetoczyl sie na bok, twarza do niego. Jeknal i zatrzepotal powiekami. Sapnal, zadrzal, wzial gleboki oddech, wciagnal do pluc haust cuchnacego lotniczym paliwem powietrza, gwaltownie drgnal i zwymiotowal na podloge, gdzie lezal, skrecajac sie z palacego bolu, i gdzie siedzial spokojny jak Budda Chan.

– 'Zstapilem do stop gor, zawory ziemi na zawsze sie za mna zamknely. Lecz Ty wydobyles z przepasci moje zycie' – powiedzial Azjata. Nie odrywal wzroku od czerwonej, opuchnietej twarzy Jasona. – Wygladasz ohydnie.

Bourne z trudem podparl sie na lokciu. Chan z zimna krwia kopnal go w przedramie. Bourne upadl i sprobowal wstac. Chan kopnal go ponownie. Ale gdy Bourne sprobowal wstac po raz trzeci, Azjata nie wykonal zadnego ruchu i Jason usiadl na podlodze twarza do niego.

Na ustach Chana bladzil irytujaco tajemniczy usmiech, lecz w jego oczach pojawil sie nagle ognisty blysk.

– Witaj, ojcze. Dawno sie nie widzielismy i juz zaczynalem myslec, ze w ogole sie nie spotkamy.

Bourne lekko potrzasnal glowa.

– O czym ty mowisz?

– Jestem twoim synem.

– Moj syn ma dziesiec lat.

Oczy Chana gorzaly upiornym blaskiem.

– Nie tym. Jestem synem, ktorego zostawiles w Phnom Penh. Bourne poczul sie nagle jak czlowiek, ktorego zbezczeszczono.

– Jak smiesz! Nie wiem, kim jestes, ale moj syn Joshua nie zyje. – Wypowiedzenie tych slow duzo go kosztowalo, bo znowu nawdychal sie benzynowych oparow. Zgial sie wpol i bylby zwymiotowal, gdyby mial czym.

– Nie umarlem – odrzekl niemal czule Chan. Nachylil sie i posadzil Bourne'a prosto. Gdy to zrobil, na jego bezwlosej piersi zakolysal sie maly rzezbiony Budda. – Jak sam widzisz.

– Joshua nie zyje! Sam skladalem ich do grobu, jego, Dao i Alysse! Ich trumny byly owiniete amerykanska flaga.

– Klamstwo, klamstwo i jeszcze raz klamstwo! – Chan przytrzymal Budde reka i pokazal go Bourne'owi. – Spojrz na to i przypomnij sobie.

Jason zaczynal tracic poczucie rzeczywistosci. Dudnilo mu w uszach, jakby chciala go porwac wielka fala. To niemozliwe! Po prostu niemozliwe!

– Skad… skad to masz?

– Wiesz, co to jest, prawda? Budda zniknal pod zagietymi palcami reki Chana. – Poznales w koncu swego dawno zaginionego Joshue?

– Ty nie jestes Joshua! – Jason wpadl we wscieklosc. Twarz mu po ciemniala, odslonil zeby jak zwierze. – Ktorego azjatyckiego dyplomate zabiles, zeby mu to zabrac? – Rozesmial sie ponuro. – Tak, wiem o tobie wiecej, niz myslisz.

– To smutne, ale bardzo sie mylisz. Ten Budda jest moj. Rozumiesz? – Chan otworzyl dlon i jeszcze raz pokazal mu ciemny posazek, blyszczacy od potu z jego palcow. – Moj!

– Lzesz! – Bourne zaatakowal, runal na niego calym cialem. Gdy Chan wiazal mu rece, napial miesnie, a gdy przeciwnik napawal sie swoim triumfem, nieustannie poruszal nadgarstkami, poluzniajac kabel, by wreszcie go zsunac.

Zaskoczyl Chana, nieprzygotowanego na atak glowa. Bourne przewrocil sie na niego. Latarka potoczyla sie po podlodze, oswietlajac to ich twarze, to nabrzmiale bicepsy. W upiornej ciemnosci, poprzecinanej swietlistymi pasami i pocetkowanej jaskrawymi plamami, tak podobnej do ciemnosci, jaka obaj znali z azjatyckiej dzungli, zmagali sie ze soba jak dzikie bestie, dyszac, sapiac, walczac o przewage.

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату