– Nic konkretnego, ale cos sie swieci, i to duzego.

– Tak myslisz? Dlaczego?

– Po pierwsze, gosci u siebie dwoje Czeczenow. Pozornie wszystko jest cacy, bo ruszamy w Czeczenii z duza akcja pomocy. Ale to dziwne, cholernie dziwne, bo chociaz ubieraja sie po europejsku – on jest bez brody, ona bez chusty na glowie – rozpoznalem ich, a przynajmniej jego. To Hasan Arsienow, przywodca czeczenskich rebeliantow.

– Mow dalej – ponaglil go Chan, dochodzac do wniosku, ze wydatek oplacil sie po stokroc: tak dobrego kreta jeszcze nie mial.

– Dwa dni temu kazal mi isc do opery i nawiazac kontakt z potencjalnym klientem, niejakim Laszlo Molnarem.

– Co w tym dziwnego?

– Po pierwsze, w polowie wieczoru Spalko go przejal. Osobiscie. I kazal mi wziac wolny dzien. Po drugie, Molnar zniknal.

– Zniknal?

– Doslownie. Wyparowal, przepadl jak kamien w wode. Spalko ma mnie za naiwniaka i mysli, ze tego nie sprawdzilem. – Hearn rozesmial sie cicho.

– Nie badz zbyt pewny siebie, nie popelnij bledu. I pamietaj, co ci powiedzialem: nie lekcewaz go. Zlekcewazysz, i juz po tobie.

– Wiem, nie jestem glupi.

– Gdybys byl, nie zaplacilbym ci ani centa. Wiesz, gdzie mieszka ten Molnar?

Hearn podal mu adres.

– Dobrze. Pamietaj, glowa opuszczona, oczy i uszy szeroko otwarte.

Melduj o wszystkim, co tylko wykopiesz.

Patrzyl, jak Annaka wychodzi z kostnicy, gdzie policja zawiozla ja, by zidentyfikowala zwloki ojca i trzech zastrzelonych w kosciele mezczyzn. Poniewaz snajper spadl na twarz, identyfikacja na podstawie rentgena zebow nie wchodzila w gre. Pewnie policja przepuscila jego odciski palcow przez europejska baze danych. Z tego, co zdolal podsluchac w kosciele, zrozumial, ze zastanawiali sie – i slusznie – dlaczego zawodowy zabojca polowal na Janosa Vadasa, ale poniewaz Annaka nie potrafila tego wyjasnic, w koncu ja wypuscili. Oczywiscie nie mieli pojecia, ze maczal w tym palce Bourne. Trzymal sie od nich z daleka – ostatecznie scigano go miedzynarodowym listem gonczym – mimo to troche sie obawial. Nie wiedzial – bo skad mial wiedziec? – czy moze zaufac corce Vadasa, zwlaszcza ze jeszcze nie tak dawno chciala wpakowac mu kule w leb. Mial jednak nadzieje, ze to, co zrobil potem, przekonalo ja o jego dobrych zamiarach.

Chyba tak, bo nie wspomniala o nim policji. Znalazl swoje buty w kapliczce, ktora mu wskazala; lezaly miedzy sarkofagiem krola Beli III i Anny z Chatillon. Potem dal suty napiwek taksowkarzowi, pojechal za nia na posterunek, a z posterunku do kostnicy. Teraz patrzyl, jak mundurowi salutuja jej na pozegnanie. Zaproponowali, ze podrzucaja do domu, ale podziekowala i wyjela komorke, pewnie zeby zadzwonic po taksowke.

Upewniwszy sie, ze jest sama, wysunal sie z cienia i szybko przeszedl na druga strone ulicy. Zobaczyla go i schowala telefon. Jej przerazona mina osadzila go w miejscu.

– Jak pan mnie znalazl? – Rozejrzala sie wokolo z panika w oczach. – Sledzil mnie pan?

– Chcialem sprawdzic, czy wszystko w porzadku.

– W porzadku? Zastrzelono mojego ojca, a pan pyta, czy wszystko w porzadku?

Stali pod latarnia. Cel i bezpieczenstwo – noca zawsze myslal tymi kategoriami, nie potrafil inaczej.

– Tutejsza policja bywa trudna.

– Naprawde? Skad pan wie? – Odpowiedz najwyrazniej jej nie interesowala, bo ruszyla przed siebie, postukujac obcasami po bruku.

– Annaka, potrzebujemy siebie nawzajem.

Miala sztywno wyprostowane plecy i wysoko podniesiona glowe.

– To bzdura.

– Nie, to prawda.

Odwrocila sie i spojrzala mu prosto w oczy.

– Prawda jest taka, ze przez pana zginal moj ojciec.

– I pani twierdzi, ze to ja mowie bzdury? – Pokrecil glowa. – Nie. Pani ojciec zginal dlatego, ze wspolpracowal z Alexandrem Conklinem. Conklina zamordowano w jego wlasnym domu, dlatego tu jestem.

Prychnela pogardliwie. Byla opryskliwa, lecz Bourne ja rozumial. Ktos, byc moze ojciec, wypchnal ja na scene zdominowana przez mezczyzn i teraz prowadzila swoista wojne, a przynajmniej probowala sie bronic.

– Nie chce pani wiedziec, kto go zabil?

– Szczerze? Nie. – Oparla reke na biodrze i zacisnela piesc. – Chce go pochowac i zapomniec, ze kiedykolwiek slyszalam o Conklinie i Schifferze.

– Nie mowi pani tego powaznie!

– Skad pan to wie, panie Bourne? Slyszal pan o mnie cokolwiek? – Lekko przekrzywila glowe i uwaznie mu sie przyjrzala. – Chyba nie. Bladzi pan jak slepiec. Dlatego przyjechal pan tutaj, udajac Conklina. Glupi podstep, prymitywna sztuczka. Zawalil pan, polala sie krew, wiec uznal pan, ze pora sie dowiedziec, co zamierzali, moj ojciec i Aleksiej, ze to panski obowiazek.

– Tak dobrze mnie pani zna?

Usmiechnela sie szyderczo i podeszla krok blizej.

– O tak, znam pana doskonale. Widzialam wielu takich jak pan. Pojawiali sie i znikali, a na chwile przed smiercia kazdy z nich myslal, ze jest lepszy i sprytniejszy od swego poprzednika.

– W takim razie kim jestem?

– Mysli pan, ze nie wiem? Wiem az za dobrze. Jest pan kotem z klebkiem welny w pazurach i chce pan tylko jednego: rozsuplac ten klebek za wszelka cene, nawet po trupach. Nic innego sie nie liczy. Okresla pana tajemnica, ktora probuje pan rozwiklac. Bez niej bylby pan nikim.

– Myli sie pani.

– Nie, nie myle sie – odparla z jeszcze szerszym usmiechem. – Wlasnie dlatego nie moze pan pojac, czemu nie chce miec z tym nic wspolnego, nie chce z panem wspolpracowac ani dowiedziec sie, kto zabil mojego ojca. Po co? Czy to go przywroci do zycia? On nie zyje, panie Bourne. Jest tylko trupem, ktory czeka, az czas skonczy to, co zaczal. – Odwrocila sie. Zastukaly obcasy.

– Annako…

– Niech pan mi da swiety spokoj. Nie interesuje mnie panskie zdanie.

Przyspieszyl kroku.

– Jak pani moze tak mowic? Zamordowano szesciu ludzi, a pani…

Spojrzala na niego i zobaczyl, ze ma lzy w oczach.

– Blagalam ojca, zeby sie w to nie mieszal, ale wie pan, jak to jest: starzy przyjaciele, urok tajemnicy. Ostrzegalam go, ze to sie zle skonczy, ale on zbywal mnie smiechem, tak, smiechem. Mowil, ze jako jego corka na pewno tego nie zrozumiem. Coz, pokazal mi, gdzie moje miejsce, prawda?

– Annako, poszukuja mnie za podwojne morderstwo, ktorego nie popelnilem. Zastrzelono moich dwoch najlepszych przyjaciol, a wine zrzucono na mnie. Nie rozumie pani, ze…

– Chryste, nie slyszal pan, co powiedzialam? Wpadlo jednym uchem, wypadlo drugim.

– Sam nie dam rady. Potrzebuja pani pomocy. Nie mam sie do kogo zwrocic. Moje zycie jest w pani rekach. Prosze opowiedziec mi o Schifferze. Opowie mi pani i przysiegam, ze juz nigdy mnie pani nie zobaczy.

Mieszkala przy Fo utca 106/108 w Vizivaros, malej dzielnicy wzgorz i zastepujacych ulice schodow, wcisnietej miedzy Wzgorze Zamkowe a Dunaj. Z jej okien widac bylo plac Bema. To tam na kilka godzin przed wybuchem powstania w 1956 roku zebraly sie tlumy ludzi wymachujacych narodowymi flagami, z ktorych powycinano sierpy i mloty, to stamtad powstancy ruszyli na Parlament.

Mieszkanie bylo ciasne, glownie dlatego, ze prawie polowe saloniku zajmowal wielki fortepian. Siegajace sufitu polki uginaly sie pod ciezarem ksiazek, czasopism muzycznych, biografii kompozytorow, dyrygentow i artystow.

Usiadl i spojrzal na nuty rozlozone na fortepianie. Chopin, pierwszy nokturn b- moll z opusu dziewiatego. Musi byc dobra, pomyslal.

Okno wykuszowe w saloniku wychodzilo na bulwar i domy naprzeciwko. Prawie wszystkie okna byly ciemne.

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату