stronie? Skutki dzialania… Czego? Patogenow?

– Zarazkow. Nie wiem. Wiem tylko, ze kluczem do tajemnicy jest Schiffer. Najpierw pracowal w Agencji Zaawansowanych Projektow Obronnych Pentagonu; wtedy skontaktowal sie z nim Alex. Rok pozniej przeszedl do Wydzialu Taktycznych Broni Obezwladniajacych. Zaraz potem zniknal. Nie wiem, nad czym pracowal, ale to cos spowodowalo, ze Conklin go ukryl, nie zwazajac na szefow CIA, wscieklych, ze stracili wybitnego naukowca.

– Moze Schiffer jest bakteriologiem albo epidemiologiem. – Annaka zadrzala. – Ta strona jest… okropna.

Poszla do kuchni napic sie wody. Bourne przejrzal strone z nadzieja, ze znajdzie tam cos, co mu powie, czego Molnar szukal. Nie znalazl nic. Otworzyl pasek adresu, zeby sprawdzic, jakie strony odwiedzal, i kliknal na adres ostatniej. Czat forum naukowego. Wszedl do archiwum i okazalo sie, ze Laszlo 1647M zalogowal sie mniej wiecej przed czterdziestoma osmioma godzinami. Z mocno bijacym sercem przez kilka minut czytal jego ostatnia rozmowe.

– Niech pani spojrzy! – zawolal. – Wyglada na to, ze Schiffer nie jest ani bakteriologiem, ani epidemiologiem. Jest specjalista w dziedzinie badania zachowan nietrwalych kolonii bakteryjnych.

– Panie Bourne? Niech pan lepiej tu przyjdzie – odparla. – Szybko.

Powiedziala to tak dziwnym glosem, ze wprost wymiotlo go z pokoju.

Jak zahipnotyzowana stala przed umywalka. Reke ze szklanka zatrzymala w polowie drogi do ust. Byla bardzo blada i gdy go zobaczyla, nerwowo oblizala wargi.

– Co sie stalo?

Wskazala siedem czy osiem powleczonych plastikiem plytek ze zbrojonego szkla, starannie ulozonych miedzy kuchennym blatem i lodowka.

– Co to, u diabla, jest? – spytal.

– Polki. Ktos wyjal je z lodowki. Po co?

– Moze Molnar czeka na nowa lodowke.

– Przeciez ta jest nowa.

Jason podszedl blizej.

– Jest podlaczona, sprezarka pracuje. Nie zagladala pani do srodka

– Nie.

Pociagnal za uchwyt, otworzyl drzwiczki. Annaka glosno sapnela.

– Chryste – mruknal.

Patrzyly na nich martwe, niewidzace oczy. W lodowce lezaly zwiniete w klebek zwloki Laszlo Molnara.

Rozdzial 15

Z szoku wyrwalo ich zawodzenie syren. Bourne podbiegl do okna, spojrzal w dol i zobaczyl piec czy szesc opli astra i skod felicii z migajacymi kogutami na dachu. Z samochodow wysypali sie policjanci. Znowu! Znowu go wrobiono! Scenariusz wyda zen byl identyczny jak w domu Conklina i nie ulegalo juz watpliwosci, ze stoi za tym ta sama osoba. Powiedzialo mu to dwie wazne rzeczy: po pierwsze, ktos obserwowal jego i Annake. Tylko kto? Chan? Raczej nie. Chan zmierzal do konfrontacji, tak, ale do konfrontacji bezposredniej. Po drugie, prawdopodobnie Chan mowil prawde, twierdzac, ze to nie on zamordowal Aleksa i Mo. Teraz Bourne nie widzial juz zadnych powodow, dla ktorych Azjata mialby klamac. Pozostawal wiec ow tajemniczy ktos, kto wezwal policje do domu Conklina. Czyzby wykonywal rozka2y przychodzace stad, z Budapesztu? Wiele za tym przemawialo. Do Budapesztu wybieral sie Alex. W Budapeszcie bywal Schiffer, mieszkali tu Vadas i Molnar. Wszystkie drogi prowadzily wlasnie tu, do stolicy Wegier.

Goraczkowo myslac, krzyknal do Annaki. zeby wytarla szklanke i kran. Chwycil komputer Molnara, przetarl adapter i klamke u drzwi, i wybiegli z mieszkania.

Na schodach tupotaly juz buty policjantow. Na pewno byli tez w windzie, wiec ta droga odpadala.

– Nie mamy wyboru – rzucil. – Musimy isc na gore.

– Ale dlaczego przyjechali wlasnie teraz? Skad mogli wiedziec, ze tu jestesmy?

– Nie mogli. – Wpadli na schody. – Chyba ze caly czas nas obserwowali. – Na gore Wcale mu sie to nie podobalo. Az za dobrze pamietal, jak skonczyl snajper z kosciola Swietego Macieja. Ten, kto wejdzie za wysoko, czesto spada, i to z tragicznym skutkiem.

Byli na przedostatnim pietrze, gdy Annaka pociagnela go z;. reke.

– Tedy!

Skrecili w korytarz. Kroki na schodach dudnily coraz glosniej – policjanci deptali im po pietach z zawzietoscia ludzi scigajacych odrazajacego morderce. Pokonali trzy czwarte dlugosci korytarza i staneli przed drzwiami, ktore wygladaly jak zwykle drzwi na schody ewakuacyjne. Annaka nacisnela klamke i znalezli sie w krotkim, najwyzej trzymetrowym korytarzyku z poobijanymi metalowymi drzwiczkami na koncu. Bourne ruszyl przodem.

Drzwiczki, na drzwiczkach dwie zasuwy, jedna na gorze, druga na dole. Otworzyl obie, pociagnal za klamke i zobaczyl… zimna jak grob ceglana sciane.

– Cos takiego! – powiedzial detektyw Csilla, nie zwracajac uwagi na mlodego policjanta, ktory wlasnie zwymiotowal na jego wypolerowane buty. Slabo ich szkola, to nie to, co kiedys, pomyslal, przygladajac sie stezalej ofierze.

– W mieszkaniu nie ma nikogo – zameldowal jeden z policjantow. Csilla, krzepki jasnowlosy mezczyzna o inteligentnych oczach i zlamanym nosie, wciaz patrzyl na otwarta lodowke.

– Nie szkodzi – rzucil. – Poszukajcie odciskow palcow. Watpie, czy sprawca byl na tyle glupi, zeby je zostawic, ale nigdy nie wiadomo. – Wyciagnal reke. – Widzisz te slady? Przypalano go. I te naklucia. Sa bardzo glebokie.

– Ktos go torturowal – odrzekl sierzant, mlody mezczyzna o waskich, chlopiecych biodrach. – Zawodowiec.

– Nie tylko – mruknal Csilla, nachylajac sie i wachajac ofiare, jakby byla nadpsuta tusza wolowa. – On to lubi.

– Informator twierdzil, ze morderca jest w mieszkaniu. Csilla podniosl glowe.

– Jesli tu go nie ma, musi byc w budynku. – Odszedl na bok, ustepujac miejsca czlonkom ekipy daktyloskopowej, ktorzy weszli do kuchni z walizeczkami i aparatami. – Niech nasi przeczesza dom.

– Juz to robia- odparl sierzant, delikatnie dajac mu do zrozumienia, ze nie chce do konca zycia pozostac sierzantem.

– Nic tu po nas – mruknal Csilla. – Chodzmy do nich.

Gdy szli korytarzem, sierzant dodal, ze winda i pietra ponizej sa juz zabezpieczone.

– Moze uciekac tylko do gory.

– Poslij snajperow na dach – rzucil Csilla.

– Juz tam sa. Pojechali winda, gdy tylko rozpoczelismy akcje. Csilla kiwnal glowa.

– Ile to pieter? Trzy?

– Nad nami? Tak, trzy.

Pokonywali po dwa stopnie naraz.

– Jesli dach jest obstawiony, nie musimy sie spieszyc.

Wkrotce staneli przed drzwiami do krotkiego korytarzyka.

– Dokad prowadzi to przejscie?

– Nie wiem – odparl sierzant, zly, ze nie zna odpowiedzi.

Weszli do srodka i zobaczyli zniszczone metalowe drzwiczki.

– I co? – rzucil Csilla. – Slepy zaulek? – Pochylil sie nad dolna zasuwa. – Ktos je niedawno otwieral, metal blyszczy… – Wyjal pistolet, pociagnal za klamke i zobaczyl naga sciane.

– Facet musial sie ostro wkurzyc – mruknal sierzant.

Csilla przyjrzal sie ceglom, sprawdzajac, czy ktoras nie jest przypadkiem swiezo polozona. Potem zaczal ich kolejno dotykac. Szosta od gory lekko drgnela. Sierzant juz otwieral usta, zeby cos powiedziec, ale Csilla zatkal mu usta reka i przeszyl ostrzegawczym spojrzeniem.

– Wez trzech ludzi i przeczeszcie sasiedni budynek – szepnal mu do ucha.

Bourne wytezyl sluch, zeby wychwycic najcichszy odglos w wilgotnej, gestej jak smola ciemnosci, ktora dzielili

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату