Slychac bylo jazz z lat piecdziesiatych – Thelonious Monk. W ciemnosci zaszczekal pies. Od czasu do czasu uliczka przejezdzal z hurkotem samochod.
Zapalila swiatlo i poszla do kuchni, zeby nastawic wode na herbate. Z zolto- zlotego kredensu wyjela naczynia, wlala troche wodki do filizanek.
Otworzyla lodowke.
– Chce pan cos zjesc? Mam ser i kielbase. – Powiedziala to jak do starego przyjaciela.
– Nie, nie jestem glodny.
– Ja tez nie. – Westchnela i zamknela drzwiczki. Zachowywala sie, jakby zdecydowawszy sie zaprosic go do siebie, stracila cala zadziornosc. Nie wspominali juz o jej ojcu ani o jego bezowocnym poscigu za snajperem. Tak bylo lepiej.
Podala mu herbate, przeszli do saloniku i usiedli na starej sofie.
– Ojciec wspolpracowal z zawodowym negocjatorem Laszlo Molnarem – zaczela bez wstepow. – To on ukryl panskiego Schiffera.
– Ukryl? – Bourne pokrecil glowa. – Nie rozumiem.
– Schiffera uprowadzono.
Jason zrobil sie czujny.
– Kto go uprowadzil?
Pokrecila glowa.
– Ojciec wiedzial, ja nie. – Zmarszczyla brwi. – Dlatego skontaktowal sie z nim Aleksiej. Chcial, zeby ojciec pomogl mu wywiezc Schiffera i schowac go w bezpiecznym miejscu.
Bourne'owi przypomnialy sie slowa Mylene Dutronc: 'Tego dnia, w ciagu ledwie paru godzin, otrzymal i wykonal mnostwo telefonow. Byl zdenerwowany i domyslilam sie, ze ma w terenie ludzi, ze prowadza jakas operacje. Kilka razy wymienil nazwisko Schiffera. Przypuszczam, ze to on byl celem akcji'.
– I udalo mu sie.
Annaka kiwnela glowa. W swietle lampki jej wlosy lsnily jak miedz. Oczy i polowa twarzy ginely w mroku. Siedziala ze zlaczonymi nogami, lekko pochylona, ogrzewajac dlonie filizanka herbaty.
– Natychmiast przekazal go Molnarowi. Zrobil to ze wzgledow bezpieczenstwa. On i Aleksiej bardzo bali sie ludzi, ktorzy go uprowadzili.
To pasuje do tego, co mowila Mylene, pomyslal Bourne, ze tamtego dnia sie bal.
– Annako, zeby to wszystko nabralo sensu, musi pani zrozumiec, ze ojca wystawiono na odstrzal. Gdy przyszlismy do kosciola, snajper juz czekal. Znal jego zamiary.
– Jak to?
– Zabil go, zeby pani ojciec nie zdazyl mi nic powiedziec. Ktos bardzo nie chce, zebym znalazl tego Schiffera, i jest dla mnie oczywiste, ze pani ojciec i Alex bali sie tych samych, ktorzy uprowadzili doktora.
– W takim razie Molnarowi grozi niebezpieczenstwo.
– Czy ci tajemniczy ludzie mogli wiedziec, ze pani ojciec z nim wspolpracowal?
– Watpie. Ojciec byl niezwykle czujny, zawsze pamietal o ostroznosci… – Spojrzala na Jasona wystraszonymi oczami. – Ale z drugiej strony ktos wiedzial o spotkaniu w kosciele.
Bourne pokiwal glowa.
– Wie pani, gdzie ten Molnar mieszka?
Zawiozla go na Rozane Wzgorze. Budapeszt ukazal sie mu jako urokliwe zbiorowisko kamienic przypominajacych tort urodzinowy, z pieknie rzezbionymi nadprozami i gzymsami, brukowanych uliczek, kwiatow na balkonach z recznie kutego zelaza, kawiarenek z kunsztownymi zyrandolami i ich cytrynowym swiatlem, z czerwonawa boazeria na scianach, jaskrawych rozblyskow w oknach, zwyklych, witrazowych i wytrawionych w secesyjne wzory. Ale Budapeszt to, podobnie jak Paryz, przede wszystkim kreta rzeka, ktora dzieli miasto na polowy, i spinajace jej brzegi mosty. To miasto rzezbionego kamienia, gotyckich wiez, szerokich schodow, oswietlonych latarniami walow obronnych, miedzianych kopul, porosnietych dzikim winem murow, monumentalnych pomnikow i blyszczacych mozaik. I miasto parasoli, bo gdy padal deszcz, rozkwitaly nad Dunajem tysiacami, jak zagle.
Bourne byl gleboko poruszony. Czul sie, jakby wrocil do miasta zapamietanego z kolorowego snu, snu, ktory z niezwykla, wlasciwa snom jasnoscia wyplywal z jego podswiadomosci. Pamiec zalewala go strzepami wspomnien, ale nie potrafil wychwycic z nich niczego konkretnego.
Annaka musiala to wyczuc, bo spytala:
– Co sie stalo?
– Juz tu bylem- odparl. – Pamieta pani? Powiedzialem, ze tutejsza policja bywa trudna.
– Co do tego ma pan calkowita racje. I nie wie pan, skad pan o tym… wie?
Oparl glowe o zaglowek.
– Wiele lat temu mialem straszny wypadek. Nie, wlasciwie to nie byl wypadek. Strzelano do mnie na trawlerze, wypadlem za burte. Omal nie umarlem z szoku, utraty krwi i z zimna. Zaopiekowal sie mna pewien francuski lekarz. Wyjal kule, opatrzyl mnie… Wrocilem do zdrowia, ale tylko fizycznego. Przez jakis czas stracilem pamiec, a potem powoli, zmudnie, krok po kroku zaczalem ja odzyskiwac. Ale nie calkowicie i chyba jej juz nie odzyskam. Musze zyc, jak zyje.
Annaka patrzyla prosto przed siebie, wyraznie poruszona.
– Nie wiem, kim jestem – dodal. – Trudno to sobie wyobrazic, nie mozna wytlumaczyc. Czlowiek czuje sie wtedy jak…
– Dryfujaca lodz.
Az zadrzal.
– Tak.
– Wokolo morze, ani sladu ladu. Nie ma gwiazd, ksiezyca ani slonca, ktore wskazaloby droge do domu.
– Tak, cos w tym rodzaju. – Byl zaskoczony. Chcial spytac, skad o tym wie, ale parkowali juz przed duza, bogato zdobiona kamienica.
Wysiedli i weszli do przedsionka. Annaka pomacala reka po scianie i zaplonelo slabe swiatlo. Mozaikowa podloga, rzad przyciskow, pod przyciskami nazwiska lokatorow, w tym Molnara. Zadzwonila. Odpowiedziala im cisza.
– To nic nie znaczy. – Annaka pokrecila glowa. – Pewnie jest u Schiffera.
Bourne podszedl do szerokich, w polowie przeszklonych drzwi.
– Zaraz sie przekonamy.
Pochylil sie, pomajstrowal przy zamku i drzwi puscily. Annaka zapalila swiatlo. Palilo sie przez trzydziesci sekund, w tym czasie kretymi schodami weszli na pierwsze pietro.
Mieszkanie Molnara. Zamek w koncu ustapil, choc tym razem trwalo to dluzej. Annaka chciala wejsc do srodka, lecz Bourne powstrzymal ja gestem reki. Wyjal pistolet i lekko pchnal drzwi. Swiatlo. W mieszkaniu palilo sie swiatlo, lecz panowala w nim glucha cisza. Salon, sypialnia, lazienka, kuchnia – wszedzie idealny porzadek, ani sladu walki. I ani sladu Molnara.
– Niepokoi mnie to swiatlo. – Bourne schowal pistolet. – Nie, nie mogl wyjsc do Schiffera.
– W takim razie zaraz wroci. Zaczekajmy.
Na polce w salonie stalo kilka oprawionych w ramki zdjec.
– To on? – spytal Jason, wskazujac krepego mezczyzne z zaczesanymi do gory gestymi czarnymi wlosami.
– Tak, on. – Annaka rozejrzala sie wokolo. – W tym domu mieszkali moi dziadkowie i jako dziecko czesto bawilam sie tu z kolezankami. Znalysmy wszystkie przejscia i kryjowki…
Bourne powiodl palcami po grzbietach starych plyt gramofonowych w stojaku obok kosztownej aparatury stereo.
– Milosnik opery i audiofil.
– Nie ma kompaktu?
– Ludzie tacy jak on uwazaja, ze muzyka cyfrowa pozbawia nagranie ciepla i subtelnosci.
Na biurku stal laptop, podlaczony do pradu i do zewnetrznego modemu. Ekran byl czarny, lecz obudowa ciepla. Bourne wcisnal klawisz i komputer natychmiast ozyl; byl tylko w trybie uspienia – nikt go nie wylaczyl.
Annaka zajrzala mu przez ramie.
– Waglik, argentynska goraczka krwotoczna, kryptokok, dzuma pluc na… Boze swiety, co on robil na tej