nadchodzil. Nawiedzala ja wizja zaplakanej twarzy Kantiego, przerazonego, ze musi opuscic rodzine, zostawic wszystko, co zna.

Trzy razy w tygodniu szla przez pola pelne min przeciwpiechotnych, by zobaczyc Kantiego, ucalowac jego blade policzki i przekazac mu wiesci z domu. Ktoregos dnia znalazla tylko cialo dziadka. Po Kantim nie bylo sladu. Wkroczyly rosyjskie sily specjalne, zabily jej dziadka i zabraly brata do Krasnej Turbiny.

Przez nastepne pol roku probowala dowiedziec sie czegos o Kantim, ale byla wtedy zbyt mloda i niedoswiadczona, poza tym nie miala pieniedzy, nie mogla wiec znalezc nikogo chetnego do rozmowy. Trzy lata pozniej matka zmarla, siostry znalazly sie w sierocincach, a ona dolaczyla do rebeliantow. Nie wybrala latwej drogi – musiala znosic grozby mezczyzn, nauczyc sie pokory, a nawet sluzalczosci, zidentyfikowac swoje, jak wowczas myslala, skromne przymioty i oszczednie nimi gospodarowac. Jednak wyjatkowy spryt szybko jej pozwolil odkryc, jak grac w te gre. W odroznieniu od mezczyzn, ktorzy awansowali dzieki strachowi, jaki budzili, musiala uzywac w tym celu wrodzonych atutow. Przez rok znosila trudy oddawania sie kolejnym opiekunom, az w koncu przekonala jednego z nich, by przypuscil nocny szturm na oboz w Krasnej Turbinie.

Tylko dlatego dolaczyla do rebeliantow i przeszla przez cale to pieklo, a jednoczesnie bala sie tego, co moze tam znalezc. Ale nie znalazla niczego, zadnego sladu miejsca pobytu brata, jakby Kanti w ogole nie istnial…

Obudzila sie, z trudem lapiac powietrze. Rozejrzala i przypominala sobie, ze leci samolotem Spalki na Islandie. Oczami duszy, wciaz na wpol pograzona w snie, widziala zalzawiona twarz Kantiego i czula gryzacy smrod lugu dobywajacy sie z dolow na zwloki w Krasnej Turbinie. Opuscila glowe. Niepewnosc ja dobijala. Gdyby wiedziala, ze jej brat nie zyje, moze zdlawilaby w sobie poczucie winy, ale jesli jakims cudem przezyl, do konca zycia wyrzucalaby sobie, ze go nie uratowala przed tym, co zrobili mu Rosjanie.

Poczula, ze ktos sie zbliza. Podniosla wzrok. To Mahomet, jeden z dwoch porucznikow, ktorych Hasan przywiodl do Nairobi, by byli swiadkami otwarcia ich bramy do wolnosci. Drugi porucznik, Ahmed, ignorowal ja od czasu, gdy zobaczyl jej zachodnie stroje. Mahomet mial posture niedzwiedzia, oczy koloru tureckiej kawy i dluga krecona brode, ktora przeczesywal palcami, gdy byl zaniepokojony. Stal teraz nad nia, przechylony nad oparciem siedzenia.

– Wszystko w porzadku, Zino? – zagadnal.

Spojrzala na Hasana i zobaczyla, ze spi. Wygiela usta w lekkim usmiechu.

– Snilam o naszym nadchodzacym tryumfie.

– Bedzie wspanialy, prawda? Wreszcie nastapi sprawiedliwosc! W koncu wyjdziemy z cienia!

Widziala, ze chce usiasc kolo niej, ale nic nie powiedziala. Bedzie musial zadowolic sie tym, ze go nie odpedzi. Przeciagnela sie, wypinajac piersi, i z rozbawieniem obserwowala, jak Mahomet otwiera szeroko oczy. Brakuje tylko, zeby wywalil jezyk, pomyslala.

– Napijesz sie kawy? – zaproponowal.

– Czemu nie? – Mowila obojetnym glosem, wiedzac, ze Mahomet czeka na zachete. Jej pozycja, umocniona przez wazne zadanie, jakie powierzyl jej Szejk, najwyrazniej robila na nim wrazenie. Ahmed natomiast, jak wiekszosc czeczenskich mezczyzn, widzial w niej tylko kobiete, podczlowieka. Przez moment zawiodly ja nerwy, gdy uswiadomila sobie, jak wielka bariere kulturowa probuje pokonac. Ale po chwili wrocila jej jasnosc umyslu, plan, ktory ulozyla za poduszczeniem Szejka, byl rozsadny, miala pewnosc, ze sie powiedzie. Gdy Mahomet odwrocil sie, by odejsc, odezwala sie, myslac wlasnie o tym planie.

– Skoro juz idziesz do kambuza, sobie tez przynies filizanke.

Kiedy podal jej kawe, upila lyk, nie proszac go nawet, by usiadl. Stal, opierajac sie o fotel, z filizanka w dloniach.

– Powiedz mi – odezwal sie – jaki on jest?

– Szejk? Czemu nie spytasz o to Hasana?

– Arsienow nic nie mowi.

– Moze jest zazdrosny o swoja pozycje – odrzekla, przygladajac sie Mahometowi znad filizanki.

– A ty?

Rozesmiala sie cicho.

– Mnie nie przeszkadza dzielenie jej z kims. – Upila kolejny lyk kawy. – Szejk jest wizjonerem. Widzi swiat nie taki, jaki jest teraz, ale taki, jaki bedzie za rok… za piec lat! Przebywanie w jego obecnosci to niezwykle przezycie. To czlowiek, ktory kontroluje sie pod kazdym wzgledem i ma wplywy na calym swiecie.

Mahomet odetchnal z ulga.

– Wiec naprawde jestesmy ocaleni.

– O tak, ocaleni. – Zina odstawila filizanke. Wyjela brzytwe i krem do golenia, ktore znalazla w bogato wyposazonej toalecie. – Chodz tu, usiadz przy mnie.

Mahomet nie wahal sie dlugo. Usiadl tak blisko, ze ich kolana sie zetknely.

– Nie mozesz pojawic sie w Islandii z taka broda!

Mierzyl ja ciemnymi oczami, przeczesujac palcami zarost. Zina zabrala mu rece z brody, a potem otworzyla brzytwe i nalozyla mu krem na prawy policzek. Przejechala ostrzem po skorze. Mahomet zadrzal, a gdy zaczela go golic, przymknal oczy.

Ahmed uniosl sie w fotelu i przygladal sie calej scenie. Polowa twarzy Mahometa byla juz ogolona, a Zina nie przerywala pracy. Ahmed wstal i podszedl do nich. W milczeniu patrzyl, jak Mahomet traci zarost, w koncu odchrzaknal i zapytal:

– Moge byc nastepny?

– Nie spodziewalem sie, ze facet bedzie mial taki marny pistolecik – stwierdzil Kevin McColl, wyciagajac Annake ze skody. Z pogarda odrzucil bron.

Annaka podazyla za nim pokornie, zadowolona, ze wzial jej pistolet za bron Chana. Stala na chodniku ze wzrokiem wbitym w ziemie, usmiechajac sie pod nosem. Jak wielu mezczyzn, McColl nie mogl sobie wyobrazic, ze kobieta nosi przy sobie bron ani ze moglaby jej uzyc. Musi dopilnowac, zeby ta niewiedza nie wyszla mu na dobre.

– Po pierwsze, chce cie zapewnic, ze nic ci sie nie stanie. Musisz tylko szczerze odpowiadac na moje pytania i sluchac moich polecen. – Nacisnal kciukiem na nerw po wewnetrznej stronie jej lokcia, by zrozumiala, ze mowi serio. – Rozumiemy sie?

Skinela glowa i krzyknela z bolu, gdy mocniej wbil kciuk.

– Kiedy pytam, masz odpowiadac.

– Rozumiem – wykrztusila.

– To dobrze. – Poprowadzil ja w podcien bramy domu pod numerem 106/108. – Szukam Jasona Bourne'a. Gdzie on jest?

– Nie wiem.

Kolana ugiely sie pod nia z bolu, gdy jeszcze mocniej nacisnal na lokiec.

– Sprobujemy jeszcze raz – podjal. – Gdzie jest Jason Bourne?

– Na gorze – odparla ze lzami w oczach. – W moim mieszkaniu.

Rozluznil uchwyt.

– Widzisz, jakie to proste? A teraz prowadz na gore.

Otworzyla drzwi kluczem. Weszli do srodka. Wlaczyla swiatlo i wspieli sie po szerokich schodach. Kiedy znalezli sie na trzecim pietrze, McColl zatrzymal ja.

– Sluchaj uwaznie – powiedzial cicho. – Masz udawac, ze wszystko jest w porzadku. Jasne?

– Tak – szepnela.

Przyciagnal ja do siebie, kryjac sie za jej plecami.

– Jesli go ostrzezesz, wypatrosze cie. – Pchnal ja do przodu. – No, zaczynamy.

Podeszla do drzwi, otworzyla je i weszla do mieszkania. Jason lezal na sofie z polprzymknietymi oczami. Uniosl wzrok.

– Sadzilem, ze jestes…

McColl odepchnal Annake i uniosl bron.

– Tatus wrocil! – zawolal, wycelowal pistolet i nacisnal spust.

Rozdzial 22

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату