Ugryzl rogalik, siegnal po komorke i wystukal numer Sidy. Upil lyk kawy. Po kilku sygnalach uslyszal kobiecy glos.

– Halo – powiedzial pogodnym glosem. – Pani Sido?

– Tak…?

Rozlaczyl sie, nie odpowiadajac, i lapczywie zjadl reszte sniadania. W oczekiwaniu na zamowiona taksowke patrzyl katem oka na drzwi wejsciowe i przygladal sie kazdemu wchodzacemu na wypadek, gdyby byl to McColl lub inny agent CIA przyslany tu, zeby go sprzatnac. Upewniwszy sie, ze nie jest obserwowany, wyszedl na ulice, wsiadl do taksowki i podal kierowcy adres doktora Sido. Po niecalych dwudziestu minutach samochod zatrzymal sie przed malym domem z kamienna fasada, frontowym ogrodkiem i zelaznymi balkonikami na kazdym pietrze.

Bourne wszedl po schodach i zastukal. Drzwi otworzyla korpulentna kobieta w srednim wieku, z lagodnymi piwnymi oczami i milym usmiechem. Miala ciemne wlosy spiete z tylu w kok i byla gustownie ubrana.

– Pani Sido? Zona doktora Sido?

– Zgadza sie. – Patrzyla na niego pytajaco. – W czym moge pomoc?

– Nazywam sie David Schiffer.

– Tak?

Usmiechnal sie czarujaco.

– Kuzyn Feliksa Schiffera, pani Sido.

– Przykro mi – powiedziala zona Petera Sido – ale Felix nigdy o panu nie wspominal.

Bourne byl na to przygotowany. Zachichotal.

– I nic dziwnego. Widzi pani, stracilismy ze soba kontakt. Dopiero co wrocilem z Australii.

– Z Australii! O moj Boze. – Odsunela sie na bok. – Alez prosze wejsc, prosze. Niech pan nie mysli, ze chce byc nieuprzejma.

– Absolutnie nie – odparl Bourne. – Jest pani po prostu zdziwiona, jak bylby kazdy na pani miejscu.

Poprowadzila go do malego saloniku, wygodnego, choc ciemnego, i poprosila, zeby usiadl. Powietrze pachnialo drozdzami i cukrem. Usiadlszy na wyscielanym krzesle, kobieta spytala:

– Napije sie pan kawy czy herbaty? A moze placka drozdzowego? Dzis upieklam.

– Moj ulubiony – odpowiedzial. – A do tego kawa. Dziekuje.

Usmiechnela sie i ruszyla do kuchni.

– Nie jest pan czesciowo Wegrem, panie Schiffer?

– Prosze mowic mi David – powiedzial, wstal i poszedl za nia. Nie znal historii rodziny, wiec wkroczylby na grzaski teren, gdyby rozmowa zeszla na Schifferow. – Czy moge w czyms pani pomoc?

– Dziekuje, Davidzie. I mow mi Eszti. – Wskazala przykryta blaszke z ciastem. – Ukroj nam po kawalku.

Na drzwiach lodowki zauwazyl wsrod kilku zdjec rodzinnych fotografie mlodej, bardzo ladnej kobiety. Reka przyciskala do glowy szkocki beret, wlosy jej rozwiewal wiatr. Z tylu widac bylo londynska Tower.

– Twoja corka? – zapytal.

Eszti spojrzala na zdjecie i usmiechnela sie.

– Tak, Roza, najmlodsza. Uczy sie w Londynie. W Cambridge – po wiedziala ze zrozumiala duma. – Starsze sa tutaj, z rodzinami – wyszly szczesliwie za maz, dzieki Bogu. Roza jest ambitna. – Usmiechnela sie znowu. – Powiedziec ci cos w tajemnicy, Davidzie? Kocham wszystkie moje dzieci, ale Roze najbardziej. Peter tez. Sadze, ze widzi w niej cos z siebie. Ona ubostwia nauki scisle.

Efektem kilku kolejnych minut krzatania sie po kuchni byl dzbanek kawy i talerzyki z ciastem na tacy, ktora Bourne zaniosl do salonu.

– Wiec jestes kuzynem Feliksa – powiedziala, kiedy usiedli, on na krzesle, ona na sofie. Miedzy nimi stal niski stolik, na ktorym Bourne postawil tace.

– Tak, i chetnie uslyszalbym cos o nim – odparl Bourne, gdy nalewala kawe. – Tyle ze, widzisz, nie moge go znalezc, wiec pomyslalem sobie… No coz, mialem nadzieje, ze twoj maz mi pomoze.

– Nie wydaje mi sie, zeby wiedzial, gdzie jest Felix. – Podala mu kawe i talerzyk z ciastem. – Nie chcialabym cie niepokoic, Davidzie, ale ostatnio byl jakis zdenerwowany. Oficjalnie juz od jakiegos czasu nie pracowali ze soba, ale utrzymywali ostatnio kontakt listowny. – Wlala smietanke do swojej kawy. – Wiesz, nigdy nie przestali byc dobrymi przyjaciolmi.

– I ta niedawna korespondencja dotyczyla spraw prywatnych?

– Tego nie wiem. – Eszti zmarszczyla brwi. – Przypuszczam, ze miala jednak cos wspolnego z ich praca.

– Ale co? Przyjechalem kawal drogi, zeby znalezc kuzyna i szczerze mowiac, zaczynam sie troche martwic. Wszystko, co ty lub twoj maz mi powiecie, moze mi pomoc.

– Oczywiscie, Davidzie, doskonale cie rozumiem. – Ugryzla kawalek ciasta. – Jestem pewna, ze Peter z radoscia cie zobaczy. Ale teraz jest w pracy.

– Moglabys podac mi jego numer?

– Nie na wiele by ci sie zdal. Peter w pracy nigdy nie odbiera telefonow. Bedziesz musial pojsc do kliniki Eurocenter Bio- I na Hattyu utca 75. przy wejsciu musisz przejsc przez bramke detektora metali, a potem jeszcze zatrzymaja cie przy recepcji. Z powodu prowadzonych tam prac sa wyjatkowo czuli na sprawy bezpieczenstwa. Zeby wejsc do czesci, gdzie pracuje Peter, trzeba miec specjalny identyfikator, bialy dla gosci, zielony dla lekarzy, niebieski dla asystentow i personelu pomocniczego.

– Dziekuje za informacje, Eszti. Czy moge spytac, w czym specjalizuje sie twoj maz?

– Jak to, Felix ci nie mowil?

Bourne przelknal lyk doskonalej kawy.

– Jak pewnie dobrze wiesz, Felix jest bardzo skryty. Nigdy nie rozmawial za mna o swojej pracy.

– Oczywiscie. – Eszti zasmiala sie. – Peter tez jest taki i biorac pod uwage dziedzine, ktora sie zajmuje, to chyba lepiej. Jestem pewna, ze gdybym dokladnie wiedziala, co robi, nie moglabym spac. No coz, jest epidemiologiem.

Serce Bourne zatrzymalo sie na jedno uderzenie.

– Musi miec do czynienia z ohydnymi zarazkami. Waglik, ptasia grypa, argentynska goraczka krwotoczna…

Twarz Eszti spochmurniala.

– Nie, nie, prosze, nie mow dalej! – Zamachala pulchna dlonia. – To wlasnie sa rzeczy, z ktorymi ma do czynienia Peter i o ktorych nie chce nic wiedziec.

– Wybacz. – Bourne pochylil sie do przodu i nalal jej jeszcze kawy, za co podziekowala z usmiechem.

Usiadla glebiej i pijac kawe, popatrzyla przed siebie w zamysleniu.

– Cos sobie przypomnialam, Davidzie. Nie tak dawno temu Peter wrocil wieczorem do domu bardzo podekscytowany, tak bardzo, ze jeden raz zapomnial sie i cos mi powiedzial. Robilam obiad, on spoznil sie bardziej niz zwykle, a ja musialam robic wszystko jednoczesnie – pieczen latwo wysuszyc na wior, wiec ja wyjelam z kuchni i wlozylam znowu, kiedy

wreszcie stanal w drzwiach. Nie bylam zadowolona, to pewne. – Lyknela kawy. – O czym to ja…

– Doktor Sido wrocil z pracy bardzo podekscytowany – podpowiedzial Bourne.

– A tak, wlasnie. – Wziela w palce kawaleczek ciasta. – Powiedzial, ze kontaktowal sie z Feliksem, ktory dokonal przelomu w tym czyms, nad czym pracuje od ponad dwoch lat.

Bourne'owi zaschlo w gardle. Wydawalo mu sie dziwne, ze losy swiata leza teraz w rekach gospodyni domowej, z ktora popija sobie kawe, zagryzajac domowym ciastem.

– Czy twoj maz powiedzial ci, co to jest?

– No wlasnie! – zawolala Eszti. – Wlasnie to go tak wtedy podekscytowalo. Jakis rozpylacz biochemiczny, wedlug Petera niezwykle jest w nim to, ze jest przenosny. Mozna go przeniesc w futerale do gitary, tak powiedzial. – Lagodne oczy spojrzaly na niego. – Czy to nie dziwne jak na naukowe cos?

– Rzeczywiscie, interesujace – odparl Bourne, dopasowujac w myslach elementy ukladanki, ktorej rozwiazywanie niejeden raz niemal przyplacil zyciem.

Wstal.

– Obawiam sie, ze musze juz isc. Bardzo dziekuje za goscinnosc i poswiecony mi czas. Wszystko bylo doskonale, zwlaszcza placek.

Zarumieniona i usmiechnieta odprowadzila go do drzwi.

– Koniecznie wpadnij jeszcze, Davidzie, w szczesliwszych okolicznosciach.

Вы читаете Dziedzictwo Bourne'a
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату